[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Objęła go wpół i poprowadziła ku domowi. Szedł obok niej z rezygnacją.
A ja ten prąd włączę powiedział.
Włączysz, włączysz, Willu.
Choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką w życiu zrobię, to go włączę.
Oczywiście, Willu.
Nie zatrzymają mnie. Wejdę tam i włączę prąd, jak Boga jedynego kocham.
A teraz chodzmy do łóżka mówiła czule Rozamunda. Jak się położymy, pomasuję ci głowę i
pośpiewam do snu.
Potykając się w ciemnościach, weszli po schodkach do domu. Za nimi nadeszły Jill i Gryzelda i
pozapalały lampy.
Tak się zastanawiałem, co słychać z tym Dave'em powiedział Tay Tay. Chodzcie, chłopcy, do
stajni, to zobaczymy.
Zmęczony jestem rzekł Shaw. Chcę się położyć.
To potrwa minutę, synu. Tylko minutkę.
W milczeniu poszli do stajni. Księżyc nie świecił, ale niebo było czyste i gwiazdy błyszczały jasno.
Grozne chmury zniknęły; było mało prawdopodobne, żeby deszcz padał przed ranem. Weszli do stajni i zbliżyli
się bo boksów.
Panowała zupełna cisza; rozlegało się tylko czyjeś chrapanie. Nawet muły stały spokojnie.
Tay Tay potarł zapałkę i zaświecił latarnię, która zawsze wisiała przy drzwiach. Poniósł ją do boksu,
gdzie sypiał Dave.
Niech mnie nagła krew zaleje! wykrzyknął chrapliwie stłumionym głosem.
Co się stało, ojciec? spytał Buck, podchodząc i zaglądając przez drabinkę.
No, czy to nie dobry kawał, synu?
Shaw i Buck spojrzeli na Dave'a i Wuja Feliksa. Obaj spali twardo. Strzelba Wuja Feliksa stała w kącie
boksu, a on sam, z głową przechyloną na ramię, siedział niewygodnie oparty o przegrodę i chrapał, aż się
rozlegało po całej stajni. Dave spał wyciągnięty na wznak, złożywszy głowę na wiązce siana. Leżał spokojnie
jak nowo narodzone dziecko; Tay Tay odwrócił się, żeby go nie zbudzić.
Nie ruszajcie ich, chłopcy powiedział, cofając się. Wuj Feliks widać nie wytrzymał i zasnął.
Musi być zmordowany jak pies, jeżeli tak tu siedzi i chrapie niczym orkiestra. A wcale nie przypuszczam, żeby
ten Dave chciał stąd pryskać. Bo gdyby chciał, już by go dawno nie było. Coś mi się widzi, że mu u nas dobrze.
Zostawcie ich. I tak nie ucieknie przed ranem.
Kiedy wracali do domu, Buck szedł obok ojca.
Ten Dave leci na Miłą Jill. Niech ojciec nie pozwala mu zbliżać się do niej. Zwieją razem, ani się
ojciec obejrzy.
Tay Tay zastanawiał się, idąc.
Już ją raz miał rzekł. Wtedy, w nocy, polezli pod ten dąb i tam ich nakryliśmy z Willem.
Właśnie tak sobie myślę, że chyba nie ma co się bać, żeby uciekli. Chłop i dziewczyna uciekają tylko wtedy, jak
nie mogą w domu robić tego, o co im chodzi. Więc zdaje mi się, że nie mają po co wiać. A poza tym miarkuję,
że Jill chyba z nim skończyła. Bo już dostała, co chciała.
Buck poszedł nieco naprzód. Powiedział przez ramię:
Ojciec, powinieneś na nią uważać. Bo się wykończy, jak tak dalej pójdzie.
Wcale nie, jeżeli tylko będzie się pilnowała księżyca odparł Tay Tay. A mnie się widzi, że
Miła Jill potrafi dać sobie radę. Na ogół wie, co robi. Czasem coś jej tam strzeli do głowy bez żadnego powodu.
Ale dobrze wie, co jej może zaszkodzić, a co nie.
Buck wszedł do domu bez dalszych komentarzy. Shaw zaszedł na tylne podwórko, aby przed snem
napić się wody. Tay Tay został sam w sieni.
Drzwi izb sypialnych były otwarte; wszyscy gotowali się do snu. Rozamunda rozbierała Willa; ściągała
mu spodnie, trzymając je za mankiety, a on drzemał znowu, siedząc na krześle. Tay Tay przypatrywał im się
dłuższą chwilę.
Spróbuj namówić Willa, żeby tu został i popracował na farmie, Rozamundo odezwał się,
podchodząc do drzwi. Potrzebny mi jest ktoś do doglądania bawełny. Ja i chłopaki nie mamy na to czasu, bo
w kółko musimy kopać, a tych dwóch czarnuchów i tak trzeba pilnować. Wolą kopać we własnych dołach niż
orać pod uprawę.
Nie uda mi się go namówić, tato odparła, potrząsając głową i patrząc na Willa. Zagnębiłby się,
gdyby miał wyjechać z Doliny i zamieszkać tutaj. Nie jest stworzony do gospodarowania i takich rzeczy.
Wychował się i dorósł w mieście fabrycznym. Nawet bym nie próbowała zmusić go teraz do wyjazdu.
Tay Tay odszedł zawiedziony. Widział, że na razie nie byłoby celu jej przekonywać.
Przed drzwiami izby Bucka i Gryzeldy przystanął i zajrzał do środka. Oni także gotowali się do snu.
Buck siedział na krzesełku i zdejmował buty, a Gryzelda na dywanie ściągała pończochy.
Podnieśli głowy, kiedy Tay Tay przystanął na progu.
Czego ojciec chce? zapytał Buck z rozdrażnieniem.
Synu odparł po prostu muszę napatrzeć się Gryzeldzie. Bo powiedz, czy to nie najładniejsza
dziewczyna, jaką widziałeś?
Buck wepchnął buty i skarpetki pod łóżko i położył się. Obrócił się plecami do ojca i naciągnął koc na
twarz.
Gryzelda pokiwała karcąco głową.
Oj, tato powiedziała, podnosząc na niego oczy. Proszę cię, nie zaczynaj znowu. Przecież mi
obiecałeś, że nie będziesz mówił takich rzeczy.
Tay Tay wsunął jedną nogę do izby i oparł się o framugę drzwi. Patrzył, jak Gryzelda zwija i rozwija
pończochy, i zawiesza je na oparciu krzesła. Podniosła się szybko i przystanęła obok łóżka.
Chyba mi nie poskąpisz takiego drobiażdżku, prawda, Gryzeldo?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]