[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chodz - rozkazał Bill, chwytając Illyrię za lwią krezę i ciągnąc ją do wyjścia.
- Idę. Ale dokąd idziemy?
- Byle jak najdalej stąd! - zawołał, decydując się na ucieczkę. Wybiegli z wyjścia i przecięli
ruchliwą ulicę, lawirując pomiędzy przechodniami i końmi, a oddział następował im na pięty.
Wpadli do jakiegoś wysokiego budynku i zaczęli, sapiąc i dysząc, wspinać się po schodach. Za
sobą, w niższej części budynku, słyszeli żołnierzy, którzy wchodzili już na schody równym
odmierzonym krokiem. Dotarli na najwyższe piętro, które wydało im się bardzo interesujące.
Zwłaszcza dlatego że wszystkie drzwi były zamknięte.
- Hik! - zabulgotał Bill. - Jesteśmy w pułapce jak szczury.
- Nie poddawaj się, Bill! Spróbuj przez okno - poradziła Illyria.
Bill otworzył okno i spojrzał na opadającą w dół ścianę. Potem na rynny. Wychylił się i
wypróbował najbliższą, biegnącą pod oknem. Wyglądały dość solidnie; były zrobione z brązu
grubości cala, przytwierdzono je do ściany budynku ciężkimi miedzianymi nitami. W tamtych
czasach naprawdę znano się na budownictwie.
- Wchodzimy na dach - zdecydował Bill i zaczął się wspinać.
- Ach, kochanie - westchnęła Illyria, zatrzymując się niepewnie w oknie. - Ja chyba nie potrafię się
wspinać. Widzisz, mam kopyta.
- Ale masz również ciało węża. Tu chodzi o twoje życie, Illyrio, pełznij!
Odważna dziewczyna z Tsurisu w mitologicznym przebraniu wychyliła się z okna i owinęła ogon
wokół nitu umieszczonego w odległości około pięciu stóp. Drżąca, lecz dzielna poszła za Billem na
dach.
Dachy Kartaginy stanowiły różnobarwną mozaikę kątów i poziomów. Prażyło gorące afrykańskie
słońce, ponieważ było lato i zimne afrykańskie słońce udało się do podziemnego świata, by
odpocząć i odzyskać dawną siłę, a przynajmniej tak utrzymywały starożytne kroniki tego miasta.
Bill pędził przez szczyty dachów, wdrapywał się na wyższe poziomy i zeskakiwał na niższe. Za
nim, poruszając się niezdarnie w ciężkich zbrojach, podążali żołnierze z gotowymi do ciosu
włóczniami. Gdy Bill pędził tak, mając tuż za sobą wspierającą go Illyrię, poczuł łaskotanie pod
bluzą w okolicy żeber. Uświadomił sobie, że jest to chingerska jaszczurka, która poprzednio była
Illyrią.
- Czy możesz wrócić do Chingera? - zapytał Bill. Każdy oddech był sprawiającym ból sapnięciem.
- Zapomniałam o Chingerze! Nie wiem, ale mogę spróbować!
- Najlepiej od razu - nakazał Bill, ponieważ niektórzy żołnierze rozpięli ciężkie zbroje i doganiali
go, posuwając się coraz szybciej. A przed sobą, dokładnie tam gdzie zmierzali, Bill ujrzał wysoką
ścianę z polerowanego marmuru. Teatr Dionizosa. Na jego drodze stanął więc bóg rozpusty.
- Illyrio, teraz! - krzyknął Bill.
- Chwileczkę - powiedział Chinger. - Jest tu coś, co powinnam wyjaśnić. Tu Illyrią, mówię do
ciebie z tego obcego Chingera. Tutaj jest trochę dziwnie. Co to? Nie, to niemożliwe. Och, Bill,
nigdy nie zgadniesz, co się stało.
- Więc mi powiedz - sapnął Bill. %7łołnierze Przyparli go do ściany. Chimera rozglądała się dookoła
mętnym wzrokiem, nie mogąc się przyzwyczaić do przebywania znowu we własnym ciele.
Tymczasem Chinger zwiotczał, a jego oczy zrobiły się szklane. Był wciąż żywy, ale w stanie
półśpiączki - czy też może całkowitej śpiączki, trudno było powiedzieć.
- Illyrio, mów do mnie!
Uśpiona jaszczurka nie odpowiadała, leżała spokojnie z czterema łapkami skrzyżowanymi na
zielonej piersi.
Jeden z żołnierzy dzgnął Billa włócznią. Inni byli coraz bliżej. I w tym momencie chimera,
uwolniona spod kontroli Illyrii, stała się grozną i niebezpieczną bestią. Smoczym zwyczajem
zionęła rozdwojonym językiem płomienia i stopiła kilka tarcz. Potem odwróciła się, by zaatakować
Billa.
- W porządku - krzyknął Bill. - Zabijcie ją, skoro tak wam na tym zależy.
Dla Billa był to trudny moment. %7łołnierze musieli sami bronić się przed gwałtownym atakiem
chimery, która wróciła do 'siebie pełna mitologicznej furii. Atakowała w sposób nie oglądany od
czasów Homera, a nacierając, wydawała głośne beczenie, podobne do koziego. Te odbierające
odwagę odgłosy osiągały skalę ultradzwięków, powodując zdenerwowanie żołnierzy i sprawiając,
że ich miecze grzechotały o tarcze. Chinger otworzył oczy, spojrzał na to wszystko, co się działo, i
pierzchnął w bezpieczne schronienie pod koszulą Billa, szukając niebiańskiego zacisza jego lewej
pachy, gdzie, jak wiedział, nie mogła go spotkać żadna krzywda. %7łołnierzom udało się w końcu
przyszpilić chimerę ostrymi włóczniami do drewnianych desek dachu. Dzwięki wydawane przez
chimerę podwoiły się, gdy stwierdziła, że jest ranna. Na niebie pojawiły się czarne punkty i szybko
zmieniły się w długonose kobiety o nagich piersiach i skrzydłach nietoperzy. Były to Harpie,
przywołane tu ze swojej mitologicznej drzemki krzykami zranionej, baśniowej koleżanki. Spadły
na żołnierzy, których szeregi właśnie podwoiły się dzięki przybyciu podwójnego plutonu Waregów
przysłanych, o czym Bill dowiedział się pózniej, przez Splocka, który przewidział tę sytuację i
zdecydował się na powrót do przyszłości w celu uzyskania pomocy. Waregowie byli szwedzkimi
Rosjanami albo rosyjskimi Szwedami, w zależności od tego czyją książkę do historii akurat
czytałeś, i mieli dokładnie gdzieś straszydła z bezpłodnej grecko-rzymskiej mitologii. Walili
dookoła potężnymi ciosami, zakreślając długimi toporami wojennymi świetliste kręgi i ścianając
kartagińskich żołdaków, którzy nie zdążyli zejść im w porę z drogi.
- Dalej na nią, chłopcy! - krzyczał Bill, a wbudowany tłumacz przekładał jego słowa na
środkowo-waregiański, czego żaden z tych wojowników nie rozumiał, ponieważ byli oni fińskimi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl