[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pasjonujące, ale moglibyśmy pogadać, pooglądać wystawy&
Uśmiechnęłam się.
Spacer to dobry pomysł.
Cudownie.
Ponownie wziął mnie pod ramię i ruszyliśmy niespiesznie pod
świecącymi latarniami. W milczeniu minęliśmy kilka niewielkich
sklepików. Dobrze, że Toby postanowił się odezwać jako pierwszy, bo
ja, choć już się uspokoiłam, wciąż nie byłam gotowa rozmawiać
z obawy, że palnę jakąś bzdurę.
Powiesz mi, gdzie się wybierasz na studia? zapytał. Bo ja to
wiadomo. Składałaś już gdzieś papiery?
Tak, postanowiłam spróbować na paru uczelniach, ale jeszcze się
nie zdecydowałam. Chyba celowo to opózniam.
Wiesz przynajmniej, co chciałabyś studiować?
Dziennikarstwo. Chyba. Ale jeszcze nie jestem pewna. Zawsze
chciałam pisać do New York Timesa . Wysłałam papiery do paru
szkół na Manhattanie.
Nowy Jork. Pokiwał głową. Ambitnie.
Ta, pewnie skończę jak ta laska w Diabeł ubiera się u Prady.
Zamiast pisać o najważniejszych wydarzeniach albo przeprowadzać
wywiady z postępowymi kongresmenami, takimi jak ty, skończę jako
popychadło w jakimś debilnym piśmie o ciuchach.
Spojrzał na mnie z promiennym uśmiechem.
Na pewno nie skończysz jako popychadło.
Zobaczymy. Zaśmiałam się. Potrafisz sobie wyobrazić, jak
piszę o ciuchach? Na potrzeby przemysłu, który wmawia
dziewczynom w rozmiarze M, że są grubaskami? Nie ma mowy. Już
prędzej palnęłabym sobie w łeb.
Jakoś czuję, że nie masz się czego obawiać, niezależnie od tego,
na co się zdecydujesz.
Jakoś czuję, że trochę mi się podlizujesz, co, Toby?
Może. Wzruszył ramionami. Ale tylko trochę. Dasz sobie radę
ze wszystkim. Potrafisz wygarnąć prosto z mostu, nie wstydzisz się
bycia sobą i jesteś demokratką. Jak dla mnie jesteś super.
No dobra, zaczerwieniałam się. Chyba nie będziecie mnie
obwiniać?
Dziękuję, Toby.
Nie ma za co, to nie ja to sprawiłem.
Jejku. On naprawdę był idealny. Przystojny, uprzejmy, zabawny&
a na dodatek lubił mnie z jakichś zupełnie niezrozumiałych powodów.
Pasowaliśmy do siebie jak dwa kawałki układanki. Chyba nie mogłam
liczyć na większe szczęście.
W chłodnych podmuchach marcowego wiatru zaczęłam trochę
żałować, że zatrudniłam Casey i Jessicę do znalezienia mi stroju na
dzisiejszy wieczór. To, czy ubranie chroni przed zimnem, nigdy nie
miało dla nich znaczenia. Miałam zmarznięte nogi (nie pozwoliły mi
na włożenie rajstop), a cieniutka bluzeczka nijak nie zapewniała
ochrony przed wiatrem. Zadrżałam i otoczyłam się ramionami,
próbując zachować trochę ciepła.
Proszę. Toby postąpił zgodnie z chłopięcą tradycją i szybko zdjął
sweter, podając mi go. Mogłaś powiedzieć, że marzniesz.
To nic takiego.
Nie wygłupiaj się. Pomógł mi się ubrać. Mało komu marzą się
randki z Królową Zniegu.
Randki? Okej, to była randka, ale czy to oznacza, że od teraz ze
sobą randkujemy? Jeszcze nigdy z nikim nie chodziłam tak na serio,
więc nie byłam pewna. Choć przyznaję, że czułam się z tego powodu
strasznie szczęśliwa& i jednocześnie bardzo podenerwowana.
Toby odwrócił się i poprawił mi kołnierzyk.
Dziękuję wymamrotałam.
Zatrzymaliśmy się przed sklepem z antykami, którego wystawę
oświetlały staroświeckie lampy, dokładnie takie, jakie stały w salonie
mojego dziadka. Ich blask padał na kościstą twarz Toby ego, jarzył
się w oprawkach okularów i w głębi jego migdałowych oczu& które
patrzyły wprost na mnie.
Nadal muskał palcami kołnierzyk swetra. Nagle jego dłoń
przesunęła się wyżej, ku mojej twarzy. Poczułam kciuk sunący tam
i z powrotem po moim policzku. Pochylił się bardzo powoli w moją
stronę, dając mi mnóstwo czasu, gdybym chciała go odepchnąć.
Nawet mi to nie przyszło do głowy.
A potem mnie pocałował. Nie było to zaproszenie do seksu ani
zwykły przyjacielski buziak. Całował mnie naprawdę: długo
i delikatnie. Był to dokładnie taki pocałunek, o jakim śniłam jako
zakochana w nim piętnastolatka. Miał ciepłe, delikatne usta, a kiedy
stykały się z moimi wargami, motyle w moim brzuchu dostawały
prawdziwego świra.
Dobra, dobra, wiem, że publiczne obściskiwanki są głupie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]