[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzy w życiu mało pisali.
105
7.
Nie zastanawiałem się wówczas nad tym, że pewnego dnia Hanna wyjdzie na wol-
ność. Wymiana pozdrowień i kaset stała się czymś tak normalnym, zwyczajnym,
a Hanna była mi w tak niewiążący sposób zarówno bliska, jak i daleka, że taki stan
mógłbym utrzymywać w nieskończoność. To było wygodne i egoistyczne, ja wiem.
Po jakimś czasie nadszedł list od kierowniczki więzienia.
 Już od lat wymienia Pan z panią Schmitz korespondencję. Jest to jedyny kontakt,
jaki pani Schmitz utrzymuje ze światem zewnętrznym, dlatego zwracam się do Pana,
chociaż nie wiem, jak silne więzy Państwa łączą, czy jest Pan krewnym, czy przyjacie-
lem.
W przyszłym roku pani Schmitz ponownie złoży prośbę o ułaskawienie i wychodzę
z założenia, że komisja ułaskawiająca przychyli się do niej. Wtedy w krótkim czasie wyj-
dzie na wolność  po osiemnastu latach więzienia. Możemy oczywiście postarać się
dla niej, względnie spróbować się postarać o mieszkanie i pracę; w jej wieku z pracą bę-
dzie trudno, chociaż jest jeszcze całkiem zdrowa i w naszej szwalni wykazuje się dużą
zręcznością. Zawsze jest jednak lepiej, gdy troszczą się o to krewni lub przyjaciele, mają
osobę wypuszczoną na wolność w pobliżu siebie, towarzyszą jej i ją wspierają. Nie może
Pan sobie wyobrazić, jak samotnym i bezradnym można być w świecie na zewnątrz po
osiemnastu latach więzienia.
Pani Schmitz umie sobie dość dobrze radzić i bez pomocy też znajdzie na wszystko
sposób. Wystarczyłoby, gdyby znalazł Pan dla niej małe mieszkanie i pracę, w pierw-
szych tygodniach i miesiącach mógł ją od czasu do czasu odwiedzić albo zaprosić i za-
dbał o to, by zapoznała się z programami parafii, wszechnicy, placówki edukacji rodziny
itd. Poza rym po osiemnastu latach nie jest łatwo wyjść pierwszy raz do miasta, zrobić
zakupy, załatwić sprawy w urzędach, pójść do restauracji. W towarzystwie przychodzi
to łatwiej.
Zauważyłam, że nie odwiedza Pan pani Schmitz. Gdyby było inaczej, nie pisałabym
do Pana, lecz poprosiłabym na rozmowę przy okazji którejś wizyty. Teraz nie ma innego
wyjścia, musi ją Pan odwiedzić przed wypuszczeniem na wolność. Proszę przy tej oka-
106
zji koniecznie do mnie zajrzeć .
List kończyły serdeczne pozdrowienia, których nie odniosłem do siebie, lecz powią-
załem z faktem, że ta sprawa leżała kierowniczce na sercu. Słyszałem już o niej, prowa-
dzony przez nią zakład uchodził za wyjątkowy, a jej głos miał wagę w sprawach reformy
systemu penitencjarnego. Podobał mi się ten list.
Nie podobało mi się tylko to, co na mnie czekało. Musiałem się oczywiście zatrosz-
czyć o pracę i mieszkanie i to zresztą zrobiłem. Przyjaciele, którzy ani nie korzystali, ani
nie wynajmowali odrębnego mieszkania w swoim domu, gotowi byli oddać je Hannie
za niewielki czynsz. Grecki krawiec, u którego poprawiałem czasem ubrania, chciał ją
zatrudnić; siostrę, która wraz z nim prowadziła zakład krawiecki, ciągnęło do Grecji.
Już wcześniej, zanim Hanna mogła cokolwiek z tym począć, postarałem się o programy
kościelnych i świeckich placówek w dziedzinie społecznej i edukacyjnej. Wizytę u niej
jednak odkładałem.
Właśnie dlatego, że w tak niewiążący sposób była mi zarówno bliska, jak i daleka,
nie chciałem jej odwiedzać. Miałem uczucie, że tym, kim dla mnie była, mogła pozostać
jedynie w realnym oddaleniu. Bałem się, że ten mały, lekki, bezpieczny świat pozdro-
wień i kaset jest zbyt sztuczny i drażliwy, żeby mógł wytrzymać rzeczywistą bliskość.
Jak mieliśmy się spotkać twarzą w twarz, żeby przy tym nie powróciło wszystko to, co
było między nami.
Tak przeszedł rok, a ja nie byłem w więzieniu. Od kierowniczki przez długi czas nie
miałem żadnej wiadomości; list, w którym napisałem o sytuacji mieszkaniowej i za-
trudnieniowej oczekującej Hannę, pozostał bez odpowiedzi. Liczyła chyba na to, że bę-
dzie mogła ze mną porozmawiać przy okazji moich odwiedzin u Hanny. Nie mogła
wiedzieć, że nie tylko odkładałem tę wizytę, lecz się od niej wymigiwałem. W końcu
zapadła jednak decyzja, że Hanna ma zostać ułaskawiona i wypuszczona na wolność,
i kierowniczka do mnie zadzwoniła. Zapytała, czy teraz mogę przyjechać? Za tydzień
Hanna wychodzi.
107
8.
Odwiedziłem ją w najbliższą niedzielę. Była to moja pierwsza wizyta w więzieniu.
Przy wejściu zostałem skontrolowany, a po drodze otwierano i zamykano na klucz
liczne drzwi. Wewnątrz nowego, jasnego budynku drzwi były jednak otwarte i kobiety
mogły się tam swobodnie poruszać. Na końcu korytarza jedne z drzwi wychodziły na
zewnątrz, na małą zapełnioną ludzmi łąkę z drzewami i ławkami. Rozejrzałem się ba- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl