[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Zresztą nasze matki znają się od lat.
- Pamiętam, że kiedy zobaczyłeś nas w restauracji, o mało nie
dostałeś ataku apopleksji. Myślałam nawet, że podejdziesz do
stolika i zrobisz nam awanturę.
- Niewiele brakowało. Ale nie chciałem, żeby matka
dowiedziała się, że ojciec ma romans. A Willy na pewno o
wszystkim by jej powiedziała. To był straszny wieczór.
Postanowiłem wtedy, że przed powrotem matki spotkam się z
ojcem i wyjaśnię całą sprawę.
- Ale zamiast rozmawiać z ojcem, przyszedłeś do mnie do
domu.
- Przepraszam za to, co się wtedy stało. Po raz pierwszy w
życiu zupełnie straciłem nad sobą kontrolę. Choć do dziś nie
rozumiem, skąd znalazłem w sobie tyle siły, żeby po tym, jak
mnie uderzyłaś, po prostu wyjść.
- I nie zdążyłeś już porozmawiać z ojcem przed jego śmiercią.
- Niestety. Ojciec poprosił mnie jeszcze, żebym sprowadził
cię do szpitala, ale nie miał już siły, żeby mi powiedzieć, kim
naprawdę jesteś.
- Myślę, że wiedział, iż o wszystkim sam się dowiesz. Twoja
matka i ciotka na pewno by mnie rozpoznały, a gdyby nawet
postanowiły utrzymać sprawę w tajemnicy, w biurku ojca
znajdował się akt urodzenia, który naprowadziłby cię na
właściwy trop.
- Pamiętam, jakie wrażenie wywarł na mnie ten dokument.
Wybiegłem z biura jak nieprzytomny.
Kelsa również sięgnęła pamięcią wstecz. Lyle przeszedł
wtedy koło niej, nie mówiąc nawet słowa.
- Ottilie Miller wspomniała nam, że na kilka godzin zniknąłeś
z biura.
- Tak. Musiałem trochę ochłonąć.
- Byłeś tym przygnębiony?
RS
112
- Przygnębiony? Czułem się, jak gdyby ziemia usunęła mi się
spod nóg.
- Ale wtedy wiedziałeś już przynajmniej to, że nie flirtowałam
z twoim ojcem.
- Co to za pociecha. Chciałem się z tobą ożenić, a tu nagle
okazało się, że jesteś moją siostrą.
- Naprawdę chciałeś się ze mną ożenić? - zapytała wzruszona
Kelsa.
- Widzę, że jesteś tym zaskoczona. Czy nie rozumiesz jeszcze,
że cię kocham i że chcę z tobą być przez całe życie.
- Lyle - szepnęła Kelsa.
- A ty? Czy ty mnie kochasz?
- Na razie jeszcze ci tego nie powiem.
Kelsa wiedziała, że i tak nie ukryje swoich uczuć.
- Pamiętam, z jaką dumą odmówiłaś mi, kiedy chciałem cię
podwiezć do domu. Ciągle nie byłem pewien, czy między tobą a
ojcem rzeczywiście coś jest. Dopiero podczas otwarcia
testamentu nabrałem przekonania, że takiego majątku nie
zapisuje się bez powodu. Chciałem cię wtedy zwolnić z pracy,
ale właściwie od samego początku wiedziałem, że mi się to nie
uda. Nie mogłem przestać cię widywać. Pamiętam naszą
rozmowę na dzień przed tym, kiedy znalazłem akt urodzenia.
Tak bardzo chciałem ci wtedy uwierzyć.
- Powiedziałeś, że zobaczysz, co się da zrobić. Odniosłam
wtedy wrażenie, że po raz pierwszy zacząłeś mi ufać, i -
powiedziała cicho - byłam z tego powodu bardzo szczęśliwa.
- Naprawdę, kochanie? - zapytał delikatnie.
- Tak - westchnęła Kelsa.
- Tak bardzo chciałbym cię wziąć w ramiona. Podobnie jak
wtedy, kiedy dowiedziałaś się od ciotki, że mój ojciec znał
twoją matkę. Byłaś wtedy taka bezbronna i krucha.
- Dlaczego tego nie zrobiłeś?
- Nie mogłem. Pomimo tylu dowodów ciągle miałem
wątpliwości, czy przypadkiem nie jesteś moją przyrodnią
RS
113
siostrą. Potem powiedziałaś mi, że często czujesz się samotna i
opuszczona. Pocałowałem cię wtedy, ale po chwili znów się
odsunąłem.
- Pamiętam, że z jednej strony bardzo zależało mi na
odnalezieniu siostry, a z drugiej nie chciałam, żebyś ty był
moim bratem.
- Mam nadzieję, że z tego samego powodu oboje nie
chcieliśmy być dla siebie rodzeństwem.
- Przed wizytą u ciotki powiedziałeś mi, że tobie również
bardzo zależy na rozmowie z nią.
- To prawda. Musiałem mieć stuprocentową pewność, że nie
jesteś moją siostrą i że pewnego dnia będę mógł poprosić cię o
rękę.
- I zaraz po przyjezdzie zaprosiłeś mnie na obiad.
- To był cudowny wieczór. Byłem oczarowany twoją urodą.
Trudno się dziwić, że kiedy poszliśmy do ciebie, zupełnie
straciłem głowę.
- Ale jednak nie do końca.
- Kiedy zorientowałem się, że naprawdę jesteś dziewicą,
natychmiast odzyskałem nad sobą kontrolę. Pomyślałem, że zle
by się stało, gdyby, nie daj Boże, powtórzyła się sytuacja, w
jakiej znalazła się twoja matka.
Kelsa wydała okrzyk zdumienia. Dopiero teraz zrozumiała,
dlaczego Lyle tak nagle ją wtedy zostawił.
- To było zbyt ryzykowne. Nie chciałem, żebyś przeze mnie
cierpiała.
- Mój kochany - szepnęła Kelsa.
Lyle jednak różnił się od swojego ojca. W przeciwieństwie do
niego myślał o konsekwencjach tego, co robił, i pragnął tylko
jednego - jej szczęścia.
- Wyszedłeś ode mnie, a następnego dnia przysłałeś mi kwiaty
do biura.
- Tak. Chciałem, żebyś wiedziała, iż cały czas o tobie myślę.
RS
114
- Twoja matka zobaczyła je u mnie w domu. Poprosiła abym
jej obiecała, że nie wyjdę za ciebie za mąż.
- To w jej stylu. I co odpowiedziałaś?
- Odmówiłam.
Na twarzy Lyle'a pojawił się szeroki uśmiech. Podszedł do
Kelsy i wziął ją w ramiona.
- Teraz już wiem, w jakim celu złożyła ci wizytę.
- To nie wszystko - zaczęła niepewnie Kelsa.
- Proszę cię, mów dalej - zachęcił ją Lyle.
- Powiedziała, że z tego, co wie... - Kelsa przerwała, nie
mogąc wydusić słowa.
- Kelso - Lyle spojrzał jej prosto w oczy. - Teraz liczymy się
tylko my. Nie chcę, żebyś cokolwiek przede mną taiła. Pózniej
nie będziemy już musieli do tego wracać.
- Masz rację - zgodziła się. - Twoja matka zasugerowała, że
dla zdobycia majątku nie cofniesz się przed niczym, nawet
przed małżeństwem ze mną.
- O Boże! - Lyle nie mógł powstrzymać wzburzenia. - I co?
Uwierzyłaś jej?
- Chyba tak - przyznała nieśmiało. - Kiedy uświadomiłam
sobie, że twój stosunek do mnie przeszedł z jednej skrajności w
drugą, zaczęłam podejrzewać, że prowadzisz ze mną jakąś grę.
- Po rozmowie z ciotką wiedziałem już na pewno, że nie
jesteśmy spokrewnieni, i od tej chwili zachowywałem się
inaczej. Ale rozumiem twoje wątpliwości. Pozornie wszystko
mogło wyglądać tak, że zależy mi tylko na twoich pieniądzach.
Wiesz co? Musimy koniecznie pojechać do mojej matki. Ona na
pewno przekona cię, że mówię prawdę.
- Myślę, że to już nie będzie konieczne.
- Nie chcesz chyba powiedzieć - zapytał wystraszony Lyle -
że wszystko między nami skończone? Nie możemy pozwolić,
aby z powodu mojej matki...
RS
115
- Nie o to chodzi - przerwała mu Kelsa. - Nie potrzebuję od
niej świadectwa prawdomówności. Zaufałam już mojemu sercu
i to mi całkowicie wystarczy.
- A więc wierzysz mi! - krzyknął rozradowany Lyle. Pochylił
się nad Kelsą i pocałował ją w usta. - Moja ty kochana
dziewczynko! Tyle przeze mnie wycierpiałaś. Teraz już wiem,
dlaczego powiedziałaś mi, że kogoś tu masz.
- Przepraszam. Byłam wtedy w fatalnym nastroju. Chociaż... -
zaczęła.
Lyle spojrzał na nią z niepokojem.
- Tak?
- Właściwie to nic ważnego. Przypomniała mi się jeszcze
jedna sytuacja, która nasunęła mi wątpliwości. Pamiętasz, jak
podczas ostatniej wizyty w moim gabinecie powiedziałeś
Ramseyowi Fordowi, że wpadłeś na znakomity pomysł
zdobycia odpowiednich funduszy?
- Myślałaś, że chciałem je zdobyć, wykorzystując ciebie?
Szkoda, że nie zostawiłem wtedy otwartych drzwi.
Powiedziałem Fordowi, że chyba uda mi się przekonać
szwajcarskich bankierów do udzielenia kredytu. I myślę, że mój
plan się powiedzie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]