[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdy przesłuchiwałem następnego dnia mężczyznę, doprowadzonego tym razem z aresztu,
powiedział:  Panie prokuratorze, siedziałem całą noc i więcej nie mam zamiaru. Powiem
panu wszystko, choć trochę się krępuję. Wczoraj, jak czekałem na wezwanie, przyjrzałem się
tej kobiecie, którą pan też wczoraj za kłamstwo zamknął. Nie jest to kobieta ładna, ale i ja nie
piękny; nie młoda, ale i ja stary. Zagadałem, że mi się podoba. Okazało się, że ja jej też.
Wyszliśmy na ulicę. Wsiedliśmy do mojej Warszawy i pojechaliśmy trzy kilometry od
centrum Garwolina w kierunku stolicy. Tam po prawej stronie jest las. Wjechałem w las, po
czym razem przeszliśmy na
tylne siedzenie. Już po pół godzinie, a może po czterdziestu minutach byliśmy z powrotem na
korytarzu prokuratury. Ze nie znaliśmy się wcześniej, mogę przysiąc. Daję panu też moje
słowo, że z kobietą nie tylko nie rozmawiałem o śledztwie, ale nie rozmawiałem w ogóle, nie
było czasu.
Wszystko wydało mi się nieprawdopodobne, było jednak prawdziwe. Oględziny
wskazanego miejsca w lesie ujawniły ślady opon Warszawy oraz odbite w śniegu ślady stóp
mężczyzny i kobiety, tak jakby przeszli oni razem tylko 2 3 kroki i wrócili. Ponie - waż on
był żonaty, a ona mężatka  sprawa wymagała dyskrecji  tylko to uzgodnili.
Po kilku miesiącach śledztwo w sprawie zatrucia pyzami umorzyłem. Zdarzenie okazało
się nieszczęśliwym wypadkiem. Gospodyni, mając w domu arsze- nik do trucia szczurów,
pomyliła torby. W ten sposób znalazł się on w pyzach.
Po umorzeniu śledztwa zjawił się u mnie adwokat  pełnomocnik rodziny zmarłych, aby
przejrzeć akta. Postanowiłem wówczas wyjąć z nich te stronice, które dotyczyły romansu
niefortunnych świadków. Włożyłem je do osobnej koperty i zalakowałem. Adwokatowi
powiedziałem, że wyjęte stronice nie dotyczą sprawy otrucia i dlatego mu ich nie daję.
A swoją drogą do czasu tego śledztwa nie wyobrażałem sobie, że można w pewnej sferze
spraw działać tak szybko. Gdybym chciał coś podobnego wymyślić, pewno bym nie potrafił.
PRZESTPCA POPEANIA BAD
Pamiętam ze swej praktyki dwa udaremnione szantaże.  Autorem" pierwszego był
inteligent, drugiego rolnik. Znaczne różnice w poziomie intelektu
alnym obu sprawców, znalazły, rzecz jasna, odbicie w przedsięwziętym spossobie działania.
Przestępstwo popełnione przez inteligenta pomyślane zostało znakomicie, przez rolnika
wręcz głupio, przy czym obaj popełnili ten sam zupełnie elementarny błąd i to właśnie
'zdziwiło mnie najbardziej. Oba przestępstwa dokonane zostały w byłym powiecie
pruszkowskim, a zetknąłem się z nimi jako wiceprokurator Prokuratury Wojewódzkiej w
Warszawie, nadzorując ówczesną Prokuraturę Powiatową w Pruszkowie.
Każdy szantażysta, który chce wystąpić wobec swej ofiary anonimowo, miusi również
anonimowo podjąć okup. Jest to czynność najtrudniejsza, bo w przytłaczającej większości
przypadków ofiara zgłasza o szantażu w MO, po czym szantażysta zgłaszając się po pie-
niądze z reguły wpada w zasadzkę. Pózniej nietrudno już o dowody, przestępcę bowiem
ujmuje się przecież na gorącym uczynku, gdy zjawia się w umówionym miejscu i o ustalonej
godzinie po okup.
Problem polega na tym, aby czynność podjęcia okupu uczynić możliwie bezpieczną, co
nie jest wcale łatwe. Każdy szantażysta potrafi napisać list. Jeden korzysta w tym celu z
pomocy dziecka, inny z dziecinnych drukarenek, które można kupić w sklepie z zabawkami.
Szczególnie często stosowaną metodą jest wycinanie liter z gazety i naklejanie ich na karton
papieru. Taka wycinanka gwarantuje anonimowość, w razie bowiem niepowodzenia żadna
ekspertyza grafologiczna nie ma rzecz jasna szans identyfikacji autora. Z listami nie ma więc
kłopotów. Trzeba tylko wybrać odpowiednio majętną o|ia- rę, po czym listownie zażądać
pieniędzy grożąćfviż za nieposłuszeństwo nastąpi określone, niemiłe dla pokrzywdzonego
zdarzenie, wachlarz pogróżek zaś może być szeroki. Każdy potencjalny szantażysta wie, że
ryzyko, iż ofiara się nie ulęknie i zamelduje
o szantażu jest bardzo duże. Nie sztuka więc napisać list, sztuka odebrać pieniądze przy takiej
taktyce przestępczego działania, by w przypadku zatrzymania z okupem móc wykręcić się ze
sprawy. Wystarczy chwilę pomyśleć, aby zrozumieć ogrom trudności bezpiecznej realizacji
szantażu. Przecież ofiara musi zostawić pieniądze w ustronnym miejscu, w u- kryciu, aby
nikt przypadkowy ich nie znalazł. Szan
tażysta musi w to ustronne miejsce przyjść i mimo zabrani^ pozostawionej mu paczki mieć
argumenty/; na wypadek zatrzymania.
Inteligent, o którym na wstępie wspomniałem  mgr Kazimierz W. długo myślał nad
sposobem stworzenia odpowiedniego marginesu bezpieczeństwa. Wreszcie pomysł
uwieńczył dzieło. Gdy czytałem akta sprawy uznałem koncepcję Kazimierza W. za
niezwykle sprytną. Sprawca przygotował z gazetowych liter jednocześnie dwa listy. Jeden do
upatrzonej ofiary, a drugi... do siebie. W pierwszym liście, grożąc pokrzywdzonemu
zabójstwem, zażądał złożenia we wskazanym miejscu 100 tysięcy złotych. W drugim napisał
takie oto, jak pamiętam, słowa:  Pójdzie pan w najbliższą środę do lasu, nad potok obok
mostku. Pod dużym, omszałym kamieniem będzie paczka. Paczkę tę proszę zabrać i zanieść
na dworzec kolejowy w G. Tam wejdzie pan do ubikacji i położy paczkę na rezerwuarze.
Pózniej może się pan oddalić. Niewykonanie polecenia bądz zawiadomienie MO narazi
zarówno pana, jak i całą rodzinę na wielkie niebezpieczeństwo, nawet utraty ży- ^cia".
Tok myślenia przestępcy był następujący. Pójdę w umówione miejsce, wezmę spod
kamienia pieniądze, a jeżeli natknę się na zasadzkę, pokażę list, który sam do siebie
napisałem, i w ten sposób oka
że się, że wcale nie jestem szantażystą, a drugą ofiarą tego samego nieustalonego sprawcy.
Jak pomyślano, tak zrobiono. Jeden list posłany został do ofiary, drugi schowany w
kieszeni. Oznaczonej nocy Kazimierz W. udał się do lasu i tam zabrał leżącą pod kamieniem
paczkę. W chwili gdy oddalał się z miejsca przestępstwa, zza drzewa wyszedł szantażowany
w towarzystwie dwóch funkcjonariuszy MO. Sierżant Z. mówił pózniej, że w całej jego
długoletniej praktyce nikt nie zaskoczył go bardziej. Człowiek z paczką wcale się nie
zdenerwował, a nawet ucieszył.  O, jak to dobrze, że panowie są  powiedział  tak się
bałem,  Wyjął też z kieszeni list mówiąc, że nie wie, co jest w paczce, zabrał ją zaś pod
wpływem grozby zawartej w skierowanym do niego piśmie. Teraz, gdy zobaczył
milicjantów, przestał się bać ufając, że zbrodniarz został zapewne wykryty i nastąpi happy
end. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl