[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiele... z...
- Zabawek?
- ...z...
- Zamków? Pałaców?
121
- Tak. Bajkowych pałaców. W tej krainie są
kolorowe pałace i jest bardzo dużo dzieci i zabawek. Tam
jest takie... wielkie miejsce. Dookoła niego są śliczne,
cudowne i bajkowe... domy.
- Plac Lalek...
- Tak. Tak nazywają go w tej krainie... Plac Lalek.
Tam bawią się dzieci całymi dniami. Jest tyle zabawek...
- On wam o tym opowiedział, prawda? Ten, który
was wiózł?
- Tak. On. Powiedział, że wszyscy spotkamy tam
rodziców. Na placu Lalek.
- O mój Boże... - teraz poczułam, jak gardło ściska
mi się tak mocno, że przez chwilę nie jestem w stanie
wydobyć z siebie słowa. Zaczęłam szybciej oddychać, by
ukryć przed dziewczynką drżenie rąk.
- Maria, Maryśka... - Justysia wbiła we mnie
przerażony wzrok. Otarła łzy. Nie spuszczała ze mnie
wzroku.
Przez chwilę walczyłam z sobą, czy pytać dalej.
- Justysiu... mówiłaś, że było was więcej. Co się
stało z resztą?
- Część została.
- Gdzie?
- Nie wiem. Tam było ciemno i mokro.
- Czy tam były tylko dziewczynki? Czy chłopcy też?
- I dziewczynki, i chłopcy.
- W twoim wieku? Czy starsi, a może młodsi?
- I starsi, i młodsi.
122
- Dobrze... - Wzięłam głęboki oddech. - Kiedy
zaczęliście jechać, było was więcej niż dziewięcioro?
- Tak.
- Co się stało z resztą po drodze?
- On wysiadał i brał jedno dziecko.
- I wracał sam?
- Tak.
- Jezu... - Zamilkłam, żeby nie wyczuła mojego
przerażenia. - Próbowaliście uciec?
- Dzieci nie chciały. Dzieci chciały do mamy i taty.
- A starsze? Nic nie mówiły?
- W... jak jechaliśmy...
- W samochodzie?
- Tak. Nie było starszych ode mnie.
- Ale ty chciałaś uciec...
- Tak. Ale długo nie mogłam. Kiedy on wychodził...
było zamknięte. Było ciemno.
- No tak... Nie miałaś siły zbić szyby.
- Waliłam w... szybę. Wtedy dzieci płakały i
przestawałam. On wracał i był zły, gdy płakaliśmy.
- Ale uciekłaś... Jak?
Odwróciła się gwałtownie do okna.
- Nie dopilnował drzwi... zostawił otwarte, prawda? -
pytałam uparcie.
Kiwnęła głową.
- Otworzyłaś drzwi i zaczęłaś biec...
Przytaknęła.
- Inne dzieci nie chciały uciekać.
123
- Tak.
- Zamknęłaś za sobą drzwi, aby się jak najpózniej
zorientował.
- Tak. - Znowu zaczęły spływać jej po policzkach
łzy.
To potworne, że pytałam dalej, ale nie miałam innego
wyjścia.
- To był las?
- Tak.
- Pobiegłaś w las.
- Szybko biegłam. Długo.
- Zaczął się już robić ranek?
- Było bardzo ciemno. Biegłam i biegłam.
- Nie słyszałaś go za sobą?
Pokręciła głową.
- Jak długo biegłaś?... Nie, głupie pytanie... musiałaś
być potwornie zmęczona... - Szybko szukałam w
myślach jakiegoś logicznego rozwiązania.
- Biegłam i szłam, potem znowu biegłam. Był
bardzo ciemny...
- Las.
- Las. A potem droga... Woda...
- Jeziora w parku?
- Tak. I pałac. I Marysia.
- Nie ryzykował... zabrał resztę i odjechał. Za daleko
uciekłaś... - powiedziałam to niemal automatycznie,
właściwie do siebie. - Justysiu, jeszcze tylko chwilka.
Skup się teraz. Jest dużo dzieci. Ciemno. Długo tam
byłaś?
124
- Nie tak długo.
- Kilka godzin? Kilka dni?
- Chyba kilka dni.
- To raczej długo.
- No może długo.
- Jak się tam znalazłaś? Błagam, przypomnij sobie!
- Obudziłam się.
- Jak ja w pałacu?
- Tak.
- A wcześniej?
- Szłam do szkoły...
- Gdzie? Musisz wiedzieć, jak się nazywa miasto, a
może miejscowość, gdzie chodziłaś do szkoły.
- G... P... - Teraz ona zaczęła coraz szybciej i głośniej
oddychać. Była przerażona.
- W porządku. - Przytuliłam ją mocno. - Jeszcze
sobie to przypomnimy. Wrócisz do rodziców. Obiecuję. A
teraz ostatnia rzecz i odpoczniemy... Musisz mi to
wybaczyć.
Złodziejki z pałacu ukradły mi wszystko, także zdjęcie
Martyny. Nie mogłam jej pokazać mojej córki.
- Dziewczyna starsza od ciebie - zaczęłam ostrożnie.
- Prawie dorosła. Ma szesnaście lat. Umiesz liczyć do
szesnastu?
- Tak.
- Ona ma czarne włosy. Krótsze od twoich. Takie
zawijane, do szyi. Ma śliczną okrągłą buzię, niebieskie
oczy. Nie takie jak ty, zielone. Ona ma niebieskie. To
125
moja córeczka... Justysiu... widziałaś taką dziewczynkę
tam, gdzie byłaś? - Teraz ja się rozbeczałam.
- Nie oddawaj mnie na p...
- Policjanci ci pomogą. Justysiu, błagam... Wiem, że
było ciemno, ale widziałaś tam dużo dzieci, mówiłaś, że
również starszych od ciebie...
- Nie oddawaj mnie!
- Dlaczego?! Dlaczego tak ci na tym zależy? Oni
mogą ci więcej pomóc niż ja!
- Oni zapomną...
- Co zapomną? - Otarłam swoje łzy, potem wyjęłam
chusteczkę i wytarłam jej buzię.
- O tobie i... potem o mnie.
- Nic nie zapomną. To warszawska policja, pamiętają
wszystko, aż za dobrze. Wiesz, ile mandatów mi przysłali
do domu?
- Nie rozumiesz...
- Już wszystko dobrze. Zdenerwowałaś się. Może
jeszcze potem porozmawiamy. Szukam jej wszędzie.
Jeśli jest Bóg, to może zesłał mi ciebie, abym ci pomogła
i jednocześnie znalazła moją córeczkę. To byłby dość
niezwykły przypadek, ale tacy zli ludzie mogli także
znalezć się i na jej drodze. Wiem, że to mało
prawdopodobne, ale ja wszystko muszę sprawdzić.
Justysiu... czy tam była taka dziewczyna, o której ci
opowiedziałam? Chociażby trochę do niej podobna?
- Nie oddawaj mnie.
- W porządku. Odpocznij. - Znowu ją przytuliłam.
Jeszcze mocniej.
Szuchcik dzwoni do Dareczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl