[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odważył podburzyć senat i potępić wodza. Jego pozycja była pewna.
- Teraz, panowie, wasze rozkazy na jutro.
Kornelia czekała cierpliwie, aż ojciec skończy, pozwalając, by jego gniew spływał po niej,
lecz jej nie dotykał.
Rozdział 25
273
- Nie, ojcze. Nie każesz go wytropić. On będzie moim mężem i w odpowiednim czasie
przyjmiesz go do naszego domu.
Cynna spurpurowiał na nowo.
-Wpierw ujrzę, jak go zjadają robaki! Przychodzi do mojego domu jak złodziej, a ty siedzisz
tu jak posąg i mówisz, że ja to zaakceptuję? Nie zgodzę się, dopóki nie padnie mi pod nogi
jego trup.
Kornelia westchnęła, czekając, aż tyrada przycichnie. Głucha na krzyki, liczyła kwiaty, które
zaglądały do pokoju przez okno. W końcu, słysząc zmianę tonu, przeniosła uwagę na ojca.
Patrzył na nią niepewnie.
- Kochamy się, ojcze. Przykro mi, że przynieśliśmy wstyd domowi, lecz małżeństwo może
zmyć to wszystko, mimo plotek na rynku. Powiedziałeś mi, że mogę wybrać mężczyznę,
jakiego zechcę, pamiętasz?
-Jesteś brzemienna?
-Nie sądzę. Gdy się będziemy pobierać, nie będzie żadnego publicznego widowiska,
zapewniam.
Wyglądał starzej i nie był tak pewny siebie jak zawsze. Kornelia wstała i położyła mu dłoń na
ramieniu.
- Nie pożałujesz swego kroku ojcze. Cynna chrząknął powątpiewająco.
- Czy znam go, złodzieja niewinności?
Kornelia uśmiechnęła się, podniesiona na duchu zmianą jego nastroju.
- Znasz, jestem pewna. To siostrzeniec Mariusza. Gajusz Juliusz Cezar.
Ojciec wzruszył ramionami.
- Słyszałem to imię.
ROZDZIAA XXVI
lYorneliusz Sulla sączył chłodne wino w cieniu namiotu i rozglądał się po obozie. To była
ostatnia noc, którą musiał spędzać z dala od swojego ukochanego Rzymu. Zadrżał lekko pod
powiewem wiatru, a może na myśl o zbliżającym się konflikcie. Czy znał każdy szczegół
planów Mariusza, czy też stary lis go zaskoczy? Leżące przed nim listy z oficjalnym
powitaniem się nie liczyły. To była zwykła formalność.
Podjechał Padakus i ostro ściągnął lejce koniowi. Sulla uśmiechnął się. Jakiż ten chłopiec
młody i jaki przystojny, zauważył w duchu.
- Obóz jest zabezpieczony, wodzu! - zawołał Padakus, zsiadając. Każdy fragment jego zbroi
był wypolerowany, skórzane części - miękkie i ciemne od oleju.
Młody Herkules, pomyślał Sulla, kiedy odbierał i oddawał honory. Wierny aż do śmierci,
choć jak rozpieszczony pies.
-Jutro wieczorem wejdziemy do miasta. To ostatnia noc na twardej ziemi i życia na sposób
barbarzyńców - powiedział Sulla. Nie wspomniał oczywiście o miękkich łóżkach i delikatnej
pościeli, przynajmniej w swoim namiocie. Sercem był ze swoimi ludzmi, lecz niedostatki
życia legionisty nigdy nie przemawiały do konsula.
- Zdradzisz nam swoje plany, Korneliuszu? Inni płoną z ciekawości, jak poradzisz sobie z
Mariuszem.
Padakus naciskał za bardzo i Sulla uniósł dłoń. -Jutro, mój przyjacielu. Jutro będzie pora na
przygotowania. Dzisiaj wcześnie udam się na odpoczynek. Tylko dopiję wino.
-Potrzebujesz... towarzystwa? - spytał miękko Padakus.
W
Rozdział 26
275
- Nie. Albo zaczekaj. Przyślij mi dwie najładniejsze prostytutki. Zobaczymy, czy mogę się
jeszcze czegoś nauczyć.
Padakus opuścił głowę, jak pod ciosem. Wrócił do konia i odjechał.
Sulla popatrzył za nim i chlusnął resztką wina na ciemną ziemię. Młodzieniec składał mu
propozycję po raz trzeci i powoli stawał się problemem, z którym należało się zmierzyć.
Młody Padakus łatwo przechodził od podziwu do jawnej niechęci. Lepiej odesłać go do
innego legionu, nim narobi kłopotów, których nie da się zlekceważyć.
Sulla wszedł do namiotu, spuszczając za sobą skórzaną zasłonę. Lampy już się paliły, ziemię
pokrywały dywany. W małej miseczce płonęła mieszanka drogich i rzadkich olejków, o
zapachach, które najbardziej lubił. Wódz odetchnął głęboko i z prawej strony dostrzegł cień
jakiegoś ruchu. Upadł do tyłu, ułamek sekundy wcześniej, nim powietrze drgnęło i nim
przeleciał mu nad głową jakiś przedmiot. Sulla wyrzucił do przodu potężne nogi i napastnik
runął na ziemię. Kiedy niedoszły morderca wymachiwał ramionami, Sulla schwycił rękę
trzymającą sztylet w miażdżący uścisk, zwalił się na pierś mężczyzny i uśmiechnął, widząc,
jak wyraz jego twarzy zmienia się od złości i strachu do zaskoczenia i rozpaczy.
Sulla nie był tchórzliwym człowiekiem. Robił zaprawę codziennie i walczył w każdej bitwie.
Miał nadgarstki jak stal, toteż bez trudu skierował ostrze sztyletu w gardło człowieka.
- Ile Mariusz ci zapłacił? - spytał lekko spiętym głosem, uśmiechając się szyderczo.
- Nic. Zabić cię to czysta przyjemność.
- Amator w słowach i czynach! - ciągnął Sulla, przysuwając sztylet bliżej rozdętych żył. -
Straże! Do konsula! - warknął. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl