Neels Betty W poszukiwaniu blasku księżyca 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pojechała dzisiaj autobusem!
Skręcił w boczną ulicę, biegnącą tuż obok kanału, i w oddali
ujrzał niewielką grupkę ludzi bacznie przypatrujących sięczemuś
w wodzie. Po chwili był już przy nich.
Dwie głowy unoszące się nad powierzchnię i na przemian pod
nią znikające powoli dopływały do brzegu.
Natychmiast wezwaÅ‚ policjÄ™ i kaietkÄ™ pogotowia, potem wy­
siadł z samochodu, rzucił na maskę płaszcz przeciwdeszczowy
i bez cienia wahania zsunÄ…Å‚ siÄ™ po nasypie. Nad powierzchniÄ…
mocno zanieczyszczonej wody dostrzegł twarz Sereny; co chwila
chowała się w ciemnej toni.
- Dopłyń do brzegu! - polecił, gdy zbliżył się do niej. - Już
jÄ… mam.
Serena, Å›miertelnie zmÄ™czona i zesztywniaÅ‚a z zimna, wyko­
nała polecenie doktora, lecz kiedy znalazła się przy nasypie,
przekonała się, że wspinaczka po nim jest ponad jej siły. Poczuła
na plecach czyjeś ręce, wciągające ją na zaśnieżoną ulicę. Leżała
bezwładnie, ociekając brudną wodą i szczękając zębami.
- Oddychaj... nie oddychaj... oddychaj gÅ‚Ä™boko... - usÅ‚y­
szała nad głową. Poczuła, że ktoś przykrył ją płaszczem.
- Wytrzymaj, drogie dziecko.
To prośba Marca, uświadomiła sobie.
- Sereno, pojedziesz teraz karetką - rozległ się po chwili ten
sam, chociaż bardziej odległy głos, dochodzący jakby z tunelu.
Wymagasz przebadania. Potrzebujesz kilku godzin, żeby się
rozgrzać i przyjść do siebie.
- Nie. Pójdę do domu. Co z tamtą kobietą? Będzie żyła?
119
- Myślę, że tak.
Usłyszała jego śmiech.
- Następnym razem ratuj kogoś z twoją posturą, Sereno. Ona
waży ze sto pięćdziesiąt kilogramów.
Poczuła, jak dłoń Marca dotyka jej włosów.
- Jestem brudna - wymamrotała.
- Rzeczywiście, jesteś.
SpojrzaÅ‚ na jej umazanÄ… bÅ‚otem twarz, pozlepiane wÅ‚osy i nie­
wielki siniak nad okiem.
Wyglądała tak, jakby leżała tu już kilka godzin, choć
w rzeczywistoÅ›ci od caÅ‚ego wydarzenia dzieliÅ‚y ich dopiero mi­
nuty.
Doktor podniósł ją delikatnie z ziemi i zaniósł do karetki,
w której umieszczono już uratowaną przez nią kobietę. Ter Feu-
len miał rację; była naprawdę bardzo gruba. Serena zamknęła
oczy i zasnęła.
W szpitalu zaczęła strasznie wymiotować. Nudności, brud,
błoto oraz mokra odzież przylegająca do jej ciała sprawiły, że
znalazła się u kresu sił.
Przez caÅ‚y czas, kiedy siostra przeÅ‚ożona i pielÄ™gniarka roz­
bieraÅ‚y jÄ… i obmywaÅ‚y ciepÅ‚Ä… wodÄ…, Serena pÅ‚akaÅ‚a. A gdy w po­
koju pojawił się doktor w suchym i czystym fartuchu, jej rozpacz
jeszcze się wzmogła.
- Wymiotowała? - zapytał przełożoną ter Feulen. - Dobrze,
siostro, zaraz ją obejrzę. Czy są jakieś obrażenia?
Wcześniej ubrali dziewczynę w szpitalną koszulę. Przełożona
uniosła ją teraz, żeby pokazać zadrapania i siniaki na ciele Sere-
ny.
- Antytężcowy, żeby mieć caÅ‚kowitÄ… pewność -poleciÅ‚, wo­
dząc słuchawką po jej plecach. - Nie słyszę nic szczególnego,
ale przez najbliższą dobę powinna zostać pod obserwacją.
Uśmiechnął się do dziewczyny i widząc jej pozieleniałą
twarz, podał miskę.
W samÄ… porÄ™.
120
- Tak mi przykro - wysapała.
- Nie ma powodów. - Poklepał ją po ramieniu i wyszedł.
- Zwięta racja - potwierdziła siostra. - Do jutra wszystko
będzie w porządku.
- Ależ on też był w wodzie - powiedziała Serena.
- Tak, moja droga. To wielkie szczęście, że tamtÄ™dy przejeż­
dżaÅ‚. JesteÅ› bardzo dzielnÄ… dziewczynÄ…. - UÅ›miechnęła sie życz­
liwie i znowu podała jej naczynie.
Siostra przeÅ‚ożona miaÅ‚a racjÄ™. Na drugi dzieÅ„ Serena czu­
Å‚a siÄ™ wyÅ›mienicie. PoÅ‚ożono jÄ… w izolatce. Podano przepysz­
ne jedzenie. Pozwolono godzinami wylegiwać siÄ™ w gorÄ…cej kÄ…­
pieli.
Podczas ostatniego obchodu siostra z nocnej zmiany zapew­
niła ją, że ktoś już zaopiekował sięjej kotką, a płaszcz i torebkę
zabrano z miejsca wypadku.
- Niebawem przyniesiemy pani odzież na zmianę i będzie
pani mogła wrócić do domu. Jednak zanim znowu pojawi się
pani w pracy, musi pani jeszcze trochę odpocząć.
- A ta kobieta? Jak ona siÄ™ czuje?
- Powoli dochodzi do siebie. Zaraz poproszÄ™ którÄ…Å› z pielÄ™g­
niarek, żeby przyniosła pani herbatę.
Potem Serena zasnęła. Po przebudzeniu odkryła, że na krześle
obok łóżka leży jej ubranie. Usłyszała też dobiegający z oddali
brzęk talerzy, co znaczyło, że przyszła pora na obiad.
Pełna nadziei, że po posiłku będzie mogła wrócić na Park
Street, postanowiÅ‚a siÄ™ ubrać. Przez pół godziny siedziaÅ‚a spo­
kojnie na łóżku, czekając na dalszy bieg wydarzeń.
Nagle do pokoju wszedÅ‚ doktor. ByÅ‚a z nim siostra przeÅ‚ożo­
na. Oboje stali przez chwilÄ™, bacznie przypatrujÄ…c siÄ™ Serenie.
W końcu doktor zapytał:
- Jesteś gotowa, by wrócić do domu, Sereno?
Dziewczyna wstała.
- Tak, proszę pana - odparła, sięgając po żakiet. Nie był
specjalnie ciepły, ale jej płaszcz, jak dowiedziała się wcześniej,
121
odesłano do pralni. Teraz dostrzegła, że doktor przyniósł dla niej
wÅ‚asne okrycie. PoczekaÅ‚, aż Serena podziÄ™kuje siostrze za opie­
kę, po czym wyprowadził ją z pokoju. W korytarzu dziewczyna
zatrzymała się.
- Nie miałam dotąd okazji, żeby podziękować za uratowanie
mnie... nas obu wczoraj. Jestem bardzo wdzięczna.
Ter Feulen z powagą skinął głową.
Serena zastanawiała się, jaka mogła być przyczyna tego, ze
sprawiał wrażenie tak odległego. Do tej pory zachowywał się
bardzo przyjaznie.
- WezmÄ™ taksówkÄ™ - powiedziaÅ‚a, wyciÄ…gajÄ…c rÄ™kÄ™ w kie­
runku jezdni, ale doktor powstrzymaÅ‚ jÄ… i poprowadziÅ‚ do wÅ‚as­
nego samochodu.
- Nie ma potrzeby... - zaczęła.
- Nie sprzeczaj się ze mną, Sereno - przerwał jej szorstko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl