Roberts Nora_DowĂłd miłości 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

klucz na szyi, Cass, jeśli ci to pomoże, ale drzwi zawsze
trzymaj zamknięte.
Myślała już nad celną ripostą, ale zanim zdążyła ją
wypowiedzieć, Colin mówił dalej:
- Za kogo mnie wzięłaś, kiedy pukałem do drzwi?
- Za mojego sąsiada, który pisze teksty piosenek i ma
zepsutą lodówkę. Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam?
- Twój adres byÅ‚ na maszynopisie. - WskazaÅ‚ na ko­
pertę, którą trzymał w ręku, po czym odłożył ją na biurko.
Cassidy z pewnym zaskoczeniem spojrzała na znajomy
plik papierów. SÄ…dziÅ‚a, że Colin zapomniaÅ‚ o maszynopi­
sie chwilę po tym, jak mu go dała. Nagle zrozumiała,
dlaczego nie zapytała Colina, czy już go przeczytał i co
DOWÓD MIAOZCI 65
o nim sądził. Trudniej byłoby jej znieść jego krytykę niż
uwagi jakiegoÅ› bezosobowego wydawcy. Zdenerwowana
spojrzała na Cołina. Oczekiwana krytyka nie nadeszła.
Spacerował po pokoju, dotykając zwiędłych kwiatów,
wyglÄ…dajÄ…c przez okno i przyglÄ…dajÄ…c siÄ™ zdjÄ™ciu w srebr­
nej ramce.
- Napijesz siÄ™ czegoÅ›? - zapytaÅ‚a, bo tak powinna za­
chować się gospodyni i zaraz przypomniała sobie uwagi
Jeffa o zawartoÅ›ci jej lodówki. - Na przykÅ‚ad kawy? - do­
daÅ‚a szybko, bo tyle akurat mogÅ‚a zaoferować. Pod wa­
runkiem, że Colin ma ochotę na czarną.
Odwrócił się od okna i zaczął ponownie spacerować.
- Masz niezłe wyczucie kolorów, Cass - powiedział.
- I niezwykłą zdolność tworzenia domowej atmosfery.
DokonaÅ‚aÅ› tego nawet w takim mieszkaniu jak to, tej bez­
dusznej klatce zaprojektowanej i zbudowanej pod wyna­
jem, dla zysku. A jednak nadałaś mu swoisty charakter
i nasyciłaś prywatnością. - Uniósł małe lusterko w ramce
z muszelek. - To z Nabrzeża Rybaków? - Spojrzał na nią.
- To musi być dla ciebie szczególne miejsce.
- RzeczywiÅ›cie. Kocham to miasto w caÅ‚oÅ›ci i bezwa­
runkowo, ale Nabrzeże Rybaków to dla mnie coÅ› zupeÅ‚­
nie wyjątkowego. - Uśmiechnęła się. - Nie jest tam zbyt
tłoczno, natomiast pełno łódek przycumowanych jedna
obok drugiej. Lubię wyobrażać sobie, skąd wracają lub
dokąd płyną.
Gdy tylko to powiedziała, poczuła się strasznie głupio.
A tak bardzo starała się udowodnić Colinowi, że nie jest
NORA ROBERTS
66
romantyczką! Uśmiechnął się do niej, a jej zakłopotanie
przemieniło się w coś bardziej niebezpiecznego.
- Przygotuję kawę - powiedziała szybko.
- Nie rób sobie kłopotu. - Położył rękę na jej ramieniu
i spojrzaÅ‚ na biurko. ByÅ‚o zarzucone papierami i notatka­
mi. - Przeszkadzam ci w pracy, a to nie jest w porzÄ…dku.
- WyglÄ…da na to, że dziÅ› wieczorem i tak już nie po­
pracujÄ™. - UÅ›miechnęła siÄ™, próbujÄ…c zapomnieć o dys­
komforcie, który czuła. - Ale nic nie szkodzi, bo prawie
skończyłam. W przeciwnym razie zachowałabym się tak
samo niegrzecznie jak ty, kiedy ktoÅ› ci przeszkadza.
Poczuła zadowolenie, gdy ujrzała zaskoczenie w jego
oczach.
- NaprawdÄ™ zachowujÄ™ siÄ™ niegrzecznie? To znaczy
jak? Wyjaśnisz mi?
- To wprost nie do opisania. Usiądz, Colin. Te podłogi
są cienkie. Wydepczesz w nich dziurę. - Wskazała na
krzesło, ale on przysiadł na brzegu biurka.
- Skończyłem dziś czytać twoją książkę.
- DomyÅ›liÅ‚am siÄ™, skoro odnosisz maszynopis. - Sta­
rała się mówić spokojnie, ale gdy Colin uparcie zwlekał
ze swoją recenzją, ogarnęła ją frustracja. - Proszę, nie
znęcaj się nade mną. Jestem na to za słaba. Nie, poczekaj.
- Gestem powstrzymała go, gdy zaczął mówić. Wstała
i przeszła się po pokoju. - Jeśli ci się nie podobało, będę
przygnębiona tylko przez pewien czas. Jestem pewna, że
jakoś to przeżyję. No... prawie pewna. Chcę, żebyś był ze
mną szczery. Nie potrzebuję owijania w bawełnę, tych
DOWÓD MIAOZCI 67
różnych gładkich słówek tylko po to, żeby nie sprawić mi
przykroÅ›ci. I, na miÅ‚ość boskÄ…, nie mów, że to byÅ‚o inte­
resujące. Nie ma gorszego określenia!
- Skończyłaś? - zapytał delikatnie.
Zaczerpnęła tchu i skinęła głową.
- Tak. To znaczy, tak sÄ…dzÄ™.
- Podejdz do mnie, Cass.
Zrobiła, jak prosił, gdyż jego głos był cichy i łagodny.
lch oczy spotkały się. Ujął jej dłonie.
- Nie wspominaÅ‚em wczeÅ›niej o twojej książce, ponie­
waż chciałem przeczytać ją spokojnie, kiedy nic mi nie
będzie przeszkadzało. Sądziłem, że lepiej nie rozmawiać
o niej, dopóki nie skończę. - Pogładził jej dłonie. - Masz
w sobie niezwykle rzadkÄ… cechÄ™, Cass. CoÅ› ulotnego. Ta­
lent. I to nie jest coś, czego mogłaś nauczyć się na studiach
w Berkeley. Ty siÄ™ z tym urodziÅ‚aÅ›. Studia być może do­
szlifowały twój warsztat, ale masz w sobie unikalny dar.
Cassidy westchnęła. UznaÅ‚a za zdumiewajÄ…ce, że opi­
nia tego mężczyzny, którego znała ledwie tydzień, miała
dla niej tak duże znaczenie. Pozytywnego zdania Jeffa
wysłuchała z przyjemnością, ale to, co powiedział Colin,
zaparło jej dech w piersiach.
- Nie wiem, jak zareagować. - SpojrzaÅ‚a na stos pa­
pierów na biurku. - Czasami mam ochotę to wszystko
rzucić, bo nie jest warte tyle bólu i wysiłku.
- Ale podjęłaś decyzję, że będziesz pisarką.
- Nie. Nigdy nie podejmowaÅ‚am takiej decyzji. - Spoj­
rzała na niego swymi fiołkowymi oczami, ciemniejącymi
68 NORA ROBERTS
w słabym świetle lampki. - To po prostu było we mnie.
Czy ty podjąłeś decyzję, że będziesz artystą, Colin?
PrzyglÄ…daÅ‚ jej siÄ™ przez chwilÄ™, po czym pokrÄ™ciÅ‚ prze­
cząco głową.
- Nie. Są takie rzeczy, które się dzieją niezależnie od
nas, czy o nie prosimy, czy też nie. Wierzysz w przezna­
czenie, Cass?
- Tak - wyszeptała.
- Byłem pewien, że wierzysz. - Pod jego uważnym
spojrzeniem jej serce zabiÅ‚o jeszcze mocniej. - Czy sÄ…­
dzisz, że jest nam przeznaczone, abyÅ›my zostali kochan­
kami, Cass?
PokrÄ™ciÅ‚a przeczÄ…co gÅ‚owÄ…, niezdolna do wypowiedze­
nia choćby słowa.
- Straszna z ciebie kÅ‚amczucha. - UniósÅ‚ jej podbró­
dek i pocałował ją.
Jakże różnił się ten pocałunek od tego, który dał jej dziś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl