[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kultury, bo... - Urwał, widząc zbliżającego się wielkimi krokami
potężnie zbudowanego mężczyznę.
Colby kucnął, tak by jego twarz znalazła się na wysokości
twarzy chłopca.
- Bernardette pochodzi ze sławnej rodziny szamanów - rzekł
groznym tonem, nie do końca świadom tego, co mówi. - Jej
pradziadowie żyli na tych ziemiach, zanim jeszcze twoi tu
przybyli. Kiedy twoi europejscy przodkowie mieszkali w
jaskiniach, jej indiańscy przodkowie budowali kanały i
nawadniali pola. I ty śmiesz mówić o prymitywnej indiańskiej kul-
turze?
Chłopiec zrobił się czerwony jak burak. Jego koledzy,
zawstydzeni, spuścili wzrok.
- Ja... Nie, ja... przepraszam...
Colby podniósł się, górując nad blondynem.
- Do zobaczenia, kochanie - powiedział ciepło do
Bernardette.
Dziewczynka popatrzyła na niego z uwielbieniem w oczach.
- Dziękuję.
Colby wzruszył ramionami, po czym ponownie zmierzył
groznym wzrokiem jasnowłosego urwisa.
- Myślałem, że znęcanie się nad słabszymi jest w szkole
zabronione. Może powinienem porozmawiać z dyrektorem?
Chłopiec wystraszył się nie na żarty.
- Już nie będę, słowo honoru! Ja nie chciałem... Chłopaki,
chodzcie, bo się spóznimy.
Rzucili się pędem przed siebie. Bernardette posłała
Colby'emu szelmowski uśmiech, po czym ruszyła w tym samym
kierunku co jej prześladowcy.
Sarina i sekretarka obserwowały scenę uśmiechnięte.
- Nie myślał pan nigdy o pracy w szkole, panie Lane? -
spytała Rita Dawes.
- To zbyt niebezpieczne zajęcie - odparł żartem. - Pora na
nas - dodał, patrząc na Sarinę.
- Mam naradę o dziesiątej.
- Oczywiście. Do widzenia, panno Dawes. - Do widzenia.
i Sekretarka zatrzepotała zalotnie rzęsami. Sarina poczuła
ukłucie zazdrości. Starała się ją ukryć, ale...
Wrócili do samochodu. Colby odetchnął z ulgą: mandatu nie
było. Opuściwszy teren szkoły, skręcił w stronę autostrady.
- Dziękuję, że stanąłeś w obronie Bernie - rzekła Sarina. -
Ten chłopiec ciągle jej dokucza, a ona biedna strasznie się
denerwuje.
- Myślę, że teraz zostawi ją w spokoju.
- Pewnie tak.
Uśmiechnęła się. Jego opiekuńczość w stosunku do
Bernardette ją cieszyła, a zarazem niepokoiła. Wolała, by Colby
za bardzo nie zbliżał się do małej, bo ta może niechcący coś
wygadać. Przypomniała sobie słowa Colby'ego, że Bernardette
pochodzi z rodziny szamanów. Przecież nic nie wie o jej
przodkach, więc skąd ta uwaga?
Usiłował zacisnąć lewą rękę na kierownicy, ale proteza się
zablokowała. Zaklął i spróbował jeszcze raz. Nic, ani drgnęła.
- Co się stało?
- Proteza się zacięła - mruknął. - Psiakrew! Superdrogi,
supernowoczesny szmelc! Już lepsza była ręka zakończona
hakiem. Ludzie się wprawdzie gapili, ale hak się przynajmniej nie
psuł!
- Masz zapasową?
- Tak. Prostszą, ale wygląda naturalnie i jest niezawodna.
Musimy po drodze zatrzymać się u mnie... - Zerknął na Sarinę. -
Przykro mi, teraz już na pewno się spóznimy. Ale z zablokowaną
protezą...
- W porządku. Mną się nie przejmuj.
Zaparkował przy krawężniku. Osiedle składające się z kilku
czystych, ładnych budynków było ogrodzone i dobrze oświetlone.
Wyglądało o niebo lepiej od tego, na którym sama mieszkała.
Zamierzała poczekać w samochodzie, ale Colby otworzył drzwi i
podał jej rękę.
- To może potrwać kilka minut - ostrzegł. Twarz miał
napiętą. - A gdyby ci nie przeszkadzało, to chętnie skorzystałbym
z twojej pomocy... - Pomocy potrzebował do zapięcia specjalnej
uprzęży, którą nosił na piersi. Zwykle radził sobie sam, ale
pochłaniało to sporo czasu, a byli już spóznieni.
- Oczywiście.
Pchnąwszy drzwi do mieszkania, zaprosił Sarinę do salonu.
Mieszkanie miał urządzone w stylu śródziemnomorskim, w
brązach i beżach, w oknach kremowe zasłony, na podłodze dywan.
- Napijesz się kawy?
- Nie, dziękuję. - Potrząsnąwszy głową, usiadła na kanapie.
- Postaram się nie guzdrać...
Oddalił się korytarzem. Sarina rozejrzała się wkoło. Pokój
wydał jej się strasznie bezosobowy; nie było w nim żadnych
osobistych akcentów, choćby fotografii. Sprawiał wrażenie
smutnego i pustego.
Podeszła do niewielkiego stolika, na którym leżało kilka
książek. Hm, lubi greckich klasyków, pomyślała; w dodatku czyta
ich w oryginale. Zapomniała, że Colby jest wszechstronnie
wykształcony.
- Pomożesz mi?
Odwróciła się i zaniemówiła z wrażenia. Colby stał przed nią
bez koszuli. Miał wspaniale umięśnione ramiona, szeroką klatkę
piersiową, płaski brzuch.
- Wiem, że to okropne... - zaczął.
- Co? - spytała, zdumiona jego słowami.
- No to! - Uniósł ramię, które tuż poniżej łokcia kończył
kikut.
- To?
- A na co tak patrzyłaś?
Odruchowo znów zerknęła na muskularny tors i piękną
rzezbę brzucha. Po chwili, rumieniąc się po uszy, wbiła wzrok w
twarz Colby'ego.
W prawej ręce trzymał protezę; bez słowa odłożył ją na stół i
podszedł do Sariny. Po prostu uświadomił sobie, że jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl