[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnie będzie wam lepiej, ale że powiedział, iż będzie trudniej, bo każdy musi teraz
dać z siebie więcej, niż dawał dotychczas. Nie odwoływał się do tego, co w lu-
dziach małe, ale do tego, co w nich wielkie. Jego prezydentura była wezwaniem
do wielkości. Bycie młodym miało oznaczać bycie aktywnym. Kennedy uważał,
że siła woli jest punktem wyjścia do rozwiązania problemu. Był przekonany, że
wigor ma niemal moc sprawczą (kochał zresztą to słowo). O problemach mówił:
wyzwania , by podkreślić, że są to zadania, a nie kamienie, które spadają nam
na głowy, ciężary, z którymi nic nie możemy zrobić. Wzywał do poświęceń, ape-
lował, szczególnie do młodych, by dali z siebie to, co najlepsze. Mówił, że będzie
129
prosił o wiele, i prosił o wiele. Prosił, nie obiecując nic w zamian. Kennedy rzucił
młodym ludziom wyzwanie, dał im poczucie uczestniczenia w czymś nadzwy-
czajnym, czymś, co określi ich życie i nada mu sens. Waszyngton zapełnił się
wtedy młodymi inteligentnymi prawnikami, studentami i profesorami nauk spo-
łecznych. Wielu z nich nigdy wcześniej nie myślało nawet o pracy w rządzie albo
dla rzÄ…du. A teraz stali siÄ™ wyznawcami nowej wiary, czuli w sobie nowÄ… energiÄ™.
Nie jechali do Waszyngtonu, by zrobić kariery. W każdym razie nie tylko i nie
przede wszystkim po to. Jechali, by zrobić coś dla kraju. Ich życie zostało od-
mienione. Ich moralną krucjatą była walka o prawa obywatelskie. Ich liderem, po
śmierci Johna, został młodszy z braci, Robert, bezwzględny, zimny, ostry, agre-
sywny. Człowiek ze skały , jak go nazywano, który okazał się idealistą, niemo-
gącym przejść do porządku dziennego nad faktem, że są ludzie, którzy potrzebują
pomocy, a jej nie dostajÄ….
Kennedy mógł inspirować młodych ludzi, bo potrafił do nich trafić. A trafiał,
bo używał odpowiednich słów i odpowiedniego języka. Nie języka korzyści, inte-
resów, biznesu, ale języka idealizmu, wiary, nadziei, służby. Mógł być wyśmiany,
a został zrozumiany. Mogli mu zarzucić patos, a przyjęli przesłanie. Trzeba zaj-
rzeć do jego wystąpienia inauguracyjnego, by zrozumieć, do czego się odwoływał:
Nie zapominajmy, że jesteśmy dziedzicami naszych przodków, którzy dokonali
w Ameryce pierwszej rewolucji. Ale niech niesie się słowo, do naszych przyja-
ciół i naszych wrogów, że pochodnia została przekazana nowej generacji Amery-
kanów. (. . . ) Będziemy potrzebowali kompromisu. Ale będą to kompromisy do-
tyczące spraw, a nie zasad. Kompromisowi może podlegać nasze stanowisko, ale
częścią kompromisu nie możemy być my sami. Możemy rozwikłać konflikt inte-
resów bez zapominania o naszych ideałach . W ustach którego polskiego polityka
takie słowa nie brzmiałyby sztucznie?
PROBLEMY PRZYWÓDZTWA
Nie ma co bagatelizować problemów przywództwa czy nawet po prostu pro-
blemów związanych z byciem politykiem. Wspomniałem o tym, jak próbowa-
no zniszczyć najwybitniejszych amerykańskich prezydentów. Abraham Lincoln,
ustosunkowując się do różnych oskarżeń, powiedział krótko: Gdybym miał czy-
tać to, co się o mnie pisze, nie mówiąc już o odpowiadaniu na ataki na mnie,
musiałbym zamknąć interes . Nie zamknął, tylko robił swoje. Tak jak wielki bry-
tyjski premier Benjamin Disraeli, który w 1867 roku, na rok przed objęciem funk-
cji, mówił o podziale na biednych i bogatych i o tym, od czego musi zacząć, by ten
podział przezwyciężyć. Mówił prosto: Muszę przygotować umysły ludzi i moją
partię . Aż dziw, że nie mówił o kosztach reform, o tym, że elektorat na takie
radykalne zmiany nie jest przygotowany, więc nie ma co liczyć, że je zrozumie
130
i poprze, o tym wreszcie, że w związku z tymi kłopotami trzeba reformy
odłożyć na pózniej. To jest, być może, największa różnica między przywódcami
a nieprzywódcami. Ci pierwsi, wiedząc, że coś należy zrobić, pytają siebie i in-
nych jak , ci drudzy pytają czy i najczęściej odpowiadają może pózniej .
Ale krytykując niedostatki przywództwa, naprawdę warto polityków trochę
docenić. W jakiej innej profesji, w kraju nietotalitarnym, człowiek poświęca nie-
mal wszystko, w tym swą karierę, dla dobra narodu? W życiu prywatnym ocze-
kujemy, że ludzie będą forsowali własne interesy w granicach prawa. W życiu
publicznym wymagamy, by ludzie poświęcali własne interesy dla dobra państwa.
Oczywiście mówimy o sytuacjach, nie tak częstych w naszej polityce, gdy ktoś
idzie do polityki, bo już zrobił karierę (i jakieś pieniądze) w jakiejś innej dziedzi-
nie. Gdy do polityki idzie nie po to, by zrobić karierę (nic w niej złego), ale by
zrobić coś dla innych. Mówimy o modelu, w którym ktoś składa swe interesy na
ołtarzu postępu, a nie o zwykłej polityce, w której niemal powszechnie za miarę
sukcesu uznaje się przyrost gotówki na koncie.
Ale jeśli ktoś politykę i służbę traktuje poważnie, jest to dla niego wielki test.
Ludzie, przyzwyczajeni do oglądania tych, których znają, lubią i kochają, całą
masę czasu muszą spędzać z obcymi. Poprzeczka jest tu postawiona na niebo-
tycznej wysokości. Nawet kochanym osobom trudno przecież czasem powiedzieć
prawdÄ™.
Nawet im trudno dochować absolutnej wierności. Wielkiej energii trzeba, by
przyjaznie traktować ludzi, których prywatnie, być może, nie chciałoby się znać.
Trzeba po prostu kochać ludzi, mówi polski prezydent. Ma w tym punkcie bardzo
dużo racji.
Ale ludzi warto kochać nawet bardziej niż swoją pozycję w sondażach, bo
współczesną polityką bardzo często rządzą właśnie sondaże, te polityczne horo-
skopy. Niektórzy mówią nawet, że są one jej przekleństwem. Wszystko przez to,
że w pewnym momencie, gdzieś w połowie lat trzydziestych, okazało się, iż py-
tając o zdanie kilkuset ludzi, można przewidzieć wyniki wyborów. Ilu polityków
byłoby mężami stanu, gdyby nie sondaże podpowiadające im, co robić, i gdyby
nie malejące wskazniki popularności, pokazujące często nie, że ktoś zrobił nie to,
co trzeba, ale że zrobił nie to, co się ludziom podoba. Ale sondaże są. Jak na-
pisał Walter Lippmann: Z pewnymi wyjątkami, które można określić jako cud
natury, politycy są w demokracji ludzmi zastraszonymi, którzy nigdy nie czują
się pewnie. Najważniejsze jest dla nich nie to, czy określony punkt widzenia jest
prawidłowy, ale to, czy jest popularny, nie to, czy jakiś plan przyniesie skutek
i okaże się uzasadniony, ale to, czy polubi go elektorat . Trafna charakterystyka.
Jest tylko pewien mały problem. Sondaże są i będą. Być może dopiero w naszych
czasach naprawdę trzeba mieć kręgosłup, by postawić na swoim, wiedząc, jakie
będą tego skutki.
131
POTRZEBA PRZYWÓDZTWA
Najpierw cytat: (. . . ) na przeciwległym biegunie leży postawa naiwna, utopij-
na, moralizatorska. Jej wyznawcy ubolewają nad brutalnością polityki i lubują się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]