[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nienawiść:
Albarech ze swoimi wierzeniami i Czarną Religią nie znalazł uznania wśród
magów z Palenk, ale my nie mo\emy pierwsi wystąpić przeciwko niemu. Muszą to zrobić
sami ludzie. Im więcej zginie pątników, tym mniej zostanie mścicieli Albarecha.
Zaczęła się rzez, wojownicy Torwida wyrąbywali dla Valkara przejście w masie
bezbronnych ludzi. Biegł potykając się o odrąbane kończyny i ślizgając się we krwi.
Hakka Eti! krzyczeli Torwid i jego towarzysze, rzucając się w szarą skłębioną
masę ludzi. Valkar był ju\ niedaleko wierzei, gdy te zatrzasnęły się z głuchym hukiem. Nad
głowami walczących leciały w kierunku domu złote błyskawice chwytane tu\ przed nim
przez czarne pnącza wyrastające z okien domu. Eliana i Albarech rozpoczęli swój pojedynek.
W dłoniach bezbronnej dodtad ci\by pojawiły się miecze i topory. Ludzie rzucili się na
wojowników Torwida i Valkara. Teraz oni sami musieli walczyć o \ycie. Nad ich głowami
zderzały się i wybuchały złote i czarne błyskawice, tworząc szary dym, który powoli napeł-
niał wąwóz. Ludzie Torwida nie cofnęli się ani o krok. Valkar przyłączył się do nich. Pątnicy
otoczyli ich murem. Valkar zdawał sobie sprawę, \e jedyna nadzieja w Elianie. Im bli\ej był
śmierci, tym częściej wracał myślami do dziewczyny. Mimo chaosu jaki panował na polu
bitwy zaobserwował, \e rany wojowników Torwida w ogóle nie krwawią a na ich twarzach
nie widać wcale zmęczenia. On natomiast był u kresu wytrzymałości. Ramiona omdlewały
mu od ciągłych pchnięć i odparowań ciosów. Nagle pątnicy nie zwracając uwagi na zadawane
im rany rzucili się na dru\ynę Torwida. Powoli przestawały działać czary Eliany, wojownicy
padali jeden po drugim dosłownie rozszarpywani na strzępy.
Czy\by ju\ koniec?" pomyślał Valkar. Nagle zobaczył lecącą w kierunku domu
złotą kulę. Gdy uderzyła w mury domostwa, na uroczysku zabłysło tak jakby pojawiło się pod
konarami drzew małe słońce. Olbrzymi kłąb szarego dymu spłynął do wąwozu, przez moment
nic nie było widać na wyciągnięcie ręki. Valkar rzucił się do ucieczki, przedzierał się przez
ci\bę ludzi tnąc i siekąc na lewo i prawo.
W głowie zabrzmiał mu cichy głos Eliany: Valkarze, udało mi się sparali\ować
Albarecha, trzymam go w sidłach mych czarów... Spieszcie się, nie wytrwam długo..."
Zagryzł w rozpaczy wargi, Eliana nie wiedziała, \e atak zakończył się klęską. Był ju\
daleko w lesie, słyszał za sobą odgłosy pogoni. Pędził na oślep byle dalej od uroczyska i
miejsca gdzie spoczywała Eliana pątnicy nie mogą jej znalezć! Zdyszany wpadł na leśny
dukt i zatrzymał się drogą nadciągał oddział zbrojnych. Konni, ju\ z daleka mo\na było
rozpoznać skóry Wilków. Val-kar podbiegł w ich kierunku. Dostrzegli go i zwolnili, jego
uszu dobiegły okrzyki:
Wilkołak!
Leśny morderca!
Patrz Legen, a nie wierzyłeś w upiory!
Niewysoki człowiek nazwany Legenem naparł koniem na Valkara nie dobywając
jednak miecza.
Kim jesteś, człowieku?
Nim Valkar zdołał odpowiedzieć, z lasu wybiegło dwóch ścigających go fanatyków.
Zaślepieni nienawiścią, a mo\e czarami Albarecha nie zwrócili uwagi na rycerzy Palenk; z
pianą na ustach i wściekle wytrzeszczonymi oczyma biegli by dokonać krwawej egzekucji na
kompletnie wyczerpanym młodzieńcu. Legen obserwował to ze zmarszczonymi brwiami. Po
sekundowym namyśle skinął niedbale lewą dłonią. Zza jego pleców wypadli dwaj jezdzcy,
jednakim gestem dobyli dwuręcznych mieczy i w pełnym galopie dopadli biegnących. Słudzy
Albarecha nie zdą\yli zastawić się toporami ani uchylić. Jezdzcy zawrócili wkładając miecze
do pochew. Ujęli w dłonie krótkie włócznie i przeje\d\ając obok drgających, bluzgających
krwią ciał przybili je do pokrytej liśćmi drogi.
Kim jesteś, człowieku?
Uśmiech wyglądał upiornie na pokrytej krwią twarzy Valkara, gdy ten skłonił się i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]