Cortazar Julio W 80 swiatow dookola dnia 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

kilku tłumaczy ukończyło swą pracę. Wtedy właśnie zaczynałem moje wędrówki po
ministerstwach i w ten sposób poznałem je wszystkie, a w czasie tych piętnastu lat
do moich koszmarów sennych dołączyłem rozmaite pokoje, galerie, windy,
8 - Cortazar 113
schody pełne czarnych posągów, udekorowałem je chorągwiami, dołożyłem
galowe sale i intern sujÄ…ce spotkania.
Wystarczy trochę fantazji, ażeby zrozumieć przywilej tego bywania po różnych
ministerstwach, niemal niewiarygodny fakt, że cudzoziemiec może nócą włóczyć się
po miejscach, do których obywatel danego kraju nigdy nie miałby wstępu. Na
przykład garderoby Dean's Yardu w Londynie, szeregu wieszaków, na każdym
nazwisko, a na wieszakach płaszcze, kapelusze, nieraz teczki pozostające tam z po-
wodu Bóg wie jakich dziwnych przyzwyczajeń czcigodnego Cyryla Romneya lub
Humphreya Barnesa Ph.D. Jakaż niewiarygodna gra absurdów doprowadziła do
tego, że sardoniczny Argentyńczyk mógł po nocy wałęsać się między tymi
wieszakami, otwierać teczki, studiować podszewki u kapeluszy?
Ale najbardziej oszałamiające było wracanie do ministerstwa pózną nocą
(zawsze były dokumenty z ostatniej chwili, które należało przetłumaczyć),
wchodzenie przez jakieś boczne wejście (autentyczne drcwi dla upiora opery), gdzie
wozny pozwalał mi wejść nie pytając o żadne zezwolenie i pozostawiał mnie
wolnego, niemalże samego, nieraz dosłownie samego, w ministerstwie pełnym
archiwalnych dokumentów, szuflad, nieustępliwych dywanów. Przecher dzenie przez
pusty plac, zbliżanie się do ministerstwa, odnajdowanie bocznego wejścia, często
pod zawistnym okiem miejscowych nocnych przechodniów, definitywnie odciętych
od możliwości wejścia do czegoś, co w pewnym sensie było ich własnym domem,
ich ministerstwem, to oburzające przerwanie spójnej i fmlandzkiej rzeczywistości, od
pierwszej chwili pogrążało mnie w nastroju odpowiednim do przyjęcia tego, co
oczekiwało mnie wewnątrz, do tego powolnego, ukradkowego błądzenia samopas
po korytarzach i schodach, i pustych salach. Moi nieliczni koledzy woleli ograniczyć
się do znanego terytorium biura, w któr~rm pracowaliśmy, i whisky,
117 116
s. 11¢-116
Paul Delvauz: Morze jest blisko (szczegóły); Nagi na schodach
ewentualnie śliwowicy, przed przystąpieniem do gstatniej partii pilnych
dokumentów. Mnie o tej porze coś wzywało i mimo że trochę się bałem, zapaliwszy
papierosa wychodziłem na korytarz i, zostawiając za sobą oświetlony pokój, w
którym pracowaliśmy, zabierałem się do zwiedzania ministerstwa. Już mówiłem o
czarnych posÄ…gach, teraz przypominam sobie olbrzyrzue postacie w galenach
berneńskiego senatu, w ciemnościach rozproszonych przez jedną lub dwie błękitne
żarówki, ich bezkształtne masy najeżone lancami, niedzwiedzie i sztandary,
ironicznie mnie poprzedzające, aż do początku pierwszej galerii. Tam kroki
dzwięczały inaczej, każde stąpnięcie podkreślało rosnącą samotność, coraz większą
odległość od tego, co było mi znane. Nigdy nie lubiłem pozamykanych drzwi,
korytarzy, gdzie podwójny szereg dębowych framug przedłużał głuchą grę
powtórzeń. Każde drzwi ukazują mi rozpaczliwą niemożność przeżycia pustego
pokoju, wiedzenia, czym jest pokój, kiedy jeśt pusty (nie mówię o wyobrażeniu sobie
tego ni też opisaniu - zajęcia zbędne, mogące pocieszyć innych); korytarz
ministerstwa, któregokolwiek z tych ministerstw o północy, sale nie tylko puste, ale i
nieznane (czy są wielkie stoły pokryte zielonym suknem, szafy archiwalne,
sekretariaty lub poczekalnie, pełne malowideł i dyplomów, jakiego koloru będą
tapety, jakiego kształtu popielniczki, a może w którejś ze ściennych szaf siedzi
martwy sekretarz, może jakaś kobieta porządkuje papiery w olbrzymim sekretariacie
Przewodniczącego Sądu Najwyższego... ?), powolny marsz dokładnie środkiem
korytarza, nie za blisko pozamykanych drzwi, marsz w każdej chwili mogący zwrócić
mnie ku oświetlonej zonie, ku hiszpańszczyznie w ustach kolegów. Pewnej nocy w
Helsinkach, na jednym z korytarzy, natknąłem się na zakręt nieoczekiwany w
znajomej regularności pałacu: jakieś drzwi otwarły się na obszerny pokój, gdzie już
księżyc był zaczątkiem obrazu
Paula Delvaux; podszedłem do balkonu i odkryłem ukryty ogródek, ogródek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl