[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Więc to ona płakała w nocy i jej mąż o tym z pewnością wiedział. Jednak narażał się i
zapewniał, że to nie ona, nie zwracając uwagi, że te oznaki mogły w każdej chwili ujawnić
prawdę. Dlaczego to robił? I dlaczego ona płakała tak rozpaczliwie? Już więc na samym
wstępie, dookoła tego bladego, przystojnego mężczyzny o czarnym zaroście, zaczynała się
tworzyć ponura i tajemnicza atmosfera.
To on znalazł zwłoki sir Karola i tylko z jego opowiadania znaliśmy okoliczności
poprzedzające tą śmierć. A może jednak Barrymore był tym pasażerem, którego widziałem
w dorożce, idąc z Holmesem przez Regent Street? Broda tego nieznajomego łudząco
przypominała brodę kamerdynera. Dorożkarz opisał nam wprawdzie swego pasażera, jako
mężczyznę raczej niskiego, ale takie przelotne wrażenie mogło być błędne.
Jak wyjaśnić tę sprawę? Oczywiście, przede wszystkim należało pójść do kierownika
poczty w Grimpen i stwierdzić, czy wysłany z Londynu telegram rzeczywiście został oddany
Barrymorowi do rąk własnych. Niezależnie od tego, czego się dowiem, będę mógł
przynajmniej coś napisać Holmesowi.
Sir Henryk zabrał się po śniadaniu do przeglądania rozmaitych dokumentów, więc
swobodnie mogłem zrobić to, co postanowiłem. Po przyjemnej czteromilowej przechadzce
skrajem moczarów, dotarłem do małej wioski, gdzie dwa większe budynki wyróżniały się z
daleka. Jednym z nich była gospoda, drugim dom doktora Mortimera.
Kierownik poczty, który był jednocześnie właścicielem sklepiku spożywczego, pamiętał
doskonale depeszę.
Tak jest, proszę pana odpowiedział zapytany posiałem pana telegram Barrymorowi,
zgodnie ze wskazówkami.
A kto go zaniósł?
Mój syn... ten oto. Kuba, czy oddałeś w zeszłym tygodniu telegram panu Barrymorowi w
zamku?
Tak ojcze, oddałem.
Do rąk własnych? zapytałem.
Był wtedy na strychu, więc nic mogłem mu oddać do ręki, ale dałem depesze pani
Barrymore, a ona przyrzekła, że natychmiast zaniesie mężowi.
Czy widziałeś pana Barrymora?
Nie, proszę pana, mówię przecież, że był na strychu.
Skoro go nie widziałeś, skąd możesz wiedzieć, że był na strychu?
Przecież jego własna żona musi chyba wiedzieć gdzie jest! wtrącił kierownik poczty
zniecierpliwionym tonem. Czy nie otrzymał depeszy? Jeśli zaszła jakaś pomyłka, to niech
pan Barrymore sam złoży skargę.
Dalsze pytania wydały mi się bezcelowe. Okazało się zatem, że mimo wybiegu Holmesa nie
mieliśmy pewności, czy Barrymore nie był w tym czasie w Londynie. Przypuśćmy, że był
przypuśćmy, że ten sam człowiek, który ostatni widział sir Karola przy życiu, szpiegował
nowego dziedzica zaraz po jego przyjezdzie do Anglii. I co z tego wynika? Wykonywał
czyjeś polecenia, czy też sam miał złe zamiary? Jaki miałby cel w prześladowaniu rodziny
Baskervillów? Przypomniało mi się dziwne ostrzeżenie wycięte z wstępnego artykułu
Timesa .
Czy było to dzieło Barrymora, czy też kogoś, kto chciał pokrzyżować jego plany?
Najbardziej prawdopodobne było tłumaczenie sir Henryka gdyby udało się rodzinę
Baskervillów trzymać z dala od zamku, Barrymorowie mieliby zapewnioną stałą i wygodną
siedzibę.
Ale takie wyjaśnienie nie tłumaczy bynajmniej subtelnego, wytrawnie obmyślonego planu,
który jakby niewidzialną siecią oplątywał młodego baroneta. Holmes sam przyznał, że wśród
licznych sensacyjnych spraw, jakimi się zajmował, nic zdarzyła mu się jeszcze równie
zawikłana. Powracając szarą, samotną drogą, modliłem się w duchu, żeby mój przyjaciel
uwolnił się jak najszybciej od swoich zajęć i przyjechał zdjąć ze mnie tę ciężką
odpowiedzialność. Nagle wyrwał mnie z tych rozmyślań szelest kroków, śpieszących za mną
i głos wołający mnie po nazwisku. Odwróciłem się, sądząc, ze ujrzę doktora Mortimera, lecz,
ku swojemu niemałemu zdziwieniu, okazało się, że biegł za mną ktoś zupełnie nieznany.
Ujrzałem mężczyznę średniego wzrostu, chudego blondyna, o wymuskanej, ogolonej twarzy,
z wystającą szczęką. Był ubrany w szary garnitur i słomkowy kapelusz, mógł mieć około
trzydziestu, czterdziestu lat. Przez ramię miał przewieszone blaszane pudełko na rośliny, a
w ręku niósł zieloną siatkę na motyle.
- Przepraszam bardzo za moje natręctwo rzekł, gdy stanął przede mną zadyszany. My,
mieszkańcy tych moczarów jesteśmy prostymi ludzmi i nic czekamy na oficjalne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]