[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jest go odnalezć. Nie zamierzam na starość szukać sobie nowego zajęcia. A ty wyślij raport
do ministra.
- I co mam napisać?
Zamyślił się na chwilę, a potem twarz rozciągnęła mu się w szerokim uśmiechu.
- Do licha, wymyślisz coś. Przecież masz wyższe wykształcenie.
Rozdział trzynasty
JAK SI SZUKA PODZIEMNYCH FABRYK " CO ZNALEyLIZMY W
STRUMYKU " PORZUCONE SZTOLNIE " DZIWNE STUDNIE " TROCH CHEMII "
TEST TWARDOZCI WODY " ZAKAADAMY OBOZOWISKO " PLANY SZTURMU
- A więc tak wyglądają Piechowice - mruknął pan Tomasz patrząc bez entuzjazmu na
pamiętające jeszcze niemieckie czasy odrapane domy i sąsiadujące z nimi współczesne
klocki. Zdecydowana większość była nie otynkowana.
- No cóż, wujku - powiedziała Zosia. - Opakowanie nie zawsze świadczy o za-
wartości.
Rozejrzałem się. Nad miasteczkiem wznosiły się góry porośnięte gęstym lasem.
Okolica sprawiała wrażenie smutnej i beznadziejnej. Czy to możliwe, żeby kryła nieprzebrane
skarby, zgromadzone przez nazistów w połowie Europy? Powoli minąłem płot z płyt
betonowych ozdobiony drutem kolczastym. Zakłady Karelma.
- Prosto - powiedziała Zosia patrząc na mapę.
- No to prosto - mruknąłem.
Przed nami pojawiło się dziwne skrzyżowanie. Droga stała się coraz bardziej
wertepowata. Minąłem głęboki wąwóz dnem, którego płynęła rzeczka. Po chwili
przejechałem przez mostek nad strumieniem i zatrzymałem samochód na niewielkiej polance.
Obok drogi po lewej stronie widać było piękne granitowe skałki, porośnięte częściowo lasem.
- No to jesteśmy - powiedział szef. Wysiedliśmy z wozu. Popatrzyłem w zadumie na
ziemię.
- Ktoś tu parkuje od czasu do czasu - zauważyłem. - Na przykład to ślady jakiegoś
samochodu terenowego. Musiał tu stać dość długo, bo koła głęboko weszły w ziemię.
- Więc gdzieś tu powinna być zakopana fabryka? - uśmiechnęła się Zosia. - Na
powierzchni ziemi nie widać nic podejrzanego.
- Skałki - mruknąłem. - Gdzieś z ich szczytu przyjaciel pana Dąbrowskiego
obserwował ukrywanie pociągu. O ile oczywiście chodzi o te skałki...
- Oczywiście, że nie widać żadnych śladów fabryki - szef uspokoił siostrzenicę.
- Właśnie dlatego wykuto ją gdzieś pod tym masywem, żeby nikt nie był w stanie jej
znalezć.
Cofnąłem się do mostku i popatrzyłem uważnie. Strumyk był ujęty w stare murki
wymurowane starannie z kamieni. W tym miejscu niewielką kaskadą spływał na dno doliny.
- Niech pan zwróci uwagę... - zagadnąłem.
- Wygląda na to, że kiedyś płynął zupełnie inaczej. Tam przy drodze są resztki
kamiennej rynny.
- Sądzę - zauważyłem - że część wzgórza, na której stoimy, została wysadzona w
powietrze.
- Typowa dolina U-kształtna - zaprotestował szef. - Jej dno, sądząc po tym
rozkopanym kawałku koło tamtego domku z czerwonym dachem, to osady aluwialne...
- Co to są osady aluwialne? - chciała wiedzieć Zosia.
- Osady aluwialne to warstwa piasku, iłów i innych rodzajów gleby naniesiona przez
wodę - wyjaśniłem.
- Czyli ten strumyk płynie tędy od zawsze. Skoro tyle naniósł...
- Nie - zaprotestowałem. - Sądzę, że było inaczej. Pierwotnie faktycznie spływał tam
w dół, ale w bliżej nieokreślonej przeszłości przybyli tu Niemcy.
- To mogło mieć miejsce jeszcze w latach dwudziestych - zauważył szef. -
Obowiązywała ich konwencja rozbrojeniowa, przypuszczalnie już wtedy zaczęli drążyć
podziemne laboratoria do prac nad nowymi rodzajami uzbrojenia.
- To prawdopodobnie - mruknąłem. - Na początek skierowali rzeczkę w inną stronę.
Pózniej w skałach na końcu dolinki, gdzieś tu pod naszymi stopami, zaczęli drążyć tunel do
wnętrza góry. Pod sam koniec wojny, gdy na te tereny miała wkroczyć Armia Czerwona,
wysadzili część tunelu i otaczające go skały, następnie zepchnęli na to sporą ilość ziemi, aby
zamaskować zawal.
Szef wychylił się i zajrzał pod mostek. Zagwizdał z uznaniem.
- Przewidzieli to jakiś czas wcześniej - powiedział. - Koryto pod mostem jest
obetonowane i ma pionowe nacięcia do wpuszczenia desek. W stosownej chwili po prostu je
wyjęli.
- Skąd wiecie, że faktycznie coś tu jest? - Zosia była sceptyczna.
- Niemcy to naród praktyczny. Jaki sens miałoby obmurowywanie koryta górskiego
potoku?
- Niemcy są ponoć narodem kochającym porządek - powiedziała z namysłem.
- Może denerwowało ich, że górska rzeka płynie sobie tak samopas, nie uregulowana.
- Może wczesną wiosną albo jesienią ten strumyk gwałtownie przybiera i murki po
obu stronach służą opanowaniu jego niszczycielskiej działalności - zamyśliłem się.
- No cóż. Przeprowadzmy testy.
- Jakie testy? - zaciekawiła się.
- Paweł wysunął hipotezę, że ten strumyk mógł służyć podziemnej fabryce jako
główne zródło wody. Skoro pobierali wodę, musieli także zrzucać ścieki.
- W dodatku sadzę, że jeśli tam pod ziemią istnieje jakiś obiekt przemysłowy, to
strumyk mógł pomagać w jego odwadnianiu - uzupełniłem.
- No to do dzieła - zachęcił mnie Pan Samochodzik. - Pokaż, co jesteś wart. Wyjąłem
z samochodu walizkę z aparaturą do badań chemicznych.
- Zastanówmy się. W wodzie mogą występować węglowodory pochodzące ze smarów
używanych w podziemiach oraz z benzyny, jeśli była tam składowana.
Nabrałem probówkę wody i uważnie obejrzałem jej powierzchnię. Nigdzie nie było
widać cieniutkiej warstewki smaru ani tęczowych plamek.
- Węglowodorów nie stwierdzono - powiedziałem w zadumie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl