[ Pobierz całość w formacie PDF ]
małżeństwo wydawało mi się jedynym logicznym krokiem.
- W takim razie byłeś z nią po słowie, kiedy mnie poślubiłeś? - spytała.
- Nie - odparł. - Niezupełnie. Buntowałem się przeciwko życiu, jakie było mi przeznaczone,
przeciwko obowiązkom, jakie narzucała przynależność do mojej sfery. Powiedziałem Lauren, by na
mnie nie czekała.
- Byłam częścią twojego buntu, prawda? - spytała go, zdając sobie sprawę, że nie mógł
wyrazić lepiej swej buntowniczej postawy wobec poprzedniego życia i rodziców, niż żeniąc się z
córką sierżanta.
- Nie, Lily. - Zmarszczył brwi. - Nie byłaś. Poślubiłem cię, bo tak było trzeba, ponieważ tak
przyrzekłem twojemu ojcu. I ponieważ tak chciałem.
Tak. Tak było. Poślubił ją, ponieważ był dobrym, honorowym mężczyzną. I ponieważ tego
chciał. Ale tak naprawdę cóż to oznaczało?
- Ale przez cały ten czas lubiłeś ją?
- Tak, Lily.
Zauważyła jednak, że nie odpowiedział tak naprawdę na jej pytanie. Czy kochał kobietą
imieniem Lauren? Czy zdał sobie sprawą, że poślubiając Lily, popełnił okropny błąd, nawet jeśli,
ulegając impulsom, sam tego chciał?
- A dzisiaj byś ją poślubił? - spytała.
- Tak. - Nie spuszczał z niej wzroku. - Znałem ją przez całe życie, Lily. Czekała na mnie.
Mój ojciec zmarł i przejąłem po nim obowiązki. Jednym z nich było małżeństwo, chodziło o to, by
w majątku zamieszkała hrabina. I by urodziła mi dzieci, zwłaszcza by dała mi dziedzica. Moje życie
rebelianta się skończyło. A ty nie żyłaś.
- Nikomu o mnie nie powiedziałeś. - To nie było pytanie. Odwróciła się i dotknęła
jedwabistego brokatu zwisającego nad łóżkiem. Zasłona była ciężka i bogato zdobiona. Tak obca,
niepodobna do tego, co znała. Chciałaby wrócić do Portugalii. Nie miała pojęcia, co mogłaby tam
robić, żałowała jednak, że nie może wrócić. Może powinna nadal wierzyć w sen...
- Lily - odezwał się, jakby czytał w jej myślach. - W głębi serca cierpiałem po twojej
śmierci. Cieszę się, że przeżyłaś. Naprawdę, moja droga. Czyż mogłoby być inaczej?
Nie, był przecież dobrym człowiekiem. Zawsze traktował ją delikatnie uprzejmie, nawet
kiedy była małą dziewczynką i czasami mogła się wydawać okropna czy nieznośna. Nie pragnąłby
jej śmierci.
- Nie wspominałem o tobie nie dlatego, że nie byłaś dla mnie ważna - powiedział. - I nie z
tego powodu zamierzałem dzisiaj poślubić Lauren, chociaż minęło dopiero półtora roku od twojej...
śmierci. Proszę, uwierz mi.
Wierzyła. Tak, zależało mu na niej. Na tyle, by ją poślubić. Na tyle, by szeptać czułe
wyznania w noc poślubną. Na tyle, by żałować jej śmierci. Jednak pomyślała, że gdyby to on zmarł,
nosiłaby żałobę po nim do końca życia. Nigdy by nie mogła... Ale czy na pewno? Czy miała prawo
go osądzać? Poza tym, istniała przeszkoda jeszcze poważniejsza niż fakt, że on był hrabią
Kilbourne, a ona dawną Lily Doyle.
- Ja... - Przełknęła ślinę. - Wiesz, co się stało ze mną w Hiszpanii, prawda? Zrozumiałeś
dzisiaj rano?
Czuła, że przyglądał się długo, jak bawiła się frędzlami, zdobiącymi kotarę nad łóżkiem.
- Czy to był jeden mężczyzna, Lily - spytał. - Czy więcej?
- Jeden. - Manuel, ich przywódca. Niewysoki, żylasty i śniady Manuel, który rządził swoją
bandą partyzantów dzięki odwadze i charyzmie, a także czasami posługując się terrorem. - Nie
byłam ci wierna.
- To był gwałt - powiedział chrapliwie.
- Ja... nigdy nie walczyłam. Nie zgadzałam się wiele razy i czasem pragnęłam... raczej
umrzeć, niż mu ulec, jednak kiedy przyszło do tego, nie opierałam się. - Ciążyło jej na sumieniu, że
nie walczyła ze swym oprawcą bardziej zawzięcie.
- Popatrz na mnie, Lily - przemówił spokojnym, zdecydowanym tonem; tak mówił w
wojsku jako oficer. Niechętnie, z bólem spojrzała w jego oczy. - Dlaczego nie walczyłaś?
- Byli też francuscy jeńcy - zaczęła mówić. Jej oddech stał się szybszy, kiedy przypomniała
sobie, co z nimi się stało. - Ponieważ bałam się. Potwornie się bałam. Ponieważ okazałam się
tchórzem.
- Lily. - Nie zmienił tonu głosu. Patrzył jej prosto w oczy tak, że nie mogła odwrócić
wzroku. Znów był jej dowódcą, a nie mężem. - To był gwałt. Nie jesteś tchórzem. Obowiązkiem
żołnierza jest przetrwać za wszelką cenę w niewoli, a ty byłaś córką żołnierza i żoną żołnierza. Nie
ma mowy o tchórzostwie. To był gwałt. Nie zdrada. Zdrada wymaga przyzwolenia.
Mówił tak pewnie, sprawiał wrażenie, że wierzy w swoje słowa. Czy to prawda? Nie
okazała się tchórzem? Nie jest zdrajczynią?
- Pozwól mi wziąć cię w ramiona. - Zmienił ton głosu na delikatniejszy. - Sprawiasz
wrażenie takiej samotnej, Lily.
Przybyła do obcego sobie świata, wróciła do męża, który właśnie miał poślubić inną. Jak
okropnie musi się czuć. Czy nadejdzie czas, kiedy będzie znów taka jak dawniej? Pogodna, pewna
siebie, szczęśliwa, taka, jaką zapamiętał, jaką przestała być po tamtej nocy przepełnionej miłością.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]