[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tał. Czy coś się stało?
- Absolutnie nic - uspokoił ją z rozbrajającym
uśmiechem. - Pan Aldarini jest tylko jednym z powo
dów, dla których tu jestem. Dochodzi do siebie po
zabiegu, choć zdecydowanie za długo odwlekał ope
rację. Przede wszystkim chciałem powiedzieć, że od
kÄ…d pracujemy w parach, udaje nam siÄ™ przeprowa
dzić dużo więcej operacji niż wcześniej, ale ja zo
stanę tu jeszcze tylko kilka miesięcy. Potem wracam
do mojego kraju, by otworzyć nowy oddział. Muszę
więc nabrać jak najwięcej doświadczenia. Gdyby
miała pani osoby w sytuacji podobnej do stanu pana
Aldariniego, to proszę kierować je bezpośrednio do
mnie.
Kat zamrugała ze zdziwienia powiekami. Zazwy-
CUDOWNY LEK 137
czaj nie miała wpływu na to, do jakiego lekarza
trafiajÄ… jej pacjenci.
- Co na to pańscy przełożeni? - spytała.
W końcu, gdy Razak wyjedzie, ona będzie musiała
się dogadać ze starą gwardią oddziału ortopedycz
nego.
- To nie problem - odparł. - Oni nadal pracują po
staremu i ich listy oczekujÄ…cych ciÄ…gnÄ… siÄ™ kilomet
rami.
Kat podziękowała doktorowi Khanowi za propo
zycję. Nie wiedziała, kiedy znajdzie czas, by przej
rzeć karty pacjentów w poszukiwaniu tych, którzy
mogliby skorzystać z oferty ortopedy, choć zdawała
sobie sprawę, że musi to zrobić. Dla dobra tych,
którzy cierpią.
- To bardzo przystojny mężczyzna - powiedziała
Rose, gdy Razak zamknął za sobą drzwi. -I myślę, że
mu się spodobałaś.
- Sprawiał wrażenie miłego - zgodziła się Kat. -
Ale słyszałaś, że za kilka miesięcy wraca do ojczyz
ny. Więc nie nastawiaj się za bardzo, chyba że chcesz,
żebym z nim wyjechała - zażartowała Kat.
To kolejny mężczyzna, który najpierw by ją
uwiódł, a potem zostawił.
Gestem pokazała odbierającej kolejny telefon
Rose, że wychodzi. Jeśli chce mieć siły na wizytę
u Sama, musi coś zjeść. Gdy przekręcała klucz, by
zamknąć drzwi, usłyszała, że dzwoni jej prywatna
linia. Z głupią nadzieją, że usłyszy głos Bena, ot
worzyła drzwi i pobiegła do telefonu.
- Jest tam mój tata? - usłyszała zapłakany głos
dziewczynki.
138 JOSIE METCALFE
- To chyba pomyłka - odrzekła delikatnie. - Wiesz,
z jakim numerem chciałaś się połączyć?
- Pani to doktor Leeman, prawda? - zaszlochała
dziewczynka. - Tata dał mi ten numer.
- Jestem doktor Leeman, ale...
- To mój tata u pani pracuje - dziewczynka wpad
ła jej w słowo. - Opowiadał, że mieszka u pani, że
nazywa się pani Kat... I ma dwóch synów, Josha
i Sama, i... staram się z nim skontaktować, ale nie
mogÄ™!
Kat przez moment tępo wpatrywała się w słuchaw
kę, a po chwili olśniło ją, że rozmawiała z córką
Bena.
ROZDZIAA DZIESITY
Dziecko dalej szlochało, a ona cały czas trawiła
pierwszą informację. Minęło dużo czasu, zanim Ben
opowiedział jej o swojej żonie, ale o córce nie napo
mknął ani słowem.
- Starałam się z nim skontaktować i powiedzieć
mu, że mam ospę, ale on nie odbiera telefonu... I pie
lęgniarka szkolna powiedziała, że mogę wracać do
domu, ale nie wiem, gdzie on jest. I on dal mi ten
numer i...
Więc obie nie wiemy, gdzie Ben się podział, po
myślała Kat. Miała jednak ważniejszy problem do
rozwiązania, a była nim zrozpaczona dziewczynka.
- Spokojnie, kochanie - powiedziała. - Wez głę
boki oddech i powiedz, jak masz na imiÄ™.
- L-Laura-jęknęła dziewczynka.
- L-Laura - powtórzyła Kat, imitując jąkanie się
dziewczynki, na co ta zareagowała chichotem. - Masz
pod ręką kogoś, z kim mogłabym porozmawiać i do
wiedzieć się...
- Pielęgniarka jest ze mną - przerwała jej Laura.
- Korzystam z jej telefonu.
Jej głos zamarł, a w słuchawce odezwała się doros
Å‚a kobieta.
- Doktor Leeman? Nazywam siÄ™ Joan Coriffis,
jestem pielęgniarką w szkole Zwiętego Bernarda.
140 JOSIE METCALFE
Czy może pani skontaktować się z tatą Laury i prze
kazać mu, że powinien odebrać córkę? Muszę prosić
o to rodziców mieszkających najbliżej szkoły, żeby
móc dbać o dzieci tych, którzy są za granicą. Sama
mam dużą rodzinę, ale zajmowanie się dziesiątkami
dzieci może przyprawić o ból głowy.
Kat słyszała o szkole imienia Zwiętego Bernarda
- prestiżowa, z internatem, niedaleko stąd. Pewnie
dlatego Ben wybrał pracę w Ditchling.
No i mogła się domyślać, jak osamotniona czuła
siÄ™ dziewczynka, pozbawiona kontaktu z ojcem. Szyb
ko przemyślała sprawę.
- Nie jestem w stanie skontaktować się teraz z oj
cem Laury. A czy ja mogłabym odebrać małą?
Nastąpiła długa, nieco krępująca cisza, absolutnie
zrozumiała w takiej sytuacji. Nagle Kat usłyszała
głos w tle informujący pielęgniarkę, że ma dwóch
następnych pacjentów, i najwyrazniej w tym momen
cie decyzja została podjęta.
- Jeśli będzie miała pani przy sobie dowód oso
bisty i coś, co potwierdzi, że ojciec Laury faktycznie
u pani pracuje - odrzekła w pośpiechu. - Proszę
przynieść to do gabinetu lekarskiego, w sekretariacie
wskażą pani drogę. A teraz przepraszam najmocniej,
ale muszę kończyć... Do zobaczenia, doktor...
Pielęgniarka odłożyła słuchawkę zanim zdążyła
sobie przypomnieć nazwisko Kat, lecz trudno ją było
za to winić.
Kat nie wyobrażała sobie pracy z dziesiątkami
dzieci. Wystarczyło, że do jej gabinetu przychodziły
pojedynczo lub dwójkami... Trójkami w wypadku
synów państwa K.
CUDOWNY LEK
141
Reszta popołudnia upłynęła jej w natłoku zajęć.
Sprawdziła, czy wirus ospy nie jest grozny dla Sama,
który właśnie przyjmował kortykosteroidy. Jej oba
wy okazały się nieuzasadnione, skoro jej syn miał już
tÄ™ chorobÄ™ za sobÄ….
W łóżku Bena zmieniła pościel. Poprosiła Rose,
by w razie, gdyby wróciła pózniej, zaopiekowała się
Joshem. Jakimś cudem wygospodarowała jeszcze go
dzinę, by odwiedzić Sama. Chłopiec miał już dość
siedzenia w jednym miejscu, znudziły mu się nawet
gry komputerowe, więc rozpoczął walkę o powrót do
domu.
- Jakbym nie miała wystarczająco dużo na głowie
- mruknęła do siebie Kat, gdy przemierzała korytarze
renomowanej szkoły. - Chyba zwariowałam!
Lecz gdy przed gabinetem ujrzała małą sierotkę
spoglądającą w jej kierunku pięknymi, zielonymi
oczami Bena, uznała, że postępuje słusznie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]