[ Pobierz całość w formacie PDF ]

na miły początek dnia przywarła ustami do jego ust.
- Ojej, nie możemy sobie poleniuchować w łóżku? - spytała
niezadowolona, kiedy parę minut pózniej opuścił nogi na podłogę.
- Nie możemy. To wykluczone! - rzekł, wymachując rękami jak
typowy południowiec. Jego żywa gestykulacja w połączeniu z
nagością doprowadziła Meg do chichotu. - Rodzina będzie się nas
spodziewała w jadalni.
- Czeka mnie śniadanie z twoją rodziną?
176
anula
ous
l
a
and
c
s
- Nie denerwuj się, to nic wielkiego - powiedział uspokajająco. -
W gronie rodzinnym nie musisz się stroić ani martwić o makijaż czy
fryzurę.
- Tra-ta-ta-ta! - Meg przewróciła oczami. - Nic wielkiego? Nie
trzeba się stroić ani malować? Jakoś nie wyobrażam sobie twojej
kuzynki Isabelli w starym spłowiałym szlafroku i z niezmytym
makijażem.
- No fakt, ja też nie - przyznał Luca. - Ale śniadania zawsze
odbywają się w swobodnej atmosferze. Wszyscy będą plotkować o
wczorajszym balu, o tym, kto się fatalnie zachował, kto popełnił
gafę... - Roześmiał się wesoło na widok przerażonej miny Meg. -
Tobie, panno Donovan, nikt niczego nie zarzuci. Byłaś wzorem
wszelkich cnót, czego niestety nie można powiedzieć o hrabinie
Arabelli...
Meg zmarszczyła z namysłem czoło.
- Czy to ta w łososiowej sukni, która...
- Nie. Hrabina Arabella miała na sobie... - Urwał w pół zdania,
słysząc pukanie do drzwi.
Kiedy poszedł je otworzyć, Meg uśmiechając się na
wspomnienie wczorajszego wieczoru, oparła się wygodnie o
wezgłowie łóżka. Jak na członków rodziny królewskiej, niektórzy
zachowywali się... hm, dość szokująco.
- Spodobała mi się twoja kuzynka Isabella. Obiecała mi, że... -
Nagle umilkła, zaskoczona zmianą, jaka zaszła w Luce.
177
anula
ous
l
a
and
c
s
Bez słowa usiadł na brzegu łóżka. Jeszcze pół minuty temu był
uśmiechnięty, teraz zaś twarz miał trupiobladą, napiętą, poznaczoną
wokół ust i oczu bruzdami, których wcześniej na pewno nie było, bo
by je zauważyła.
- Co się stało? - spytała przejęta. - Luca, co się stało?
- Chodzi o mojego dziadka, o króla...
Meg natychmiast wyobraziła sobie najgorsze.
- Nie, nie umarł - dodał, zanim zdołała zareagować. - Wzywa
mnie do siebie.
- Wzywa? - Zdziwił ją zarówno dobór słów, jak i sens
wypowiedzi. Po pierwsze, dlaczego dziadek wzywa do siebie wnuka?
A po drugie, dlaczego ten fakt wzbudza we wnuku taki niepokój, a
nawet trwogę? - Po co?
- Tego się wkrótce dowiem. - Luca wziął głęboki oddech, po
czym wolno wypuścił z płuc powietrze.
Obserwując go, Meg zrozumiała, że dzieje się coś bardzo
ważnego.
- Wizyty u dziadka nie są na porządku dziennym?
- Nie. - Potrząsnął przecząco głową. - Wezwanie oznacza, że
król chce ze mną omówić sprawy związane z sukcesją i przyszłością
Niroli. Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie. Nie sądziłem jednak, że
tak szybko.
Ubrał się czym prędzej, nie w sztruksowe spodnie i sportową
koszulę, które zamierzał włożyć do śniadania, lecz w garnitur. Włosy
starannie zaczesał do tyłu. Zerknąwszy do lustra, skrzywił się.
178
anula
ous
l
a
and
c
s
Powinien się ogolić, ale wiedział, że nie ma czasu. Jakby na
potwierdzenie tego osoba za drzwiami zapukała ponownie, nagląc go
do pośpiechu.
- Poczekaj tu na mnie. - Nieobecny myślami, pochylił się i
cmoknął Meg w policzek. - Jak wrócę, zejdziemy razem na śniadanie.
- Luca? Dobrze się czujesz? - Chwyciła go za rękę, zanim zdążył
się wyprostować.
- Nie wiem - przyznał cicho, niemal miażdżąc w uścisku jej
dłoń. - Nie wiem, czego się spodziewać ani co chciałbym usłyszeć. -
Na moment zamilkł. -Nie odchodz, Meg. Poczekaj na mnie -
powtórzył, obejmując ją czule.
Po chwili skierował się do drzwi.
- Poczekam.
Zaaferowany, nie usłyszał jej. Zamknąwszy za sobą drzwi,
ruszył na spotkanie z królem. Na spotkanie ze swoją przyszłością.
Zostawszy sama w sypialni, Meg położyła się na wznak. I nagle,
wpatrując się w ozdobny sufit, coś sobie uzmysłowiła.
A mianowicie to, że za moment rozstrzygnie się nie tylko los
Luki, ale również jej własny.
179
anula
ous
l
a
and
c
s
ROZDZIAA CZTERNASTY
Wszystko się zmieni, jeżeli Luca zostanie wyznaczony na
następcę tronu. Miała tego pełną świadomość.
Będą żyli pod presją, każdy ich krok będzie uważnie śledzony.
Nie będą mogli się normalnie spotykać, umawiać na randki. Ale,
pomyślała, co to znaczy  normalnie"? Czy do tej pory cokolwiek w
ich związku było normalne? Nie. I to wcale nie z powodu pozycji
społecznej Luki. Raczej z powodu jego samego.
Od chwili, gdy wkroczył do kuchni w kasynie, nie potrafiła
przestać o nim myśleć. Absorbował jej uwagę, irytował ją, podniecał.
Był niczym narkotyk, niczym choroba, której przed laty uległa: nie
umiała bez niego żyć. Ale w przeciwieństwie do narkotyku, nie
stanowił śmiertelnego zagrożenia.
Dziwne to było: wzbudzał w niej gwałtowne emocje, a
jednocześnie napełniał ją spokojem. Spokojem, jakiego nigdy dotąd
nie zaznała.
Dzięki Luce czuła się silna. Tak silna, żeby bez strachu patrzeć
w przyszłość. Tak silna, by zaakceptować wszystko, co los ma dla
nich w zanadrzu. No, prawie wszystko...
Wystarczyło jej jedno spojrzenie na grobową minę Luki. Był
kompletnie przybity. Najwyrazniej to, co usłyszał od króla, musiało
być bardzo nieprzyjemne.
- Nie smuć się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. -
Poderwawszy się z łóżka, podbiegła do kochanka i wyciągnęła do
niego ręce.
180
anula
ous
l
a
and
c
s
Werdykt wydany przez króla nie miał w tym momencie
większego znaczenia. Dla niej liczył się on, Luca. Chciała przekazać
mu to pocałunkiem, uściskiem.
- Stój! - rozkazał.
Wypowiedział to gwałtownie, z jadem, tonem zupełnie nie
pasującym do człowieka, który zaledwie kilka minut temu prosił, by
nigdzie nie odchodziła. Meg stanęła w pół kroku, oszołomiona, jakby
ją spoliczkował.
- Musisz opuścić pałac - oznajmił, nie patrząc jej w oczy.
Różne scenariusze brała pod uwagę, ale nie taki.
- Opuścić pałac? - Słowa z trudem przechodziły jej przez gardło.
Nie potrafiła zrozumieć, co się stało, dlaczego Luca tak nagle zmienił
swój stosunek do niej. - Na miłość boską, Luca, co ci król powiedział?
- Prawdę. - Zmusił się, by podnieść na nią wzrok. Oczy, w
których niedawno widziała uwielbienie, spoglądały na nią z odrazą i
pogardą. - %7łe nie jesteś godna być królową. %7łe albo rezygnuję ze
spotykania się z tobą, albo zrzekam się prawa do tronu.
- Nie rozumiem... - Była tak zdezorientowana, że nawet nie
czuła oburzenia. Dziesiątki myśli przebiegały jej przez głowę.
Usiłowała ogarnąć ten mętlik, uporządkować chaos, doszukać się w
rym sensu i logiki. - Przecież nie ukradłam waszych klejnotów. Już to
sobie wyjaśniliśmy.
- Czyżby? - spytał drwiąco. - A może to jakaś sztuczka, jakiś
sprytny fortel, który uknułaś ze swoją koleżanką?
181
anula
ous
l
a
and
c
s
Nie wierzyła własnym uszom. Ani własnym oczom. Jak to
możliwe, żeby w ciągu paru minut człowiek aż tak bardzo się zmienił?
W nocy Luca trzymał ją w ramionach, kochał się z nią długo i
namiętnie, obiecywał, że nigdy jej nie opuści. I nagle na żądanie króla
doznał amnezji, zapomniał o tym, co mówił, czuł i robił?
- Luca, dobrze wiesz, że nie maczałam palców w kradzieży.
Rozmawialiśmy wczoraj na ten temat i...
- To było wczoraj - przerwał jej ostro. Wzruszył ramionami i
rozłożył ręce, jakby chciał powiedzieć, że to skończone. - Ulegliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl