[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I rzeczywiście, pod względem materialnym szkoła wyposażona była naprawdę
znakomicie.
Jednak Goram nie był z całości zadowolony, opuszczał budynek w posępnym
nastroju.
Teraz nie chciał odwiedzać jeszcze rodziców chłopca. Trzeba zaczekać, chciał
najpierw porozmawiać z najważniejszą osobą w tej sprawie.
Ostatnia lekcja dobiegła już końca i Goram chciał zobaczyć, jak mały chłopiec wróci
do domu.
Nie zauważony szedł za Silasem przez szkolne boisko i potem jeszcze tak długo, jak
długo tamten nie mógł go dostrzec.
Dzięki temu stał się świadkiem oburzającej historii. Zobaczył, jakie okrutne mogą być
dzieci, kiedy z poczuciem siły i bezpieczeństwa, jakie daje wspólnota, rzucają się na wybrany
obiekt agresji. Silas był urodzoną ofiarą, przyjmował zaczepki i ataki bez słowa, a gdyby się
zbuntował i na przykład chciał oddać, z pewnością jeszcze by to pogorszyło sprawę.
Goram do niczego się nie mieszał. Jeszcze nie tym razem. Natomiast zadzwonił
ponownie do Lilji.
Dziewczyna najpierw była przerażona i nie wiedziała, co odpowiedzieć na jego
propozycję. W końcu jednak zgodziła się, mówiąc, że robi to ze względu na Silasa.
Wymknęła się potem z domu i poszła do wujostwa. Drżącym głosem zapytała, czy
mogłaby zabrać Silasa na przechadzkę. Znalazła ślady jakiegoś dziwnego zwierzęcia, a Silas
tak dużo wie o zwierzętach.
Matka chłopca uśmiechnęła się blado, ale ojciec warknął ze złością:
- Na co ci Silas, latasz przecież za starszymi chłopakami!
Lilja poczuła, że się rumieni. Wujek zawsze mówił takie głupie rzeczy, to, zdaje się,
miały być żarty. Co on wie na temat, czy Lilja lata za chłopakami czy nie?
- Silas jeszcze nie wrócił ze szkoły - powiedziała jego matka.
- No to wyjdę mu na spotkanie. Może się trochę spóznimy na obiad, ale obiecuję, że
przyprowadzę go bezpiecznie do domu.
- Możesz się nie spieszyć - odparł ojczym ponuro. - Miło będzie zjeść obiad bez niego,
nie patrzeć, jak ten idiota siedzi i dłubie w jedzeniu. A jeżeli wróci za pózno, to chętnie
spuszczę mu lanie.
Goram, zrób z tym koniec, pomyślała Lilja zgnębiona, idąc na spotkanie Silasowi.
Goram opowiadał jej, że starsi chłopcy prześladowali Silasa w drodze do domu, ale
Strażnik nie chciał się do niczego wtrącać, żeby nie przestraszyć malca. Zresztą włączenie się
kogoś z dużym autorytetem często ma zupełnie odwrotne działanie od zamierzonego, jeśli się
tego nie uczyni w dyplomatyczny sposób. Dzieci mogłyby się mścić na Silasie, kiedy Gorama
już nie będzie. Najpierw chciał poznać chłopca, a ten ma przecież także prawo znać opiekuna,
zwłaszcza jeśli jest nim Lemuryjczyk i w dodatku Strażnik.
Lilja rozumiała to bardzo dobrze. Gorzej natomiast było ze zgodą na to, że ma być
pośredniczką między nimi.
Mimo tej niechęci nie mogła nie pozwolić sobie również na odrobinę dumy. Jest w
oczach Gorama kimś ważnym, on pyta ją o radę i ufa jej.
Cała sprawa jest też bardzo podniecająca, żeby się tylko nikt o niczym nie dowiedział.
Nawet nie chciała myśleć, co by się wtedy działo. I ona, i Silas zostaliby zbici do krwi.
Na leśnej ścieżce ukazał się Silas. Szedł sam, ale, mój Boże, jak to dziecko wygląda!
Zapłakane i brudne, bez kurtki, ciągnie za sobą otwarty tornister. Z rany na policzku cieknie
krew. Lilja widziała, że chłopiec kieruje się w stronę małej sadzawki, prawdopodobnie chce
się doprowadzić trochę do porządku, zanim dotrze do domu. Chyba nie pierwszy raz korzystał
z wody w sadzawce.
Czy to dziwne, że chłopiec stracił chęć do życia?
Nagle zobaczył kuzynkę i zatrzymał się przestraszony. Wyglądało, jakby miał zamiar
zawrócić i uciec, ale ona była szybsza.
Pomogła Silasowi uporządkować tornister i umyć się. Potem opowiedziała mu, że
pewien jej przyjaciel bardzo by chciał się z nim spotkać. Chodzi o jakieś zwierzę, któremu ten
przyjaciel musi pomóc. Rozmawiała już z rodzicami Silasa, więc wszystko jest w porządku.
- On oczekuje ode mnie pomocy? - zapytał Silas uradowany.
- Oczywiście, wiesz przecież tak dużo o zwierzętach, i tak się do nich dobrze odnosisz.
Silas wytrzeszczył oczy.
- Skąd on o tym wie?
- Ja mu powiedziałam. Możemy iść i spotkać się z nim teraz. Ale... żebyś się tylko nie
przeraził, to Strażnik i... Lemuryjczyk.
- Uff - szepnął Silas. - Oni są straszni...
- No, czy naprawdę aż tak? - powiedziała Lilja ku własnemu zdumieniu. - Mój
przyjaciel jest bardzo sympatyczny... nie wyglądają zresztą tak zle, tylko trzeba się do nich
przyzwyczaić...
Silas uważał, że jest za duży, żeby trzymać kuzynkę za rękę, w przeciwnym razie
najchętniej by tak zrobił. Ale też odczuwał dumę. Ktoś o niego pytał. Prosił o jego pomoc.
Dobrze odnosi się do zwierząt. To brzmiało znakomicie w uszach Silasa, wiedział
jednak, że chłopaki w szkole uznaliby to za dziecinne i dziewczyńskie.
- Tutaj, przejdziemy przez zagajnik, a potem na drugą stronę - tłumaczyła Lilja.
- Ale tam jest tylko łąka...
- Tak, tak, chodzmy! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl