[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mailu przed zdrajcą na Oleandrze . Przebywając z bandą Andreasa miała wizję
21 Szef amerykańskiego wywiadu w czasie wojny i do końca 1945 r.
144
Mściciela, który ją uratuje oraz wskazała wyspę Endelave, na której cumowała łódz z
uwięzionym panem Toralfem Jorgensenem.
- Ano właśnie - Lord westchnął poirytowany moim długim wyjaśnieniem. -
Słyszałem, że rząd duński zamierza złożyć jej propozycję uczestniczenia w
poszukiwaniach U-4713, który zatonął u wschodnich wybrzeży Samso. Pańska
Merkury mogłaby zaoszczędzić czasu i pieniędzy Duńczykom, a przynajmniej zawęzić
obszar kosztownych poszukiwań. Niebawem zaczną też szukać ciał zabitych
marynarzy z drugiego U-Boota. Będzie dużo roboty dla jasnowidzki.
- Nie zgadzam się - zaprotestował Jorgen. - Ja chcę ją widzieć w mojej nowej ekipie,
która niebawem wyruszy na Islandię.
I puścił do nas oko, dając tym samym do zrozumienia, że żartował.
- Trzymam pana za słowo - arystokrata wskazał palcem na dziennikarza. - Ani słowa.
Zaraz zniknął na ulicy, gdzie czekał na niego samochód z Hansem za kierownicą.
Z Jorgensenami i Hughesem siedzieliśmy jeszcze z godzinę. Nina od pewnego czasu
zbyt często spoglądała na zegarek, więc poirytowany zapytałem, dokąd się spieszy.
- Lada chwila w Sumburgh wyląduje samolot z moim narzeczonym na pokładzie
-wyjaśniła nie bez cienia zażenowania. - Sven ma wziąć taksówkę, więc nie muszę po
niego wyjeżdżać. Możemy jeszcze posiedzieć i pogadać.
A potem żegnaj, Pawełku. Sam rozumiesz, Sven jest najważniejszy pod słońcem -
pomyślałem z goryczą. Straciłem dobry humor.
- Nie lubię go - mruknął Jorgen.
- Jak możesz tak mówić, wujku? - obraziła się na niego.
- Jestem szczery.
Wstałem od stolika i zerknąłem na zegarek.
- Już idziesz? - zapytała Nina z wyraznym zawodem.
- Tak, muszę załatwić sprawę transportu naszego ministerialnego wehikułu do Polski
- skłamałem, gdyż pojazd został zabrany z Bornholmu przez pana Tomasza na prom i
znajdował się już w Warszawie. - żegnam was. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się
zobaczymy.
Ulotnił się dobry nastrój, co niezawodnie wyczuł swoim dziennikarskim nosem
Glen. Wstał i także pożegnał się z Jorgensenami.
- Okej - podał im rękę. - Na mnie już też czas.
- Pozdrów narzeczonego - ukłoniłem się Ninie.
Wyszedłem na ulicę smutny i zły, więc nie zważałem na bełkoczącego grzeczności
Glena. Pożegnał mnie za esplanadą, w miejscu naszego pierwszego spotkania,
dokładnie przy uliczce zmierzającej do bogatszej części miasta.
- Tutaj się pożegnamy - podał mi rękę. - Miło było cię poznać. Nie zapraszam cię na
scotcha, bo muszę pędzić do redakcji, a stąd mam dwie przecznice pod górkę. Kiedy
wracasz do Polski?
- Jutro.
- No to powodzenia - bąknął. - Cześć.
- Do widzenia.
Zostawiwszy miejscowego pismaka w spokoju, poszedłem spacerkiem wzdłuż
wybrzeża ku położonemu w dalszej części miasta hotelowi, przecinając asfaltowe i
kamienne trakty. Już nawet nie pamiętam nazw ulic, które mijałem. Byłem zamyślony.
145
Czułem potworną złość na Ninę, ba, byłem na nią wściekły, a zarazem żałowałem, że
już nigdy jej nie ujrzę. Tak bardzo mnie uzależniła, że nawet sensacyjne doniesienia
Lorda Elphinstone'a na temat zawartości ołowianych skrzyń znalezionych w łodzi
podwodnej i dokumentacji opatrzonej kryptonimem projekt Chronos nie zrobiły na
mnie wrażenia. Nagle zatęskniłem za Polską, za naszym małym biurem na
Krakowskim Przedmieściu, brak mi było naszego niezwykłego wehikułu, którym
powinienem teraz przemierzać słowiańskie szlaki i wykopywać z naszej nadwiślańskiej
ziemi narodowe skarby.
W pewnym momencie zatrzymał mnie szyld na jednej ze skromnych kamieniczek
Lerwick, na ulicy oddalonej od centrum miasta już z dziesięć minut drogi. Treść owego
szyldu wprawiła mnie w osłupienie. Daily News ! Redakcja gazety, dla której pisał
Glen Hughes. Nie byłoby w tym niczego zastanawiającego, gdyby nie to, że jeszcze
dziesięć minut temu on sam zostawił mnie przy porcie, wskazując swoją drogę do
redakcji w zupełnie innej części miasta. Jakim cudem skromny budynek redakcji
znalazł się tutaj, skoro dziennikarz twierdził, że był w pobliżu centrum? Czyżby gazety
w Lerwick były tak bogate, że posiadały po kilka siedzib?
Wstąpiłem przez oszklone drzwi do wnętrza Daily News - Czy mógłbym dostać
kontakt do pana Glena Hughesa? - zapytałem. - Niedawno z nim rozmawiałem przy
przystani, ale zapomniałem wziąć od niego telefon.
- Glen Hughes? - zdziwiła się recepcjonistka. - Przecież on leży w szpitalu. W
zeszłym tygodniu poleciał do Chicago i dostał ataku nerki. Wczoraj dzwonił, że jutro
ma operację. To pan mówi, że jednak wrócił?
- Jak on wygląda? - zapytałem trochę niegrzecznie, ale dosłownie mną zatrzęsło z
wrażenia.
Opisała go szybko i ze zdumieniem stwierdziłem, że pan Glen Hughes jest łysym
osobnikiem po czterdziestce.
- Proszę pana! - wołała za mną recepcjonistka, ale już wybiegłem na ulicę. Biegłem z
powrotem do portu i nie oszczędzałem sił. Gdyby spotkał mnie policjant, z pewnością
wziąłby mnie za jakiegoś złodziejaszka uciekającego przed goniącymi go ludzmi.
Po trzech minutach wpadłem zdyszany do tego samego baru, w którym ostatnio
urzędowaliśmy. Przy barku nie było już, oczywiście, Glena Hughesa, a właściwie
człowieka, który się za niego podawał. Tylko Nina i Jorgen siedzieli przy tym samym
stoliku i pili piwo. A jednak znowu ją ujrzałem!
Na mój widok poderwali się z krzeseł.
- Co się stało? - zapytała Nina.
- Zdaje się, że wiem, kto jest Ekscelencją! - krzyknąłem, aż siedzący w tawernie
goście obejrzeli się na mnie.
- Co ty wygadujesz? Kto niby nim jest?!
- Rozmawialiście z nim niedawno ledwo dukałem, tak bardzo byłem zmęczony
biegiem. - To Glen Hughes. Fałszywy dziennikarz.
KONIEC
146
[ Pobierz całość w formacie PDF ]