[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ca. Mrok rozpraszały jedynie: mdły połysk gwiazd oraz lśnienie zorzy,
bowiem zmierzch Wielkiej Nocy już minął i nastała najciemniejsza pora
roku.
Ponad przestworem pól lodowych, opasujących brzegi ostatnich wód,
przetaczał się i grzmiał wicher o szalonej mocy. Zamiatał barren z nie-
słychaną siłą. Porywał z ziemi tumany drobnych białych śrucinek, imi-
tujących śnieg, i miotał je niby pociski. %7łycie wszelkie starało się ukryć
przed jego furią. Bowiem stawić czoło zabójczej zawierusze ż jej jeszcze
bardziej zabójczym mrozem, dochodzącym do pięćdziesięciu stopni
poniżej zera, znaczyło niewątpliwie  zginąć.
Eskimosi kulili się wewnątrz igloo; lisy drzemały,, zwinięte w kłębek
pod skorupą barren; wilki nie opuszczały legowisk; woły piżmowe i ka-
ribu zbijały się dla ciepła w ciasne gromady; nawet wielkie białe sowy,
jakkolwiek opancerzone warstwą puchu, szukały schronienia pośród diun
i falistych wgłębień pozbawionej drzew pustyni.
Błyskawica odczuł jedynie w drobnym stopniu niemiłosierną furię
zawieruchy. Po krwawej bitwie rozegranej na cyplu łąki przeleżał wiele godzin
w głębi jaskini uczynionej z bloków lodu i skał chory, zbolały i od mnogich ran
osłabły. Jego wielkie bure cielsko poszarpane było i pocięte kłami białej hordy
wilczej. U nasady czaszki ziała głęboka rana, zródło gorączki palącej mu krew.
Oczy trzymał przymknięte. Wycie i zawodzenie wichru zmieniło się w jego
mózgu w ryk i warczenie wściekłej zgrai. Podczas gdy zawierucha hulała ponad
nim, rwąc się na strzępy śród parowów, przepaści i ostrych krawędzi skalnych 
przeżywał na nowo potworny bój sprzed paru godzin.
Powtórnie biegł przez barren u boku Mistyka. Społem koledzy zgłodniali
jedli chciwie mięso wielkich białych sów. Potem w większej już gromadzie
szarpali gardła wołów piżmowych. Wreszcie nadlatywało obce stado i szalała
straszna wałka w obronie .zdobyczy. W gorączkowym majaczeniu schorzały
mózg odtwarzał ów bój na nowo. Głuche warczenie marło w gardzieli. Dygot
wstrząsał ciałem. Prężyły się mięśnie. Natomiast uszy ogłuchły na tumult
wichru, który szalał w mroku i obłąkańczo znęcał się nad światem.
Tuż obok Błyskawicy spoczywał Mistyk. Pieczara, w której znalezli
schronienie, oddalona była zaledwie o dwadzieścia kroków od niedawnego pola
bitwy. Gdyby nie głęboka ciemność, Mistyk mógłby rozróżnić sztywne ciała
poległych, trzy zarżnięte woły piżmowe oraz dwadzieścia sześć okropnie
pokaleczonych wilków. Lecz mrok krył zimne zwłoki, a wicher utajał nawet ich
woń.
Pomiędzy tymi dwoma  Błyskawicą, najpotężniejszym z wilków polarnych
i Mistykiem, przybyszem z kniei południa  zadzierzgnęło się coś więcej niż
zwykła zwierzęca przyjazń. Co do Błyskawicy, grała tu zapewne rolę owa kropla
psiej krwi, spuścizna po Skagenie. Czuwała przecie nieustannie, bijąc chwilami
wysokim płomieniem, rodząc tęsknotę, której nie mógł pojąć, chęć powrotu do
jedynej siedziby ludzkiej jaką znał  owej chaty nad lodowcową dolinką. Lecz
żaden z przodków Mistyka nie był psem. Gdy w swoim czasie, w dniach głodu,
rozpadła się olbrzymia biała horda, Mistyk podążył za obecnym przyjacielem
dlatego wyłącznie, iż spośród wielu białych bestii on jeden był bury. Bracia
Mistyka z południowych krain mieli również bure futra i Mistyk tęsknił do nich
nie mniej niż Błyskawica do domostwa ludzi białych.
Tylko, że knieja Mistyka była rzeczą bliską i realną. Porzucił ją zaledwie
przed miesiącem i niespełna dwieście mil nagiej pustyni dzieliło go teraz od
granicznej linii boru. Obecnie, gdy po długiej głodówce miał brzuch pełen mięsa
wołów piżmowych, pragnienie powrotu do zalesionych rewirów i gęsto
porosłych błot męczyło go ogromnie. Gotów był iść, nawet mimo burzy. Lecz
coś mówiło mu, że ta zamieć jest o wiele gorsza niż inne, podczas których
polował nieraz i odbywał wędrówki,
toteż nie porzucał schronienia, nasłuchując jedynie wycia i gwizdów, odczuwając
nerwami bliskość śmierci.
Niejednokrotnie usiłował zbudzić Błyskawicę z odrętwienia przypo-
minającego sen, które jednak snem nie było. Trącał go nosem. Skomlił.
Ostatecznie wstał i wyjrzał z jaskini w czarną zawieruchę nocy, zdziwiony
mocno, że towarzysz nie chce wstać również. Lecz Błyskawica nie reagował na
najbardziej naglące skowyty, dlatego też Mistyk sam jeden trzymał straż w ciągu
długich mrocznych godzin.
Wreszcie jednak wicher wyczerpał energię w ustawicznym ryku i gonitwie.
Zamilkł łoskot dalekich pól lodowych, ucichły jęki ponad barren i tylko szept
łagodny mącił ciszę nocy. Błysły gwiazdy, pojedynczo na razie, potem parami i
wreszcie w całych konstelacjach. Zwiatło ich rozproszyło ciemność. Strop niebios
zamigotał perłowym połyskiem. Zorza polarna uradowana zapewne, iż burza
minęła, roztoczyła niebywały przepych, niby tancerka wabiąca oczy świata
jaskrawą barwą sukni. Uwijając się pośród gwiazd, kołując i krążąc, bajecznie
gibka i kolorowa, miotała wszędy wstążki pomarańczowe i złote, to znów
płomienne jak języki ognia, rozpuszczonym włosem zamiatając niebo. A Mistyk,
widząc zmianę zaszłą w przyrodzie, jeszcze bardziej nerwowo zaskomlił w stronę
Błyskawicy, po czym nie mogąc się go doczekać wyszedł sam z jaskini.
Błyskawica milczał nadal i trwał w bezruchu, więc Mistyk podreptał ku
padlinie jednego z wołów piżmowych i począł ogryzać zakrzepłe mięso.
Wilk, jedyny z walecznej siódemki, jaki pozostał przy życiu, jadł z nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl