[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Takiego ukarania nie obawiam się odpowiedział Sternau. Domysły, jak je pan
nazywasz wzmocnię dowodami. Kiedy obaj panowie dzisiaj wyjechali, znałem ju\ cel ich
przeja\d\ki i wybrałem się za nimi. Kapitan Verdoja zorganizował sobie w lesie swoistą
pocztę, kamień, pod który wtykał rozkazy. Dzisiejszy brzmi: Bądz w pobli\u tego miejsca, o
północy spotkam się z tobą. Czekam na wyjaśnienia. Nie sądzę by kapitan chciał temu
zaprzeczyć.
Kiedy Sternau wspomniał o kamieniu i wyciągnął kartkę, Verdoja zbladł, Pardero tak\e.
Obaj milczeli widząc zwrócone na siebie oczy wszystkich, Sternau mówił dalej:
Muszę jeszcze zauwa\yć, \e podsłuchałem oskar\onego podczas jego tajemnych
spotkań. Mam świadków, którzy dadzą nam najdokładniejsze objaśnienia.
Po tych słowach wprowadzono trzech pojmanych. Na ich widok Verdoja a\ podskoczył.
Tego się nie spodziewał, więc wszystko musiało wyjść na jaw.
I wyszło. Pojmani zło\yli zeznania z wielkim ociąganiem, ale zgodnie z prawdą, a oskar\eni
uciekli się do bezsłownego oporu, nie chcieli w ogóle zeznawać.
Wina oskar\onych została jasno udowodniona rzekł przewodniczący. Wedle
obowiązującego w tym kraju prawa Verdoja zasłu\ył na śmierć. O współwinie Pardery nie
będziemy rozmawiać. Ukonstytuowaliśmy się tylko jako sąd honorowy. Nie mamy więc karać,
tylko rozstrzygnąć, czy dalej mamy z tymi ludzmi słu\yć. Co się tyczy mojej osoby, to ja
oznajmiam stanowczo, \e występuję natychmiast.
Odmawiam panu tego zawołał Verdoja ze złością.
O to nie pytam. Okazał się pan człowiekiem bez czci, \aden człowiek honoru nie uzna cię
za swego przeło\onego. Zresztą, podkreślam to mocno, sam pan zawinił przeciw subordynacji i
posłuszeństwu. Stałeś się krnąbrnym i samowolnym. Otrzymał pan rozkaz, by wyruszyć do
Monclowy, nie uczyniłeś tego jednak, bo zatrzymały cię skrytobójcze zamiary. Uwa\am się w
obowiązku spisać protokół i przesłać go do Juareza. Wedle tego osądzisz pan, \e za wszystko
co zamierzałem uczynić, zdołam przyjąć na siebie odpowiedzialność. Od chwili, w której nie
posłuchałeś rozkazu Juareza, jesteś rebeliantem, podwładni mają nie tylko prawo, ale nawet
obowiązek odmówić panu posłuszeństwa.
Dobrze, to odmawiaj pan sobie! Nie zatrzymuję go wcale.
Ani mnie ani innych pan nie zatrzyma, gdy\ jestem przekonany, \e przykład mój będzie
naśladowany.
No, niech mi się któryś odwa\y!
Widzisz pan! stary wachmistrz powstał Ja równie\ oznajmiam, \e dłu\ej nie chcę
słu\yć pod łajdakami i spodziewam się, \e za mną pójdą pozostali.
Verdoja podniósł głos w celu sprzeciwu, ale głośne, liczne wołania podoficerów i
szeregowców, którzy oznajmili, \e nie chcą widzieć ani Verdoji, ani Pardery, nie dały mu dojść
do słowa. Chciał się rzucić między \ołnierzy, ale vaquerowie trzymali mocno. Kiedy się
uspokoił porucznik rzekł:
Przejmuję dowództwo szwadronu i uzupełnię oficerów wedle kolejności. Juarez otrzyma
moje wyjaśnienia w tej sprawie i on postanowi, czy nasza dotychczasowa hierarchia ma istnieć
w tym samym stanie. Tym sposobem nasz sąd spełnił swoją powinność. Morderców i ich
towarzyszy oddajemy tym, którzy mieli paść ich ofiarą. Oni pozostają tutaj, my zaś za
kwadrans wyruszamy do Monclowy.
Rozkaz przyjęto wśród ogólnej radości. Jeńców odprowadzono do więzienia, a porucznik
po\egnał się serdecznie z mieszkańcami hacjendy i polecił swym \ołnierzom wymarsz.
Verdoja kipiał ze złości. Nie mógł sobie wyobrazić takiego strasznego upokorzenia, mogła
je zmazać tylko zemsta. Nie dał jednak po sobie nic poznać porucznikowi, który stał przy oknie.
Dwóch vaqueros stoi na podwórcu rzekł. Uzbrojeni są a\ po zęby. Sądzą, \e
chcemy zwiać. Ale, Verdoja co z panem? Upokorzono nas niesłychanie, a pan poddałeś się
wyrokowi. Zaczynam ju\ wątpić w to, co mi pan powiedziałeś. Ta propozycja, szczodra
nagroda&
Pardero, czy mam pana nazwać baranią głową? Czy nie mo\e pan zrozumieć, \e cała
sprawa jest niemiłym epizodem, który ma jednak swoje znaczenie? Ten nowo upieczony
kapitan dzisiaj jest górą, ale to co straciliśmy, odzyskamy w dwójnasób. Mam rozkaz pewne
osoby unieszkodliwić i zrobię to, chocia\ nie od razu. Za to nagroda będzie tym większa.
Czy jesteś pan tego pewny?
Zupełnie.
Ale jak unieszkodliwimy osoby, w których mocy się znajdujemy? Przecie\ mogą nas
zabić.
Verdoja tak\e się tego obawiał, ale udawał twardziela. Starał się uspokoić swego
towarzysza, co mu się wreszcie udało. Wiedział dobrze, i\ na Juareza liczyć nie mo\e, gdy\
ciągle mu nie dowierzał i miał go na oku. Postanowił więc zrezygnować ze słu\by wojskowej i
\yć tylko dla dwóch powodów. Pierwszy to ten kawał ziemi, który mu obiecał Kortejo, drugi
posiadanie Emmy& i zemsta ach, zemsta za obelgę, jaką mu ona pośrednio przyniosła. Jednak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]