[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dowcipów inernautów.
Sykstus doszedł chyba do błędnego wniosku, \e taka twórczość mo\e mnie
wzburzyć.
- Nie przejmuj się! - pocieszył. - Zawsze trafiają się jacyś złośliwcy szargający
świętości.
- Bez przesady! Zwiętością nie jestem i być nie zamierzam... - powiedziałem
patrząc na stosik kartek z odrzuconymi anegdotami. Będę mógł je zabrać?
- Po co? - zdziwił się Sykstus. - Przecie\ to paskudztwo.
- Do poczytania - uśmiechnąłem się z za\enowaniem. - No wiesz, muszę
zajrzeć do lustra - dodałem filozoficznie.
Sykstus rozejrzał się po gabinecie Krzyśka, znalazł na ścianie lustro, spojrzał
na mnie ze zdziwieniem i powiedział:
- Dobra! Zajrzyj! I bierzemy się do pracy.
Nie zrozumiał, jakie lustro miałem na myśli.
Wyjaśniłem Sykstusowi, \e anegdota mieści się w obrębie twórczości
satyrycznej, porównywanej z lustrem odbijającym niedoskonałości wizerunku
człowieka.
- Po co codziennie zaglądamy do lustra? - zapytałem.
- śeby sprawdzić i doprowadzić do porządku nasz wygląd.
- Otó\ to!... A zdarzyło ci się kiedykolwiek, \e rozbiłeś lustro, bo
zdenerwowałeś się, i\ kiepsko w nim wyglądasz?
- Nigdy! Przecie\ na swój wygląd trzeba zapracować...
- No widzisz? Ja te\ zapracowałem na swój wygląd. Nie oznacza to jednak, \e
mój wizerunek jest pozbawiony wad. Dlatego z wdzięcznością zajrzę do lustra satyry,
bo mo\e dowiem się z niego, co muszę zrobić, by mój wizerunek poprawić.
Zakończyłem wywód i zebrałem kartki z odrzuconymi anegdotami.
Podzieliliśmy anegdoty chronologicznie na dwa działy. Anegdoty
opowiadające o mnie w latach szkolnych i studenckich opatrzyliśmy wspólną nazwą
Młody Pan Samochodzik , pozostałe zamieściliśmy w dziale Pan Samochodzik .
Sygnał mojej komórki ogłosił przerwę. Dzwonił Paweł.
- Szefie! Mo\emy rozmawiać otwartym tekstem?
- Mów!
- Sądzę, \e rozpoczęcie gry dezinformacyjnej to najlepszy moment na
ogłoszenie dziecięcego konkursu wakacyjnego na zakończenie legendy dziadka
Wiewiórki seniora. Gra z pewnością skupi uwagę podsłuchującego na obszarze wokół
drogi Olsztyn-Stary Olsztyn. Dzięki temu nie powinien on zauwa\yć, \e ogłoszono
jakiś konkurs dla dzieci, który mógłby wiązać się z pańską misją. Je\eli
podsłuchujący nie zauwa\y, to tym bardziej konkursu nie zauwa\ą wszyscy ci, którzy
obserwują ruchy podsłuchującego, bo są zainteresowani znalezieniem obiektu tak
samo jak on. Nie wiemy, czy tacy są. Trzeba jednak przyjąć, \e istnieją. To mały,
znający się światek.
Paweł miał rację. Uruchomienie gry dezinformacyjnej pozwalało na
bezpieczne podjęcie otwartego działania właściwego. Konkurs trzeba było ogłosić
natychmiast, jako prostą, w wypadku zainteresowania nim, drogę do ujawnienia
namiarów osób posiadających pozostałe części testamentu. Te namiary ujawnią
nadesłane przez uczestników konkursu właściwe zakończenia legendy.
- To na co czekasz? - rzuciłem retorycznie.
- Szefie! Nie czekam! Kanałem urzędów marszałkowskich puściłem fax o
naszym konkursie. Poprosiłem o włączenie się do jego organizacji i o
rozpowszechnienie w mediach regionalnych, na koloniach i obozach. Mam ju\
potwierdzenia z większości województw.
- Masz te\ pochwałę ode mnie! - powiedziałem.
- Dzięki! - ucieszył się Paweł. - Co poza tym?
Opowiedziałem pokrótce o porannej rozmowie z Kamą i spotkaniu z
harcerzami.
- Przyda się nam ich pomoc - usłyszałem w słuchawce. - W nocy poobserwuję
pańskie mieszkanie - uprzedził moją prośbę Paweł.
W tym czasie musiałem być obecny i zauwa\ony w zupełnie innym miejscu z
Kamą, podczas świętowania rychłego, pewnego odkrycia archeologicznego.
Podczas rozmowy z Pawłem zauwa\yłem, \e Sykstus patrzy na mnie z
podziwem i pilnie słucha. Coś nawet notował w kajecie.
Powróciliśmy do anegdot.
Wiedziałem, \e Sykstusowi, po mojej rozmowie z Pawłem, przyszedł jakiś
pomysł do głowy. Przemogłem jednak uporczywą ciekawość i udałem, \e tego nie
zauwa\yłem.
Gdy pomysł dojrzeje dostatecznie, Sykstus zdradzi mi go z własnej
inicjatywy. - pomyślałem.
Anegdoty o młodym Panu Samochodziku były nasycone młodzieńczym,
bezkompromisowym krytycyzmem. Ich autorzy, przywołując mnie, rozprawiali się
ostro z belframi, asystentami i profesurą. Nie zostawili suchej nitki na aktywistach
uczniowskich i studenckich organizacji. W sposób szczególny anegdociarze znęcali
się nad milicjantami, policjantami, partyjniakami, politykami i prowadzącymi zajęcia
z przysposobienia wojskowego.
Z anegdot tych dowiedziałem się, \e w młodości miałem ksywy: Bobas
Hulajnoga i Obywatel Rower .
Hulajnogi nie pamiętałem. Przypomniałem sobie jednak swój pierwszy rower:
damkę z odzysku, nazywaną przeze mnie pieszczotliwie Rowerzycą . Wszystkie
dziewczyny były o nią zazdrosne... No, mo\e trochę przesadziłem!
***
Gdy zgodziłem się na wykorzystanie wszystkich, wyselekcjonowanych ju\
przez ekipę filmową, anegdot, Sykstus uznał, \e nadszedł właściwy moment na
zgłoszenie mi jego pomysłu.
- Przed chwilą byłem przypadkowym świadkiem twojej rozmowy
telefonicznej - wyznał ze skruchą. - I zauwa\yłem, \e wasze działanie jest bardziej
intrygujące ni\ intryga projektowana teraz w scenariuszu Wielkiego powrotu Pana
Samochodzika ...
- Domyślam się, \e nie o tym chciałeś teraz mówić - ułatwiłem Sykstusowi
przejście do sedna sprawy.
- Rzeczywiście - popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. - Sądzę, \e do tej
harcerskiej akcji mogłaby się włączyć nasza ekipa techniczna z kamerami,
mikrofonami i oświetleniem.
Gdy Sykstus skończył, obiecałem, \e pomysł przedstawię partnerom, bo warto
się nad nim zastanowić. Jego realizacja byłaby mocnym, niespodziewanym
uderzeniem.
Na razie uzgodniliśmy, \e filmowcy zabezpieczą transport harcerzy na miejsce
i z miejsca akcji. Do gabinetu zajrzał Krzysiek.
- Mo\na? - zapytał, jakby nie był tu gospodarzem. - Tomaszu! Nie mogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]