[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nie bardzo im wyszło, więc nie wiem, czego teraz spróbują. Ty wiesz?
Z lekka mną wstrząsnęło.
 Czego próbowali się dowiedzieć?  spytałem.
 Kto nas wynajął.
Roześmiałem się szczerze.
80
 Wystarczyło mnie zapytać. Nie martw się. Niczego nie spróbują. W sumie
to nie są tacy zli. Jak na Dragaerian z Domu Smoka.
Uśmiechnęła się ironicznie:
 A jakby co to mnie obronisz, tak?
 Pewnie. Zresztą dlaczego nie. Oddałyście pieniądze, choć nie musiałyście,
ale to najlepszy dowód, że nie będziecie próbowały ponownie mnie załatwić, więc
sprawa zakończona. Poza tym my, ludzie, powinniśmy się trzymać razem, nie
sądzisz?
Tym razem ją trafiłem  opuściła wzrok.
 Nigdy wcześniej nie wzięłam  roboty , której celem był człowiek  przy-
znała.  Tej prawie też nie wzięłyśmy, ale. . .
Wymownie wzruszyła ramionami.
Zacząłem się poważnie zastanawiać, jak by tu ją skłonić do częstszego powta-
rzania tej czynności.
 Cieszę się, że Aliera jest taka dobra w ożywianiu  mruknąłem.
 Ja chyba też.
 To dobrze dla nas obojga  dodałem.
I powiedziałem to szczerze.
Przyjrzała mi się uważnie. A czas zaczął wyczyniać różne dziwne rzeczy. . .
Jeżeli rozegrałem to uczciwie, to nadszedł najwłaściwszy moment, by ją pocało-
wać. . .
Więc pocałowałem.
Loiosh odleciał z jej ręki, gdy nasze usta się spotkały.
Nie był to namiętny pocałunek, ale stwierdziłem, że zamknąłem oczy. Dziwne.
Nadal mi się uważnie przyglądała, jakby naprawdę mogła wyczytać coś z mo-
jej twarzy. A potem powiedziała powoli i bardzo wyraznie:
 Mam na imię Cawti.
Przytaknąłem i nasze usta ponownie się spotkały.
Tym razem objęła mnie za szyję.
Kiedy zrobiliśmy przerwę dla nabrania oddechu, delikatnie zsunąłem jej z ra-
mion nocną koszulę. Wycięcie miała takie, że zjechała jej do bioder. Cawti uwol-
niła ręce z rękawów i zajęła się zapięciem mojej peleryny. . .
Było to czyste wariactwo i idiotyzm  miałem tylko jej słowo, że zrezygno-
wały, a dawałem jej idealną okazję do ukatrupienia siebie. I to na dodatek którymś
z moich własnych noży! Chyba do reszty postradałem rozum.
Płaszcz opadł na podłogę. . . pomogła mi zdjąć kaftan. . . a z butami i poń-
czochami poradziłem sobie samodzielnie i padliśmy razem na łóżko. Wrażenie
jej drobnego, ale sprężystego ciała przy moim, jej piersi na moich i jej oddechu
na moim uchu. . . nigdy nie doświadczyłem niczego podobnego i chciałem, by to
trwało wiecznie. I wcale nie musiało następować nic więcej. . .
81
Moje ciało miało jednak własne priorytety i nie omieszkało mnie o tym poin-
formować. Zacząłem gładzić jej plecy, schodząc coraz niżej. . . Pocałowała mnie
i tym razem zrobiliśmy to na serio  jej język miał miły smak. Przesunąłem usta-
mi w dół jej szyi, potem między piersiami, potem po samych piersiach i wróciłem
do ust. Zaczęła się mocować z zapięciem moich spodni, ale przeszkodziłem jej,
łapiąc ją prawą dłonią za pośladki i mocno przyciskając do siebie.
Odsunęliśmy się od siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy z pełnym zrozumie-
niem. A potem wyrzuciłem Loiosha z pokoju, miłość bowiem, podobnie jak mord,
nie powinna mieć świadków.
Rozdział ósmy
 Zostanę i posprzątam krew
Smutne, ale prawdziwe jest, iż człowieka rzadko tak naprawdę cieszy świa-
domość, że żyje, kiedy się budzi. Może jeszcze nie dotarłem do tego etapu, za
to osiągnąłem ten, w którym drugą myślą zaczęło być nieodmiennie:  Wiem, że
żyję, bo mnie boli jak cholera .
Bok przebity rapierem był gorący i bolał, okolice nerki swędziały, piekły i bo-
lały. W brzuchu ćmiło i szczypało  ot, wrak zabójcy. Jęknąłem, ocknąłem się
i zdałem sobie sprawę, że na korytarzu za drzwiami słychać głosy.
Obejmowałem jednym ramieniem Cawti, której głowa leżała na moich pier-
siach, i było to miłe, ale tym razem ciekawość wzięła górę. Ostrożnie wyplątałem
się z uścisku i z pościeli, nie budząc śpiącej, i równie ostrożnie ubrałem się, dbając
o zachowanie ciszy.
Głosy stawały się coraz wyrazniejsze i bez trudu rozpoznałem należący do
Aliery, choć nie byłem w stanie zrozumieć, co konkretnie mówiła. Otworzyłem
cicho drzwi, wyszedłem na korytarz i zamknąłem je za sobą delikatnie. Głosy
dochodziły z biblioteki, więc poszedłem w tamtym kierunku pogrążonym w pół-
mroku i chłodzie korytarzem. Przypomniała mi się pierwsza wizyta w tych pod-
ziemiach i wstrząsnął mną dreszcz. Drugi głos należał do Morrolana i w miarę jak
zbliżałem się do biblioteki, rozumiałem go coraz lepiej:
 . . . może być prawda, ale to i tak nie zmienia faktu, że to nie nasza sprawa.
 Nie nasza? To w takim razie czyja? Jak. . . o, widzisz? Obudziłeś mi pa-
cjenta.
 Nie szkodzi  skontrował Morrolan, witając mnie skinieniem głowy. 
Dawno nie słyszał jałowej dyskusji, więc będzie miał okazję. Poza tym wyczer-
pujesz moją cierpliwość.
Biblioteka była długa, słabo oświetlona i pełna książek, ale znajdowało się
w niej też sporo foteli, naturalnie z czarnej skóry. %7ładen nie był zajęty, bo dyskusja
doszła już do granicy kłótni i oboje stali naprzeciwko siebie. Morrolan z rękoma
skrzyżowanymi na piersiach, Aliera ujmując się pod boki. Kiedy się do mnie od-
wróciła, zauważyłem, że jej normalnie zielone oczy stały się już błękitne  była
83
to równie wyrazna oznaka niebezpieczeństwa co zesztywnienie szyi smoka. Zna-
lazłem wygodny fotel i usiadłem  zapowiadała się naprawdę uczciwa awantura.
A dobra awantura musi potrwać, toteż najlepiej oglądać ją na siedząco.
Aliera prychnęła i ponownie skupiła uwagę na kuzynie:
 Twoja wina, że nie dostrzegasz oczywistego!  oznajmiła.  W czym
problem? Nie jest to dla ciebie wystarczająco subtelne?
 Gdyby było cokolwiek do zauważenia, na pewno bym zauważył to przed
tobą.
 Gdybyś miał tyle honoru co teckla, byłbyś w stanie zobaczyć to równie
wyraznie jak ja.
 A gdybyś ty miała bystry wzrok teckli, mogłabyś rozróżnić, co nas dotyczy,
a co nie.
Aliera z lekka zatrzęsło.
 A mógłbyś mi uprzejmie wyjaśnić, dlaczego niby ma to nas nie dotyczyć?
 spytała jadowicie.  Smok to Smok. Tylko że ten Smok jest Jheregiem i chcę
się dowiedzieć dlaczego. Dziwi mnie, dlaczego ty nie chcesz.
Morrolan kiwnął głową w moją stronę.
 Poznałaś zastępcę Vlada, prawda? Kragar też jest Smokiem i. . .
 Ta glista?  przerwała mu pogardliwie.  Doskonale wiesz, że został
wyrzucony z Domu Smoka!
 Ona być może też. . .
 Jeżeli tak, to chcę się dowiedzieć za co i kiedy.
 To dlaczego jej po prostu nie zapytasz?
 Bo mi tego nigdy nie powie, o czym doskonale wiesz. Nawet nie przyzna
się, że jest Smokiem, a co dopiero. . .
Morrolan prychnął i zmienił taktykę:
 Przyznaj, że głównie chodzi ci o znalezienie innego kandydata na następcę
tronu.
 I co z tego? Co to ma wspólnego z. . .
 A może powinniśmy zapytać Sethrę?  spytał niespodziewanie.
Urwała w pół zdania, przekrzywiła głowę i zastanowiła się.
 Taaak. . . doskonały pomysł  zgodziła się.  Może zdoła ci wbić do
głowy odrobinę zdrowego rozsądku.
Zignorował to.
 W takim razie chodzmy do niej  zaproponował i dodał pod moim adre-
sem:  To długo nie potrwa.
 Dobra. Zostanę i posprzątam krew.
 Co?!
 Nic. Macie, to idzcie.
Zniknęli.
84
A ja powoli wstałem i wróciłem do pokoju Cawti, wymawiając po drodze jej
imię na różne sposoby, tyle że w myślach: Cawtiii, Caaawti, Cawwwtii. . . dobre,
wschodnie ludzkie imię. Złapałem za klamkę, opamiętałem się i klasnąłem cicho. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl