[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dawało się, że ma nadludzką siłę. Prawie się
S
R
im wyrwał, a Angus, chcąc ponownie go skrępować, gwałtow-
nie się odwrócił i niechcący uderzył Amy w policzek.
Przepraszam, nie chciałem - rzekł przez ramię.
Nic się nie stało, muszę zwiększyć dawkę. - Po zaaplikowaniu
następnej porcji leku nieskoordynowane ruchy kończyn uspo-
koiły się i chłopak po chwili zasnął.
Wyjdzie z tego? - zapytał ojciec, przyciskając chusteczki do
krwawiącego nosa.
Posadziła go na krześle i pomogła usiąść.
Trzeba go obserwować. Nie mamy tu warunków, więc muszę go
odesłać do Geraldton. Krystaliczny meta-don to bardzo toksycz-
ny narkotyk i ma poważne skutki uboczne. Niektóre z nich pan
widział: to psychoza, agresywność i halucynacje.
Nie mam pojęcia, skąd to wziął - mruknął ojciec, popatrując z
zakłopotaniem na policjantów. - Przysięgam.
Zajmę się teraz pańskim nosem - powiedziała Amy i zabrała mu
nasiąknięte krwią chusteczki. Krwawienie ustało, ale kiedy Amy
zbadała nos, kostki zachrzęściły, co oznaczało, że jest złamany.
- Muszę założyć opatrunek gipsowy. Helen, potrzebny będzie
wózek z gipsem.
Dzwoniłam po samolot medyczny - rzekła Helen. - Za dziesięć
minut przyjedzie karetka i zawiezie go na lądowisko.
Dziękuję ci.
Amy z przerażeniem pomyślała o kolejnej podróży chybotliwym
samolocikiem. Napotkała wzrok Angusa i zaczerwieniła się.
Miała rano szczęście, że na pokładzie był już lekarz i mógł to-
warzyszyć rannemu do Geraldton, ale teraz nie zdoła uniknąć
skrzydlatego demona.
S
R
-Niech ktoś inny poleci z Hamishem. Nie ma Allana i miasto
zostanie bez lekarza - przypomniał Angus.
Amy chciała go ucałować w obecności wszystkich.
Będzie dobrze? Już nic nie może się stać? - dopytywał się oj-
ciec.
Lek na uspokojenie będzie działał do czasu, kiedy wylądują. Ale
zostawiłam wenflon w żyle i na wszelki wypadek dam ratowni-
kom ampułkę. Będzie pod obserwacją przez noc i powinien
wyjść z tego bez większej szkody, ale musi poddać się terapii.
Znane są przypadki, że nawet jedna dawka narkotyku może
spowodować schizofrenię.
Nigdy nic nie brał. Czy zostanie oskarżony? - niepokoił się oj-
ciec.
Pózniej się tym zajmiemy - odpowiedział Angus. - Ma dopiero
piętnaście lat, więc w grę wchodzi tylko terapia. Pojedziesz z
nim. Mam zadzwonić do twojej żony?
Zabije mnie. Musiało się to zdarzyć, kiedy był pod moją opieką?
Angus położył rękę na jego ramieniu.
-Nie obwiniaj się, stary. Dobrze, że go od razu przywiozłeś tu-
taj. Mogło być gorzej.
Amy założyła opatrunek gipsowy na nos Roba Nortona. Kiedy
ojciec i syn odjechali, podszedł do niej James.
Rozmawiałem z Jacqui. Proponuje, żebyś przyszła dziś wieczo-
rem na grilla. Ty też - dodał, zwracając się do kolegi. - Przywiez
Amy, żeby się nie zgubiła.
Na pewno sama trafię, jeżeli sierżant Ford jest zajęty - wtrąciła
szybko Amy.
Nie mam żadnych planów. O której? - spytał Angus.
S
R
Może o siódmej? Zobaczycie Daisy, zanim pójdzie spać.
W porządku. Może być siódma.
A więc do wieczora - ucieszył się James i pomachał im ręką na
pożegnanie.
Miała już wychodzić, gdy Angus ją zatrzymał.
-Chyba musisz przyłożyć sobie lód powiedział i dotknął sinia-
ka na jej policzku. - Boli?
Nie teraz, kiedy mnie dotykasz, pomyślała
Tylko trochę. To nie była twoja wina. Powinnam była szybciej
się odsunąć.
Przykro mi, że znalazłaś się w ogniu walki. Trudno było go
utrzymać. Zawsze tak jest.
Masz doświadczenie, prawda?
To moja praca. Twoja chyba też. Oboje bywamy świadkami
czegoś, czego nie chcielibyśmy oglądać.
Tak... - Z trudem powstrzymała ziewnięcie.
Nie daję ci spać?
Od chwili przyjazdu nie spałam dłużej niż dwie godziny z rzędu
- przyznała. - Dziś też wstałam bardzo wcześnie. Nie miałam
pojęcia, że ten staruszek w pokoju obok może chrapać z siłą
siedmiu w skali Richtera.
Mnie też ktoś nie dawał spać - odrzekł tajemniczo. -A któż to
był?
Czeka pani na komplementy, pani doktor?
A doczekam się?
Nie odpowiedział od razu, ale Amy poczuła, jak jego oczy prze-
ślizgują się po jej sylwetce, jak gdyby miały ją rozebrać.
-Nie uważasz, że powinniśmy porzucić te ceregiele?- zapytał i
wyciągnął do niej rękę. - Cześć. Angus.
Roześmiała się i potrząsnęła głową.
S
R
Cześć, Angus. Amy.
Miło mi cię poznać, Amy.
A mnie ciebie. To znaczy, chciałam powiedzieć... Mnie też.
Wiesz, co chcę powiedzieć.
Uśmiechnął się leniwie, oczy mu pociemniały.
-Wiem, co masz na myśli. - Włożył policyjną czapkę i zasalu-
tował. - Do zobaczenia za dwadzieścia siódma.
Amy odetchnęła, przyglądając się, jak Angus wsiada do wozu.
No i co z tego, że jest gliną? Rozpoczęła w myślach dyskusję z
matką. To pierwszy i jedyny facet, który mi się podoba od czasu
rozstania z Simonem. Nawet jeśli potrwa to tylko trzy miesią-
ce... Jestem nowoczesną singielką. Wcale nie oznacza to, że
muszę się w nim zakochać.
Taka głupia nie jestem.
Nigdy w życiu.
S
R
ROZDZIAA JEDENASTY
Wychodzisz? - zapytał Bill, kiedy Amy zeszła na dół.
Tak, idę do Jacqui i Jamesa Ridleyów.
Dobry pomysł, rozerwiesz się po tym wypadku koło zatoki. Po-
wiedzieć ci, jak do nich dojechać? Trudno tam trafić. Mogę ci
narysować mapkę.
Amy poczuła falę gorąca zalewającą jej twarz.
Uhm... Ktoś mnie podwiezie. W oku Billa pojawił się błysk.
Czyżby, przez przypadek, sierżant Ford?
Tak, ale to nic...
Najwyższy czas, żeby chłopak oderwał się od pracy -przerwał
jej Bill, przecierając blat. -Nie miał randki od czasu, kiedy ze-
rwał zaręczyny i przyjechał tu kilka łat temu.
Był zaręczony?
Tak, z jakąś dziewczyną z Perth.
I co się stało?
Bill otworzył usta, by odpowiedzieć, kiedy za plecami Amy
otworzyły się drzwi pubu.
-Serwus, sierżancie. Widzę, że zabierasz panią doktor na randkę.
Amy zapragnęła wejść pod bar.
Tak ci powiedziała?
Skądże, nic takiego nie mówiłam.
S
R
Angus otaksował wzrokiem różową spódnicę i skąpą białą ko-
szulkę bez rękawów, zatrzymując się na biuście.
-Jesteś gotowa? - spytał.
- Tak - odrzekła oficjalnym tonem i zabierając torebkę oraz cze-
koladki i wino, które kupiła wcześniej, poszła sztywno do samo-
chodu.
Angus otworzył i przytrzymał drzwi.
Nie zwracaj uwagi na to, co mówi Bill. Lubi swatać.
Mówi, że byłeś zaręczony. Dziwne, że mi nie powiedziałeś, kie-
dy rozmawialiśmy o moim byłym narzeczonym.
Nie sądziłem, że to dla ciebie ważne.
Dlaczego zerwałeś?
Rozmyśliłem się.
Tak po prostu?
Tak.
-Jak ona to przyjęła?
Wzruszył ramionami.
Okazało się pózniej, że nie najgorzej. W ciągu kilku tygodni
znalazła sobie kogoś innego.
Było ci ciężko?
Nie, przecież to normalne.
Wydawało mi się, że mógłbyś się poczuć urażony tym, że tak
szybko zastąpiła cię kimś innym.
Miała do tego prawo, była wolna. Nie moja sprawa, co robiła i z
kim.
Jesteś bardzo dobry w wyłączaniu emocji, kiedy ci wygodnie.
Kochałeś ją?
-Znasz definicję słowa miłość"?
Amy aż zatkało.
-Wszyscy jesteście tacy. Typowe. Nie przyznacie się, że kobieta
zaszła wam za skórę.
S
R
[ Pobierz całość w formacie PDF ]