[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powoli zaczęła czerwienieć. Jesteś niczym... blizniaki, Dragosani, nie wiem jak to wyrazić. A jutro...
- Tak?
- Jutro jedna z twoich linii kończy się. "Połowa mnie zginie" - pomyślał Dragosani.
- Która linia? - zapytał głośno - czerwona czy niebieska?
- Czerwona - powiedział Władik.
- "Wampir umrze?" - zaśmiał się w duchu, ale opanował wybuch wewnątrz. - A co z drugą linią?
Igor pokręcił przecząco głową, zdradzając brak wytłumaczenia.
- To jest najbardziej osobliwe. Nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. Druga linia wraca do normalnego
zabarwienia, zakręca tworzy koło i łączy się z drugą w miejscu, gdzie powstało rozszczepienie.
Borys usiadł i ponownie pochwycił kieliszek. To, co przekazał Władik nie było zadowalające, ale lepsze
niż nic.
- Byłem surowy, Igor - powiedział - przepraszam, widzę teraz, że starałeś się z całych sił. Dziękuję.
Powiedziałeś, że na zamku będzie straszna awantura, to znaczy, że przewidywałeś przyszłość i dla
innych, prawda? Chcę wiedzieć, co to będzie.
Władik zagryzł wargę.
- Nie spodoba wam się odpowiedz, towarzyszu - ostrzegł.
- Powiedz mimo wszystko.
- To będzie total... siła, moc, spadnie na Zamek Bronnicy, przyniesie zniszczenie.
"Keogh! To może być tylko Keogh! Nie ma innego zagrożenia..."
Dragosani powstał, chwycił płaszcz i skierował się do drzwi.
- Muszę już iść, Igor - powiedział. - Jeszcze raz dziękuję. Wierz mi, nie zapomnę, co dla mnie zrobiłeś.
Jeśli dojrzysz coś jeszcze, będę ci wdzięczny.
- Oczywiście - odrzekł Władik, oddychając z ulgą. Odprowadził gościa do drzwi.
- Towarzyszu, co się stało z Maksem Batu? - To było niebezpieczne pytanie, ale musiał je zadać.
Dragosani zatrzymał się za progiem, rzucił w tył szybkie spojrzenie.
- Z Maksem? I o nim wiesz? To był wypadek.
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
- Ach, wypadek - przytaknął Władik. - Oczywiście.
Igor został sam, dokończył wódkę, usiadł w mroku, pogrążył się w myślach. Gdzieś na mieście zegar
wybijał północ. Zdecydował się złamać swą zasadę. Rzucił spojrzeniem w przyszłość, prześledził swoją
linię życia aż do jej nieuchronnego końca, który miał przyjść za trzy dni - gwałtownie i ostatecznie.
Władik automatycznie zaczął pakować swoje rzeczy, przygotował się do ucieczki. Wiedział, że gdy
Borowic odejdzie, Dragosani przejmie Wydział E - to, co z niego zostanie. Grigorij Borowic był podły,
ale był człowiekiem. A Dragosani...? Władik wiedział, że nigdy nie będzie mógł dla niego pracować.
Może Borys umrze jutro wieczorem, a jeśli nie? Jego linia była tak obca, tak zadziwiająca. Władik
widział dla siebie tylko jedną drogę: musi spróbować, przynajmniej spróbować uniknąć tego, czego nie
da się uniknąć.
Tysiąc mil dalej, mroczna wieża strażnicza strzegła muru w Berlinie Wschodnim. Karabin maszynowy
Kałasznikowa czekał na Igora Władika. Jasnowidz nie wiedział, że jego przyszłość i przyszłość karabinu
zaczęły się do siebie zbliżać. Spotkają się dokładnie o dziesiątej trzydzieści dwie, za trzy dni.
Dragosani wrócił prosto do swojego mieszkania. Zadzwonił na zamek i połączył się z oficerem
dyżurnym. Podał nazwisko: "Harry Keogh" wraz z opisem, do natychmiastowego przekazania na
wszystkie przejścia graniczne ZSRR. Poinformowano, że Harry Keogh to szpieg z Zachodu, który
powinien zostać bezwarunkowo aresztowany, a jeśli to się okaże za trudne - zastrzelony. KGB też miała
się dowiedzieć, Dragosani nie zważał na to. Gdyby złapali Keogha żywcem, nie będą wiedzieli, co z nim
począć, więc w końcu przekażą go jemu. A jeśli zabiją... tym lepiej.
Dragosani po trosze wierzył w przepowiednie Władika, ale nie całkowicie. Igor upierał się, że
przeszłości nie można zmienić, Borys myślał inaczej. Tylko jeden z nich miał rację, obaj muszą poczekać
do jutra. W każdym bądz razie, obiecany "kłopot" na zamku może nie mieć nic wspólnego z Harrym
Keoghem.
Po wykonaniu telefonu Dragosani wypił jeszcze jeden kieliszek. To nie był jego nawyk. W końcu padł
do łóżka i spał do póznego rana...
Za dwadzieścia dwunasta rano, następnego dnia zaparkował swoją wołgę w zagajniku, poza główną
drogą, pół mili od najbliższej daczy. Postawił kołnierz płaszcza i przemierzył pieszo resztę drogi do osady
%7łukowka. Przed południem zszedł z drogi i podążył przez lasek po głębokim śniegu. Doszedł do willi
Borowica. Uśmiechnął się ponuro i szybko podbiegł brukowaną ścieżką do drzwi. Zapukał delikatnie w
dębowe drewno. Czekał, wdychał zapach drewna unoszący się w cierpkim zimnym powietrzu.
Topniejące sople zwisające z dachu wskazywały, że temperatura rośnie. Wkrótce śnieg stopnieje, a wraz
z nim znikną ślady butów Dragosaniego - nie będzie miał z tym miejscem nic wspólnego.
Usłyszał kroki wewnątrz, drzwi uchyliły się skrzypiąc. Blady, ze zmierzwionymi włosami i
zaczerwienionymi oczyma, generał wyjrzał, mrużąc powieki w szarym świetle dnia.
Generated by ABC Amber LIT Converter, http://www.processtext.com/abclit.html
- Dragosani? - zdziwił się. - Powiedziałem, żeby mi nie przeszkadzać.
- Towarzyszu generale - uciął nekromanta - gdyby nie była to sprawa najpilniejszej wagi...
Borowic wyszedł, uchylił szerzej drzwi.
- Wejdz, wejdz - wymamrotał bez zwykłego dla siebie wigoru. Był tu sam przez tydzień, zgubił swoją
krzepkość, jego smutek był prawdziwy. Zestarzał się, wyglądał na zmęczonego. To wszystko pasowało
do planu nekromanty.
Wszedł, pozwolił poprowadzić przez krótki korytarz. Doszli do małego, pokrytego sosnową boazerią
pokoju. Natasza leżała zakryta całunem. Borowic pogłaskał jej zimną twarz, odszedł od ciała z
opuszczoną głową. Nie mógł ukryć łzy, która błysnęła w kąciku oka.
Zaprowadził Borysa do bardziej przytulnego pokoju, stanowiącego jednocześnie salon i jadalnię.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]