[ Pobierz całość w formacie PDF ]

że ja nie udaję. To moje colitis znowu daje o sobie znać. Jestem tego
pewien. - I pośpiesznie udał się w głąb oddziału.
- Mam nadzieję, że to nic poważnego, siostro - przejął się Michael. On
naprawdę wygląda na chorego.
65
- Aha! - ironicznie skomentował Neil.
- Nic mu nie jest - wyjaśniła siostra. Najwyrazniej nie brała sobie do
serca utyskiwań Nuggeta.
- To nie ciało, ale dusza Nuggeta jest chora - nieoczekiwanie wtrącił Matt.
- Ten mały głuptas po prostu tęskni za matką. Przebywa u nas tylko
dlatego, że oddział X jest jedynym miejscem, gdzie chcą go trzymać. My
zaś tolerujemy go jedynie ze względu na siostrę Langtry. Ale gdyby ci na
górze mieli choć trochę rozumu, to by go wysłali do domu, do mamy, już
przed dwoma laty. Tymczasem trzymają go tutaj, a on dostaje bólów
krzyża, głowy, jelit, serca i nie wiedzieć czego jeszcze
i gnije tu jak my wszyscy.
- Gnicie też jest potrzebne w naturze - stwierdził melancholijnie Neil.
"Oni tu się kłębią i kotłują jak wiatr i chmury przed burzą - pomyślała
siostra, wędrując wzrokiem od jednej twarzy do drugiej. - Przed chwilą ich
wzajemny układ znamionował pogodę, a już wszystko zaczyna się kłębić,
kipieć i mamy burzę. Ale co tę burzę tym razem sprowokowało? Czyżby
uwaga na temat gnicia?"
- Na szczęście jest z nami siostra Langtry, więc nic złego nam nie grozi
- powiedział z nadzieją w głosie Michael. Neil zaśmiał się i tym razem
zabrzmiało to bardziej naturalnie. "Może
tym razem nie dojdzie do burzy" - pomyślała.
- Brawo! - zawołał Neil. - Nareszcie znalazł się w naszym gronie ktoś, kto
zna się na galanterii wobec kobiet. Teraz twoja kolej, siostro. Odparuj
zręcznie komplement, jeśli możesz.
- Nie rozumiem, dlaczego miałabym to robić? Nie dostawałam za dużo
komplementów...
Trochę to Neila zabolało, ale nic nie dał po sobie poznać. Oparł się
wygodnie o ławkę. - Ależ to kłamstwo - powiedział figlarnie - bezczelne
kłamstwo. Przecież siostra dobrze wie, że ją zasypujemy komplementami.
Ale jeśli już mamy kłamać, to może siostra nam powie, za jakie grzechy
gnuśnieje tu razem z nami?
- Macie rację! Popełniłam okropny grzech: polubiłam oddział X. Gdyby
nie to, żadna siła nie zmusiłaby mnie do pozostania tutaj.
Matt gwałtownie podniósł się z ławy, jakby coś stało się tu dla niego nagle
nie do zniesienia. Pewnie, jakby widział, podszedł do końca stołu i lekko
położył rękę na ramieniu siostry. - Jestem zmęczony, siostro, i chcę już
powiedzieć wszystkim dobranoc. To dziwne,
66
ale dzisiejszej nocy budzi się we mnie wiara, że gdy jutro rano wstanę, to
będę znowu widział.
Michael uniósł się, żeby mu pomóc przejść przez zaporę parawanów, ale
Neil wyciągnął rękę przez stół i powstrzymał go.
- Nie, kolego, nie trzeba. On zna drogę jak nikt.
- Dolać ci herbaty, Michael? - spytała siostra.
Skinął głową i miał zamiar coś powiedzieć, gdy parawany znowu się
poruszyły i spoza nich wyłonił się Lucjusz. Usiadł na ławce obok Neila, na
miejscu, gdzie siedział Matt.
- Ach, jak ślicznie! - zawołał. - Przyszedłem w samą porę na herbatę.
- O wilku mowa... - westchnął Neil.
- A wilk tuż - dokończył Lucjusz. Założył ręce na kark, lekko pochylił się
do tyłu i spod na wpół przymkniętych powiek obserwował tamtych. - Ach,
jaka urocza z was grupka. Widzę, że pozbyliście się hołoty i została sama
elita. Jeszcze nie ma dziesiątej, siostrzyczko, więc nie ma co patrzeć na
zegarek! Pewnie się siostra martwi, że wróciłem na czas.
- Wcale nie - odpowiedziała spokojnie. - Byłam pewna, że wrócisz w porę.
Nigdy ci się nie zdarzyło wrócić nawet minutę po dziesiątej, jeśli nie
miałeś przepustki. I jeśli o to chodzi, to jeszcze nigdy nie naruszyłeś
regulaminu.
- Dobrze! Tylko czemu siostra mówi o tym takim smutnym tonem?
Odnoszę wrażenie, że nic nie sprawiłoby siostrze większej przyjemności,
jak donieść na mnie pułkownikowi "Ważnemu".
- Mylisz się! Wcale by mi to nie sprawiło przyjemności. W tym właśnie
sęk, przyjacielu. Cholernie ciężko pracujesz na to, by ludzie myśleli o
tobie jak najgorzej. I nie zaznasz spokoju, póki ich nie zmusisz, by tak o
tobie myśleli.
Lucjusz westchnął, pochylił się, oparł łokcie o stół, a brodę na rękach.
Jego gęste, kręcone, złocistorude włosy, odrobinę za długie, opadły teraz
do przodu, przykrywając brwi. "Jaką on ma nieskazitelną urodę -
pomyślała siostra Langtry i równocześnie poczuła do niego silną niechęć. -
Jest doskonały aż do przesady. Wyjątkowo trudno zaakceptować jego
koloryt". Siostra podejrzewała, że Lucjusz przyciemnia sobie brwi i rzęsy.
A może tylko depilował brwi i stosował coś, co miało wzmocnić rzęsy. Nie
wynikało to z seksualnej dewiacji, tylko z czystej próżności. Miał oczy o
złocistym połysku, bardzo duże i ładnie rozmieszczone pod łukami
nienaturalnie ciemnych brwi. Nos prosty i cienki jak klinga,
67
z dumnie rozdętymi nozdrzami. Kości policzkowe, niby wysokie
konstrukcje, podtrzymywały opięte na nich mięśnie twarzy. Usta zbyt
zacięte, by można je nazwać pełnymi, nie były jednak wcale wąskie i
miały ładnie zarysowane kontury, takie, jakie się widzi jedynie na
rzezbach.
"Nic dziwnego, że gdy go zobaczyłam po raz pierwszy, jego uroda
powaliła mnie na obie łopatki. A jednak nie pociąga mnie już ani ta twarz,
ani wspaniały wzrost tego mężczyzny, ani jego piękne ciało. W każdym
razie to się nawet nie umywa do tego, co czuję do Neila, a nawet do
Michaela". - Snując te rozważania, siostra Langtry doszła do wniosku, że z
Lucjuszem jest coś nie w porządku, coś jest nie tak z jego wnętrzem... nie
jest to słabość ani skaza, ale coś zasadniczego, co stanowi o nim całym,
coś wrodzonego, zatem nie do usunięcia...
Przez chwilę patrzyła na Neila. W każdym towarzystwie Neil uchodziłby
za przystojnego mężczyznę. Był podobny do Lucjusza, choć nie miał jego
spektakularnego kolorytu. Większości przystojnych mężczyzn parę
zmarszczek na twarzy zwykle dodaje urody. Tak było właśnie z Neilem.
Ale gdyby takie zmarszczki pojawiły się na twarzy Lucjusza, z Pięknego
zamieniłyby go w Bestię. Zwiadczyłyby o hulaszczym życiu, nie o
doświadczeniu, o drażliwym usposobieniu raczej niż o cierpieniu. Lucjusz
najprawdopodobniej roztyje się z czasem, Neil na pewno nie. U Neila
najbardziej jej się podobały żywe, niebieskie oczy obramowane jasnymi
rzęsami, a także brwi. Miał urocze brwi. Chciałoby się je bez końca
głaskać koniuszkiem palca.
Natomiast Michael był całkiem inny. Typem urody przypominał
Rzymianina, i to w najlepszym stylu. Więcej w nim było charakteru niż
piękna, więcej siły niż pobłażliwości dla własnych słabostek. Miał w sobie
coś z Cezara, coś, co wskazywało, że bardzo długo musiał troszczyć się o
innych i o siebie, że przeszedł niebo i piekło, ale nigdy nie przestał być
prawdziwym mężczyzną i wciąż jest panem samego siebie. Nie miała
wątpliwości, że Michael jest niezwykle atrakcyjnym mężczyzną.
Czuła, że Lucjusz ją obserwuje. Odpowiedziała mu spojrzeniem pełnym
chłodu i rezerwy. Odniosła nad nim zwycięstwo i miała tego świadomość.
Lucjusz nigdy się nie dowiedział i nie dowie, dlaczego jego czar na nią nie
podziałał. Nie miała zamiaru powiedzieć mu ani o dużym wrażeniu, jakie
na niej wywarł na początku, ani dlaczego się z niego tak szybko
otrząsnęła.
68 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl