[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na podłodze, nie mając pojęcia, jak się tam znalazł. Bar
wprawdzie nie wirował mu przed oczami, ale na zmianę
jaśniał i ciemniał.
 Zauważyłeś, że żaden nie zwrócił się do mnie, nie
wspomniał o mnie, nie odnotował mojego istnienia? 
zapytał kuzyn Marv.  Patrzyli na mnie jak na kawałek
papieru toaletowego, który przykleił się do tyłka.
 Wcale tego tak nie odebrałem.
 Nie odebrałeś, bo byłeś zajęty kumplowaniem się z
nim.  Oto twój kordiał, biały panie, i wybacz mi, jeśli nie
smakuje jak ten osiemnastoletni koniak, którym cię
poczęstowałem podczas ostatniej inspekcji niewolników .
Jaja se robisz czy co? On chce mnie, kurwa, zabić.
 Nieprawda. Bredzisz.
 Wcale nie bredzę. Uważa mnie i tego nieżyjącego
skurwiela Rardy ego&
 Rardy żyje.
 Tak? A widziałeś go ostatnio?  Marv wskazał drzwi
i dodał syczącym szeptem:  Ten pierdolony Czeczen
uważa, że Rardy i ja spiskowaliśmy z Jednorękim Trupem.
Ciebie uważa za zbyt głupiego, popieprzonego albo nie
wiem, zbyt miłego, żeby go okraść. Ale mnie rzuca
spojrzenie śmierci.
 Gdyby uważał, że ukradłeś te pięć tysięcy, to skąd by
się one wzięły w torbie?
 Co?
 Ci, co nas napadli, ukradli pięć tysięcy. W torbie z&
 Bob spojrzał na stół bilardowy, upewniając się, że
staruszkowie nadal tam są  & z ręką było pięć tysięcy.
Czyli znalazł pieniądze u chłopaka i odesłał je nam.
 Tak?
 Co oznacza, że nie może podejrzewać, że je masz, bo
sam nam je odesłał, a my mu je oddaliśmy.
 Może myśleć, że wynająłem tych bandytów, a oni
przechowywali dla mnie kasę do czasu, aż wszystko się
uspokoi. A nawet jeśli tak nie myśli, to według niego
jestem mendą. Niegodną zaufania. A tacy faceci nie
zastanawiają się, czy ich wnioski są racjonalne. Po prostu
jednego dnia uznają cię za wesz, a drugiego ogłaszają
Dzień Zabijania Wszy.
 Czy ty słyszysz, co mówisz?
Na twarzy Marva lśnił pot.
 Oni tu zrobią dziuplę podczas mistrzostw futbolu. A
potem albo nas wystrzelają, albo dadzą nam żyć tak długo,
aż ci inni walnięci Czeczenianie i Gruzjanie, którzy mają u
nas udziały, dojdą do wniosku, że zorganizowaliśmy
napad. A wtedy popracują nad nami przez jakieś trzy,
cztery dni w piwnicy, stopniowo pozbawiając nas uszu,
oczu, jaj, kurwa mać, i wszystkich zębów. A potem? Dwie
kulki w łeb, Bob. Dwie kulki w łeb.
Wyszedł zza baru.
 Marv!  zawołał za nim Bob, Marv machnął ręką,
jakby się opędzał, i dalej szedł do drzwi.  Nie mogę
pracować sam w czwartkowy wieczór.
 Zadzwoń do agencji po barmanów.
 Marv!
Marv rozłożył ręce w geście  I co mi zrobisz? , po
czym otworzył drzwi. Wyszedł, a Bob został za barem.
Staruszkowie gapili się na niego przez chwilę zza stołu
bilardowego, a potem znowu zajęli się sobą.
Pod koniec tej długiej nocy Bob wrócił do siebie. Na
swoim ganku zastał Nadię. Paliła papierosa. Bob poczuł, że
twarz mu się rozjaśnia jak niebo na czwartego lipca.
 Zamarzniesz tu  powiedział.
Pokręciła głową.
 Dopiero wyszłam, żeby zapalić. Byłam w domu z
Rocco.
 Nie obchodzi mnie, czy go znałaś. Wcale. Kazał cię
pozdrowić, jakby to coś znaczyło.
 Co jeszcze powiedział?
 %7łe Rocco należy do niego.
Nadia rzuciła papierosa na ulicę. Bob otworzył przed
nią drzwi i wpuścił ją do domu.
W kuchni wypuścił Rocco z klatki i posadził sobie na
kolanach. Nadia wyjęła z lodówki dwa piwa i podała jedno
Bobowi.
Przez chwilę pili w milczeniu.
 No więc Eric jest słodki, no nie? Na jedną noc to
wystarczało. Bo wiesz, słyszałam te wszystkie historie o
tym, że ma nie po kolei w głowie, ale potem wyjechał z
miasta na jakiś czas, a kiedy wrócił, wydawał się
spokojniejszy, jakby schował swoje demony, rozumiesz,
gdzieś je upchnął. Przez jakiś czas wydawał się inny. A
potem, jak znowu ześwirował, już przepadłam.
 Dlatego to był twój kubeł na śmieci.
Nadia spojrzała na Rocco i pokręciła głową.
 Nie. Nie byliśmy ze sobą z& rok.  Znowu pokręciła
głową, usiłując przekonać sama siebie.  No więc pobił
Rocco, uznał, że go zabił, i wrzucił go do moich śmieci,
żeby co?
 %7łebyś o nim myślała? Nie wiem.
Nadia zastanowiła się.
 To do niego podobne. O matko, przepraszam.
 Nie wiedziałaś.
Nadia uklękła przed Bobem i Rocco. Wzięła głowę
szczeniaka w dłonie.
 Rocco  powiedziała.  Nie znam się na świętych.
Od czego jest jego patron?
 Od psów. Jest patronem psów.
 No tak.
 Oraz farmaceutów, kawalerów i fałszywie
oskarżonych.
 To musi mieć pełne ręce roboty.  Nadia uniosła
piwo w toaście.  Za świętego Rocco.  Wypili. Nadia
usiadła na krześle i przesunęła palcem po bliznie. 
Przyszło ci kiedyś do głowy, że niektóre rzeczy po prostu, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl