[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powinna być. W każdym razie dzięki za pomoc.
Podać coś jeszcze? zapytała kelnerka, podchodząc do stolika.
Dla mnie nic. Chociaż przydałoby się więcej serwetek. -Grace,
wskazała opróżniony serwetnik. J. C. strasznie się brudzi podczas jedzenia.
55
R
L
T
Dobrze wiedzieć. Rozbawiona kelnerka w poufałym geście
położyła dłoń na jego ramieniu, co wzbudziło zazdrość Grace. Przyniosę
serwetki i napoje.
Patrzyła w ślad za nią, dziwiąc się własnej niechęci. Co mnie obchodzi,
czy J. C. się z nią spotyka? Ma prawo do własnego życia i na pewno korzystał
z tego po naszym zerwaniu. Ciekawe, dlaczego się nie ożenił. Już dawno miał
ochotę się ustatkować, pomyślała. Przed laty jego ojciec jasno jej uświadomił,
że ona się nie nadaje dla J. C.
Jesteś dla niego zabawką, przelotnym romansem powiedział. I poza
tymi chwilami, które razem spędzacie podczas wakacji, nie licz na nic więcej.
Nie myśl, że pojedzie z tobą na koniec świata.
Znała Johna Carsona tak długo jak J. C., i choć nie widywała go często,
zawsze jej mówił, że są niedopasowani, a syn szefa poważnej firmy nie
zwiąże się na stałe z byle gryzipiórkiem. Może miał rację. Kiedy teraz
patrzyła na J. C., widziała mądrego, dystyngowanego, odpowiedzialnego
mężczyznę. A ona wciąż przenosiła się z miejsca na miejsce z paszportem w
plecaku.
Cukrowy rausz nie trwał zbyt długo oznajmił J. C., wskazując na
Henry'ego, który zasnął na ławie. Musiałaś go wykończyć, kiedy
rozmawiałem przez telefon. Wyciszył sygnał, zostawił tylko wibrację.
Pogadaliśmy o koniach i lodach. Bała się, że nie tyle zmęczyła, co
zanudziła dzieciaka na śmierć.
Jestem ci wdzięczny bardziej, niż myślisz.
W spojrzeniu J. C. dostrzegła szczere podziękowanie. I gdy tak patrzyli
sobie w oczy, potężną falą znów zaatakowały ją wspomnienia.
Kiedyś była pewna, że ucieknie z J. C. Wyrwą się z miasta i ruszą na
podbój świata. Ona kochała słowa, a on muzykę. Aż nagle, dosłownie z dnia
56
R
L
T
na dzień, J. C. się zmienił i zakończył ich związek, nie mając nawet tyle
odwagi, żeby zrobić to osobiście. Pozwolił, by ojciec wykonał za niego
brudną robotę, a kiedy poszła po wyjaśnienia, siedział na werandzie z
dziewczyną w sukience z falbankami i białych pantofelkach. Grace wyjechała
więc z Beckett s Run, nie oglądając się za siebie.
Aż do teraz. To nadal bardzo bolało, chociaż wmawiała sobie, że jest
inaczej. Musiała się przekonać, gdzie podział się jej J. C. i czy naprawdę była
tak zakochana, że nie dostrzegała jego prawdziwej natury.
Nadal grasz na gitarze? zapytała.
Kiedyś grałem. Chciałem nawet dołączyć do szkolnego zespołu, ale
byłem tak zajęty, że mi się to nie udało. Wzruszył ramionami. A ostatnio
nie miałem czasu.
A ja myślałam, że zostaniesz gwiazdą rocka.
Cóż, niektóre marzenia są... niepraktyczne.
Na tym właśnie polega najgłębszy sens marzycielstwa.
Jestem jak najdalszy od niepraktycznych mrzonek.
No nie wiem. Założę się, że iskra buntu nadal się w tobie tli.
Jeśli tak nawet było, to ostatnie lata z pewnością ją zadusiły.
Kiepska sprawa... Choć skręcało ją z ciekawości, jednak nie
naciskała.
Napięcie między nimi jeszcze wzrosło. Grace czuła, że J. C. coś przed
nią ukrywa, chociaż ma ochotę na zwierzenia. Mogła zapytać i znów stać się
jego przyjaciółką i powiernicą. Jednak wiedziała, że w końcu każde z nich
będzie musiało wrócić do swojego życia, dlatego ponowne zbliżenie będzie
błędem. Z żalem porzuciła więc temat muzyki i postanowiła skupić się na
terazniejszości.
Skoro pomogłam ci przy Henrym, może też coś byś dla mnie zrobił?
57
R
L
T
Dobrze cię znam, Grace. Przysługi dla ciebie zawsze kończyły się
szlabanem. Uniósł brwi. Albo jeszcze gorzej.
Och, tym razem to nic groznego zapewniła z uśmiechem. Zresztą
już ci o tym wspominałam. Jutro rano znów zbiera się babciny klub książki.
Panie chcą zakończyć omawianie lektury przed świętami. Mógłbyś pójść ze
mną?
Ja? Po co?
Bo jesteś przystojny i może zapomną, że nie przeczytałam książki.
Uważasz, że jestem przystojny? zapytał z przekornym uśmiechem.
Przecież wiesz, że tak. Przeklęła rumieniec, który wypełzł jej na
policzki. A przecież nigdy się nie peszyła, nie traciła rezonu! Wzięła się w
garść i skwitowała z ironiczną nutką: To żadna nowina, zwycięzco
konkursu na najpiękniejszy uśmiech.
No tak... Roześmiał się beztrosko, wspominając tamto wydarzenie,
zaraz jednak spoważniał, zerkając na śpiące dziecko. Niestety szkolne czasy
to już tylko odległa przeszłość. Muszę go zabrać do domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]