[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wstrzymywał oddech, dopóki Ewka nie odwzajemniła uśmiechu i podziękowała. Tym razem
uszło mu na sucho, musi być pewny, że następnego razu nie będzie. Nie mógł sobie pozwolić na
spontaniczne przypieranie jej do muru i całowanie jej, jakby się miał skończyć świat. Nieważne,
jak bardzo jej pragnął, najpierw musiał przemyśleć to wszystko, a dopiero potem działać.
A działać chciał jak diabli& Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że Ewka to nie pierwsza lepsza
panienka i musi ją traktować inaczej niż wszystkie łatwe lalunie, które rzucały się na niego,
pozwalając na wszystko. Ewka zasługiwała na coś więcej niż przelotny związek, a on czuł, że
wreszcie pomału zaczyna do tego dojrzewać.
Przyjaciele bawili się świetnie do białego rana. Koncert Iry był świetny i całej paczce udało
się porobić mnóstwo zdjęć z członkami kapeli i Ewka dostała od wszystkich autografy, które tak
bardzo chciała. Jej magiczny kubeczek napełnił się tyle razy, że kompletnie ją  zmęczył
i musiała  odpocząć . Spała na trawie i nie chciała się dać obudzić. Julka musiała opryskać jej
twarz zimną wodą i kiedy Ewka się obudziła, było jasne, że na własnych nogach ciężko jej
będzie dojść do domu, do którego były prawie trzy kilometry. Niestety wszyscy z paczki pili,
więc nie było mowy, żeby ktoś prowadził auto. Chcąc, nie chcąc, Ewka musiała iść pieszo. Droga
wydawała się nieskończona, ale paczka uprzyjemniła ją sobie małym skrótem prowadzącym
przez pole słonecznikowe.
Szli tak wąską dróżką pośrodku pola, ze wszystkich stron otoczoną przepięknymi
słonecznikami i mimo zmęczenia wszystkim zrobiło się pięknie w sercach i duszach. Nawet
Ewka, która nie miała siły ani chęci wlec się do domu ze strasznym kacem, na chwilę się ożywiła
i zmobilizowała do żwawego stawiania nogi za nogą, a w jej głowie wykiełkowała przyjemna
myśl o łóżku i ciepłej herbacie czekającej w domu Julki.
 Już w życiu nie chcę pić piwa!  skarżyła się, wlekąc się na samym końcu.  W życiu!
O matko, głowa mi pęknie. Julka, pomocy. No przysięgam, ostatni raz w życiu tyle wypiłam!
 Następnym razem mogłabyś dotrzymać słowa i serio nie pić tyle! Ty się nigdy nie
nauczysz! Zawsze to samo z tobą, pijesz jak wielbłąd, a potem, jak masz kaca, przysięgasz, że już
nigdy. No i nie pijesz. Aż do następnego razu. Po czym znowu biadolisz, narzekasz i przysięgasz.
To się nazywa, Ewka, masochizm. Teraz pewnie będzie tak samo. Pójdziemy do domu,
pobiadolisz, zaśniesz i jak się obudzisz po południu, to znowu będziesz przysięgać, że ostatni raz,
a w piątek będziemy cię wlec do domu naprutą jak rakieta.
 Pierd palowy, nie będę napita jak rakieta. Już nigdy, przenigdy w życiu, przysięgam. A co
w tym właśnie złego, że się dziś upiłam, poza dzisiejszym i prawdopodobnie jutrzejszym, czyli
dla podsumowania  dwudniowym, kurwa, kacu? Nic innego złego z tego nie wyniknie. I babciu
moja kochana, jak będziesz chciała kogoś zbić na kwaśne jabłko i upiec, to nie mnie. Nie moja
wina, że mi Kogut wciąż piwo nosił.
 Dostała, co chciała  odpowiedział Kogut.  Ja zawsze dotrzymuję obietnicy. A twoja
babcia o niczym nie wie, już się uspokój, nikt cię na kwaśne jabłko z cynamonem piec ani bić nie
będzie.
 Matko, Kogut, już nie bądz taki honorowy z tym obiecanym piwem. Dobra, moja wina, że
się upiłam. Teraz będę za to cierpieć w nieskończoność. Ale od babci pieniędzy na lody nie
przepiłam, to by było świętokradztwo i do piekła bym za to poszła. A tam bym się piekła i piekła
do nieskończoności, czyli za długo, bo jabłka się pieką tylko godzinkę. A tak w ogóle, to matko,
już w życiu nawet czuć piwa nie chcę! Fuj, fuj, fuj! Na samą myśl mi jest niedobrze. To był
ostatni raz! W życiu już nic nie piję.
 Twoje  nigdy w życiu znaczy  do następnego tygodnia , jak cię znam  skwitowała Julka.
 Nigdy! Przynajmniej nie aż tyle.
 No widzisz, już zaczynasz mięknąć. Przed chwilą było  nigdy , teraz jest  nie aż tyle ,
jutro będzie  jedno malutkie piwko , a w piątek już będzie  a co mi tam, jak młodo żyć, to pić .
 No tak, ale tylko troszkę. Naprawdę.
 Wygląda na to, Ewa, że nie tylko ty masz dziś z tym problem  odezwał się Radek.  Mal
dziś puściły wszystkie tamy i piła whisky. I spójrz na nią, nawet nie kontaktuje.
 Konta& kontaktuję  odpowiedziała Mal.  Tylko moje nogi z mózgiem nie kontaktują,
panie mądraliński. Ale ci udowodnię, że mogę i tak chodzić sama, nawet bez twojego trzymania
mnie za rękę. O, widzisz?  zapiała, z dumą puszczając jego rękę i wdrapując się na małe
schodki, które potem prowadziły w dół niewysokiej skarpy.
 Widzę, kochanie, i jestem z ciebie dumny, ale już mi podaj rękę, bo się boję, że z tych
schodów spadniesz i sobie guza na tej swojej upitej główce nabijesz.
 Ty mnie tak nie traktuj jak małe dziecko! No! Z niczego nigdzie nie spadnę. Mogę sobie
nawet pogiebać, to znaczy pobiegać, o, zobacz  wypowiadając te słowa Mal wzięła rozbieg do
szczytu schodów i, mimo sprzeciwu Radka, puściła się schodami w dół. Kilka stopni pokonała
w miarę normalnie, ale im niżej była, tym bardziej się rozpędzała. W końcu nie dała już rady
przebierać nogami z pożądaną szybkością, straciła równowagę i poleciała głową do przodu,
w kupę świeżo skoszonej trawy i chwastów na końcu schodów, które pochłonęły ją jak mętna,
zielona woda. Wszystko stało się w okamgnieniu i Radek z resztą przyjaciół wciąż jeszcze stali
na szczycie schodów, patrząc ze strachem w oczach na jej upadek. Julka nawet nie chciała
myśleć, co mogło się jej stać. Radek zbiegł błyskawicznie na dół i wyciągnął Malwinę z kupy
zarośli.
 Mój bohater  rozchichotała się Mal.  Ale wiesz, tu by mi się nawet całkiem dobrze spało.
Możecie mnie tu dziś zostawić i przyjść mnie pozbierać jutro.
 Nic jej nie jest  krzyknął chłopak, uspokajając resztę przyjaciół, która ze strachem
spoglądała na nich w dół.
 Szczęście pijaka ją chyba trzyma, bo pijanym ludziom nigdy nic złego się nie dzieje 
rzuciła z góry Ewka.  Nawet jak z roweru pod samochód wpadną, jak pan Władek z YouTube
albo mój wujek-wytrzeszcz, co sobie tyłek w zimę odmroził i miał szczęście, że w ogóle przeżył.
 Co tu tak, kurde, nieładnie śmierdzi, Radek?  Mal pociągnęła nosem.  Chyba mi się nie
spierdziałeś ze strachu, co?
 Noż kurde, Malwina, ty to taka romantyczna jesteś! Ale& czekaj, serio coś tu śmierdzi.
Wstawaj, idziemy stąd. Bóg wie, co tu jest w tej kupie trawy, ciemno tu jak cholera, absolutnie
nic nie widać.
 Och, Radek, nie biadol. Wiesz, jakie to było fajne? Nabrałam takiej prędkości, że prawie
leciałam!
 %7ładne prawie, ty mój oszołomie, ty naprawdę leciałaś. Przeleciałaś jakieś pół metra głową
w dół!
 Mal, ale się strachu najedliśmy, wariatko!  krzyknęła Julka stojąca już przy parze
przyjaciół.  Mogłaś sobie coś złamać albo głowę rozbić!  Julka usłyszała, że za jej plecami
Kogut niemal krztusi się ze śmiechu i na niego też się wydarła:  Ciebie to bawi, Kogut?! Ja
wiem, że czasem cię złapie głupawka i się śmiejesz, jak nie ma z czego, ale jej upadek śmiesznie
nie wyglądał, tylko groznie! Mógłbyś czasami i po ludzku zareagować i nie robić z siebie
wielkiego twardziela.
Kogut próbując zapanować nad śmiechem, wykrztusił: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl