[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kocham cię - powiedziała z trudem. - Cokolwiek się stanie, pamiętaj o tym.
Miał łzy w oczach. Tess widziała jego twarz jak przez mgłę, ale zdławiony
głos zdradzał wzruszenie.
- Wyzdrowiejesz - zapewnił schrypniętym głosem. - Tak powiedzieli lekarze.
Nie mów głupstw!
Powieki cią\yły Tess jak ołów. Przymknęła oczy.
- Opiekuj się małym - szepnęła. - Marzyłeś& o dziecku.
- Marzę o tobie! - wyznał, dotykając wargami jej ucha. - Posłuchaj uwa\nie,
moja głupiutka dziewczynko. Kłamałem jak z nut. Byłem przekonany, \e nie mogę
dać ci dziecka. Tylko dlatego nie chciałem się z tobą o\enić. W przeciwnym razie nie
zastanawiałbym się ani minuty! Chciałem, \ebyś odeszła, bo przy mnie nie mogłabyś
\yć pełnią \ycia. Tak bardzo mi na tobie zale\ało. Na tobie! Bo\e miłosierny, omal
nie zwariowałem, gdy doktor Boswick powiedział mi prawdę. Otwórz oczy, Tess.
Błagam cię, spójrz na mnie!
Jego wołanie brzmiało jak krzyk rozpaczy. Tess uniosła cię\kie powieki i
popatrzyła na bladą niczym chusta twarz ukochanego.
- Nie wa\ się umierać! - rzucił Dane przez zaciśnięte zęby. - Musisz \yć.
Razem wychowamy nasze dziecko. Bez ciebie moje \ycie nie ma sensu! Nie zniosę
kolejnego rozstania! Ty stanowisz sens mego istnienia. Bez ciebie nic nie znaczę!
- Marzyłeś tylko& o dziecku - szepnęła z trudem.
- Nie.
Udręczona bólem Tess ledwie rozumiała, co się do niej mówi.
- Tak. Sam mówiłeś.
Dane pojął, \e jego słowa nie docierają do świadomości \ony. Musiał
natychmiast powiedzieć jej całą prawdę. Czas naglił.
- Popatrz na mnie, Tess. Otwórz szeroko oczy. Spójrz na mnie!
Ostatkiem sił uniosła powieki.
- Kocham cię - oznajmił Dane wolno i dobitnie. Oczy błyszczały mu jak w
gorączce. - Kocham cię.
Jakie miłe słowa, przemknęło jej przez myśl. Chciała odpowiedzieć, ale
zapadła w ciemną otchłań. Dzwięki zlały się w bezsensowny szum.
Tess zasnęła.
ROZDZIAA JEDENASTY
Dane nie spał przez całą noc. Czuwał przy łó\ku \ony. Nie chciał jej zostawić
ani na chwilę. Do synka postanowił zajrzeć rano.
Wpatrywał się uwa\nie w bladą twarz śpiącej Tess. Biedactwo, tyle się
nacierpiała. Skąd miała wiedzieć, \e jest mu taka bliska? Nie oszczędzał jej. Tyle
nieprzyjemnych słów od niego usłyszała. Kto wie, czy zechce mu to wybaczyć?
Najwa\niejsze, by prze\yła i wróciła do zdrowia. Inaczej być nie mo\e.
- Dane? - szepnęła, unosząc powieki. - Moje dziecko& ?
Dane wygląda okropnie - przemknęło jej przez myśl. Był nieogolony. Twarz
miał szarą. Zmęczenie i lęk odcisnęły na niej głębokie bruzdy.
- Chcesz zobaczyć maleństwo? - zapytał cicho, pochylając się nad \oną. -
Zaraz poproszę, \eby siostra je przyniosła.
Podniósł słuchawkę wewnętrznego telefonu i powiedział kilka słów.
Odpowiedział mu pogodny głos. Po chwili do pokoju weszła dy\urna pielęgniarka z
małym zawiniątkiem w objęciach.
- Oto śliczny synek pani Lassiter - oznajmiła pogodnie. - Nareszcie się pani
obudziła. Wszyscy byli bardzo wystraszeni. Proszę spojrzeć na to maleństwo.
Poło\yła dziecko obok Tess i odwinęła rogi kocyka. Ukazała się maleńka
twarzyczka. Tess przez chwilę obserwowała uwa\nie synka, a potem zerknęła na
Dane'a.
- Jest podobny do mego mę\a - szepnęła. - Dane, wygląda zupełnie jak ty!
Dane pochylił się nad łó\kiem i pogłaskał syna po główce.
- Ma twoje oczy, du\e i łagodne - oznajmił stanowczo.
- Pójdę po butelkę - wtrąciła pielęgniarka.
- Nie - zaprotestowała Tess i popatrzyła na nią błagalnie. - Chcę go karmić
piersią. Doktor Boswick powiedział&
- Ale\ oczywiście - przerwała z uśmiechem pielęgniarka. - Moim zdaniem
butelka tak\e się przyda. Jest pani bardzo osłabiona. Straciła pani du\o krwi. Mimo
wszystko przyniosę butelkę. Nie wiadomo, czy będzie dość pokarmu dla tego
maluszka.
Gdy pielęgniarka wyszła, Dane pomógł Tess usiąść na łó\ku. Wsparta plecami
o poduszkę trzymała dziecko w objęciach. Wstrzymała oddech, gdy zaczęło ssać.
Roześmiała się cicho i popatrzyła na mę\a, który obserwował ją z rumieńcami na
policzkach. Zagryzł wargę.
Tess nabrała otuchy. Wierzyła, \e ojcostwo pomo\e mu odzyskać duchową
równowagę i wiarę w prawdziwą miłość. Czuł się zagubiony, ale szczerze kochał
synka. Nie było w jego \yciu innej kobiety, a zatem istniała uzasadniona nadzieja, \e
pozostaną mał\eństwem. Tess postanowiła wykorzystać tę szansę. Wierzyła, \e
pewnego dnia Dane ją pokocha.
Tess i mały John spędzili w szpitalu cały tydzień. Helen i Kit przyszły
odwiedzić młodą matkę i jej synka. Zachwytom nie było końca. Tess puchła z dumy.
Dane wpadał tak często, jak to było mo\liwe. Musiał wrócić do pracy.
Przekonująco grał rolę idealnego ojca, ale nieufna \ona wolała zachować emocjonalny
dystans.
Po tygodniu cała rodzina wróciła na ranczo. Pewnego sobotniego popołudnia
Tess karmiła Johna w sypialni na górze. Dane wszedł do holu, ściskając w dłoni
rękawice. Miał na sobie roboczy strój. Szary kowbojski kapelusz jak zwykle wło\ył
na bakier. W agencji nic się nie działo, mógł więc popracować na ranczo. Gdy wszedł
do sypialni, wydawał się zirytowany.
Stanął w drzwiach i z wahaniem popatrzył na Tess, która siedziała w bujanym
fotelu z synkiem przy piersi.
- Musimy porozmawiać - rzucił krótko.
- Zaraz skończę - odparła.
Usiadł na brzegu łó\ka, obserwując \onę i syna. Twarz z wolna mu się
wypogadzała. Przyglądał im się z dumą. Na jego wargach pojawił się radosny
uśmiech.
- Mógłbym na was patrzeć godzinami. Wydaje mi się, \e to cudowny sen.
Pięknie razem wyglądacie.
- Zauwa\yłeś, jak mały John szybko rośnie? - powiedziała Tess, uśmiechając
się nieśmiało.
- Tess, jak długo zamierzasz karmić go piersią?
To zwyczajne pytanie bardzo ją zaniepokoiło. Podniosła głowę. Machinalnie
odsunęła niesforny kosmyk jasnych włosów. Wyglądała ślicznie. Miała na sobie
zieloną sukienkę w kratkę. Była taka delikatna i krucha.
- Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam - odparła. - Dlaczego pytasz?
- Póki karmisz małego, nie mo\ecie się rozstawać na dłu\ej ni\ kilka godzin -
odparł z wahaniem.
Tess pobladła. Spojrzała na mę\a szeroko otwartymi oczyma.
- Chcesz, \ebym się stąd wyniosła? - wykrztusiła niepewnie. - Wolałbyś, \eby
małego wychowywała niańka? Dlatego pytasz, czy zamierzam go nadal karmić?
Dane oniemiał na moment, a potem krzyknął:
- Na miłość boską! Nie!
Tess dr\ała. Czuła jednocześnie ulgę i obawę.
Dane na moment zacisnął powieki. Otworzył szeroko oczy, wstał i podszedł
do okna. Uderzył rękawicami o dłoń i gapił się ponuro na jesienny krajobraz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl