[ Pobierz całość w formacie PDF ]

95
niego zamówiony alkohol: kieliszek bardzo drogiego
ziemskiego koniaku oraz szklanka wody. Przyniosła czek
na sporą sumę oraz garść gotówki. Oczywiście uroczo się
przy tym uśmiechała.
Von Baldur podziękował jej równie ciepłym
uśmiechem i dał sto kredytów napiwku. Odeszła wyraznie
rozczarowana.
Może kiedyś skorzystałby z takiego zaproszenia, ale
już trochę czuł swoje lata. Poza tym miał za sobą
trzydzieści pięć godzin gry, a nie cierpiał obiecywać
czegoś, z czego na pewno by się nie wywiązał.
Wypił połowę drinka. Był to pierwszy alkohol, na
który ostatnio sobie pozwolił, jeśli nie liczyć małych dawek
przyjmowanych co osiem godzin podczas gry. Teraz już
mógł się odprężyć.
Zamierzał dokończyć drinka i zamówić jeszcze
jednego, ale nie chciał zemdleć w godzinie swego triumfu.
Lepiej będzie chwilę odczekać.
Jak dotąd szczęście mu sprzyjało. To był trzeci raz,
gdy udało mu się wygrać. Jeszcze parę takich razy, a będzie
mógł zrealizować swój cel  budowę nowego Star Risk.
Tyle że teraz będą trzymać się z dala od Cerberusa.
Zastanowił się, czy w razie powodzenia zdoła
odnalezć dawnych partnerów. No i czy będą zainteresowani
powrotem do współpracy. Pewnie nie, pomyślał ze
smutkiem. To byłoby zbyt piękne.
Kelnerka sama postawiła przed nim pełny kieliszek,
chociaż jeszcze go nie zamawiał. Już miał zareagować, gdy
na stołku obok usiadł mężczyzna z tej samej grupy
wiekowej co Friedrich.
 Cześć, Mital. Miło widzieć, że szczęście ci
sprzyja.
96
Trwało chwilę, nim von Baldur go poznał. Tamten
też się postarzał.
Nazywał się Laurence Chambers i nie widzieli się
przez dziesięć... nie, piętnaście lat. Ostatni raz w trakcie
rozpaczliwego odwrotu, pośród wrzasku, tryskającej krwi i
wybuchających jednostek kosmicznych.
Chambers był dowódcą elitarnego oddziału
rozpoznawczego, przydzielonego von Baldurowi jako
pomoc przy ewakuacji magazynów, za które odpowiadał.
Pomysł bez głowy, ale typowy dla militarnego światka.
Spędzili razem tydzień, który strasznie im się dłużył
i paskudnie się zakończył.
 Myślałem, że nie żyjesz  powiedział von Baldur.
 Albo przynajmniej cię zdekompletowało.
 Nie było dobrze, ale jakoś mnie wyciągnęli i
połatali. Pamiętam, jak rozmawialiśmy kiedyś o... 
Chambers rozejrzał się uważnie wkoło.  Jak
rozmawialiśmy o cywilizowanych sposobach zdobywania
pieniędzy, a ty pośród tego pożaru w burdelu przekonałeś
mnie do gry w kości. Gdy wyszedłem ze szpitala i
czekałem na papiery do cywila, rozglądałem się trochę za
tobą, ale bez powodzenia.
 Jak najszybciej wyniosłem się z tamtego zadupia 
odparł von Baldur.  Nie pamiętam nawet, jak się
nazywało. Poszukałem sobie spokojnej roboty na tyłach. A
jeszcze pózniej rozstałem się z mundurem.
 Też tak usłyszałem. Zrobiłem to samo. Zająłem się
ochroną pewnej planety, istnej jaskini hazardu  powiedział
Chambers.  Ale wciąż cię szukałem. Takie hobby.
 To był czas, kiedy bardzo nie chciałem zostać
znaleziony. Ostatnio jest spokojniej.
 O tym też słyszałem  przyznał Chambers.
97
%7ładen z nich nie wspomniał o tym, że Mital
Rafinger, obecnie występujący jako Friedrich von Baldur,
zrezygnował z kariery wojskowej na krótko przed tym, jak
postanowiono o zarządzeniu ostrej kontroli w jednostce,
której był kwatermistrzem.
 I w końcu cię znalazłem  rzucił Chambers.  Star
Risk to chyba było coś, przynajmniej póki się nie
popieprzyło.  Chambers ponownie się rozejrzał, ale nie
dostrzegł nikogo, kto by nastawiał ucha.  Słyszałem, jak
Cerberus się na was uwziął. Z innych zródeł wiem, że to
beznadziejna banda, i nie dziwię się, że się z nimi starliście.
 Ale dalej szukałeś  powiedział von Baldur,
starając się zamaskować podejrzliwość.
 Owszem. Ale już nie z ciekawości. Zwłaszcza gdy
się dowiedziałem, co teraz robisz. Przyszedłem tutaj i
zobaczyłem, że miałeś szczęście. Chociaż funduszy masz
pewnie jakby mniej.
 To prawda.
 U mnie zaś idzie w tej chwili gra o wysoką
stawkę, ale mam pewien problem  ciągnął Chambers. 
Uwzięła się na mnie jakaś banda szulerów. Nie wiem, czy
to zorganizowana akcja, ale więcej ich się zleciało niż
much latem.
 Niedobrze.
 Pomyślałem więc, że przydałby się taki statek
pułapka. Ktoś, kto nie tylko sam gra, ale i połapie się, kto
kieruje całą akcją. Ty masz w tym chyba doświadczenie.
Mógłbyś ich przyszpilić.
 A skąd ci przyszło do głowy, że jestem aż tak
dobry?
 Nawet nie w tym rzecz  mruknął Chambers. 
Chcę mieć na sali kogoś, kto nie będzie częścią mojego
98
zespołu. Chociaż oczywiście będę ci podsuwał karty, że tak
powiem.
 Robi się coraz ciekawiej.
 Przypuszczałem, że ci się spodoba  powiedział
Chambers z lekkim uśmiechem.  Będziesz miał stałą
pensję oraz pulę do wykorzystania w grze. Jakiejkolwiek.
To powinno przyciągnąć pewnych ludzi. I na tym ja z kolei
skorzystam.
 Warto o tym pogadać, panie Chambers 
stwierdził von Baldur.  Chociaż mam wrażenie, że
trafiłem na większego gracza ode mnie.
 Dzięki temu będziesz grał uczciwie  odparł
Chambers.  Czyli po mojej stronie.
99
14
To była naprawdę zdumiewająca kobieta.
Począwszy od starannej fryzury, skończywszy na
skromnie umalowanych paznokciach u nóg, wszystko w
niej robiło wrażenie.
Co więcej, wydawała się bogata, chociaż bez
snobistycznych zapędów, modnie, ale z gustem ubrana, co
dotyczyło też biżuterii. Była uwodzicielska, ale nie
kojarzyła się z dziwką.
Gdyby Chas nie zwykł rozdzielać. pracy i
przyjemności, z pewnością spróbowałby pójść z nią do
łóżka.
Kosztowała godzinę i dwieście kredytów (plus
wydatki), co nie było wielkim wydatkiem. Zwłaszcza
gdyby oceniać rzecz na podstawie spojrzeń, które rzucali
jej dwaj subiekci oraz kierownik sklepu jubilerskiego.
Nazywała się Marnie, a jej głos był jak szmer
spływającego po kamieniach strumienia.
Spojrzała na Chasa, który występował w
nienagannie skrojonym stroju bogatego przedstawiciela
klasy próżniaczej, i spytała, czyjego zdaniem na pewno
mają tu ładne rubiny.
Nie musiał odpowiadać.
Obaj subiekci pobiegli po towar, kierownik zaś
zapewnił, że jego sklep ma najpiękniejsze rubiny na tej
planecie. A nawet w układzie... to znaczy w tej gromadzie
gwiezdnej! Na pewno będą godne księżniczki, czy
królowej, która nawiedziła jego skromne progi! I zaraz
poprowadził ją do stosownej lady.
100
Marnie przyjrzała się temu, co jej przyniesiono, i
zażyczyła sobie obejrzeć drugi, gdy chodzi o cenę,
naszyjnik. Przymierzyła go przed lustrem, zmarszczyła
lekko brwi i poprosiła o najdroższy.
Spoczął przed nią udrapowany na czarnym
aksamicie.
Wzięła go, wzdychając z zachwytu, jednak nagle,
całkiem przypadkowo, naszyjnik pękł i klejnoty rozsypały
się po dywanie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl