[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziewczęcą sylwetkę. Odsuwa ją od siebie, delikatnie dotyka jej brzucha i podnosi pytające
oczy.
MACIEK: Gdzie dziecko?
AGNIESZKA: Rozbierz się, to zobaczysz.
Maciek niecierpliwie zrzuca z siebie kurtkę i pochyla się nad białym łóżeczkiem. Z doł
patrzą na niego uważne oczka małego Tomczyka.
Areszt w komendzie MO. Agnieszka i Winkel.
AGNIESZKA: Długo tam nie pomieszkaliśmy. Wyrzucili nas pod pretekstem, że dom
idzie do remontu. Nie chcieliśmy iść do baraków; zamieszkaliśmy u pani Anny. A właściwie
u jej mamy. Ale to już był taki czas, że wszystko zaczynało iść na ostro. Ludzie coraz więcej
wiedzieli, coraz częściej mówili co myślą. Był już nasz Robotnik Wybrzeża , były pisma
KOR-u i wydawnictwa NOWEJ. Ale i władza zrobiła się bardziej agresywna&
Rewizja w znanym nam już mieszkaniu starej pani Hulewiczowej. Kilku
funkcjonariuszy ze Służby Bezpieczeństwa przetrząsa dosłownie każdy kąt; podłoga zasłana
jest książkami, listami, bielizną i pościelą, wywleczoną z tapczanów i łóżek; wszystkie szafy i
regały pootwierane i puste.
Maciek i Agnieszka z dzieckiem na ręku, spowitym w biały becik, stoją nieruchomo,
zepchnięci pod ścianę. Obu gospodyń nie widać; zapewne przetrzymywane są w kuchni lub
łazience.
Wreszcie ludzie z SB zaczynają po jednym opuszczać pokój. Robią to z ociąganiem i
niechętnie: rewizja nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Ostatni wychodzi tajniak o
twardej twarzy i nieforemnym nosie byłego boksera. W drzwiach zwalnia i przystaje, jakby
mu przyszedł do głowy nowy pomysł. Powoli odwraca się ku Agnieszce i wprawnymi ruchami
zaczyna rozwijać becik.
Maciek chwyta go za przeguby obu rąk, a oczy ma rozżarzone jak dwa węgle.
MACIEK (chrapliwie): Dziecka nie ruszać!
AGNIESZKA (próbując go odciągnąć): No, Maciek! Zostaw!
Tajniak uśmiecha się i puszcza becik. Maciek cofa ręce.
TAJNIAK: Dobra, idziemy. No, to do widzenia.
Robi krok w stronę drzwi i znienacka ładuje Maćkowi straszliwy cios prosto w
żołądek. Maciek z głuchym jękiem zwija się wpół, a tajniak lekkim krokiem wychodzi.
Dworzec w Gdańsku. Agnieszka siedzi na walizce i przyciska do piersi dziecko,
zakutane w ciepły kocyk aż po czubek nosa. W milczeniu patrzy na Maćka, który stoi obok ze
zwieszoną głową. Nadjeżdża pociąg. Maciek podnosi oczy. Przez chwilę patrzą na siebie bez
słowa. Potem Agnieszka wstaje i rusza w stronę wagonu, a Maciek bierze walizkę i wsuwa ją
przez otwarte drzwi na korytarz. Następnie podtrzymuje Agnieszkę i pomaga jej wejść do
środka a sam staje na stopniu i dalej patrzy jej w twarz bez słowa. Pociąg rusza. Maciek
jeszcze dłuższą chwilę jedzie na stopniach potem przyciska do siebie Agnieszkę i zeskakuje na
peron.
Długo stoi tam sam, nieporuszony, jakby zmartwiały i patrzy w ślad za oddalającym
się pociągiem.
Areszt w komendzie MO. Agnieszka i Winkel.
WINKEL: I gdzie pojechałaś?
AGNIESZKA: %7ładen sekret. Jeden z nich pojechał od razu za mną, tym samym
pociągiem. Od razu wiedzieli, gdzie jestem.
Podnosi niedopałek papierosa, który zgasiła przed chwilą, prosi Winkla o ogień i
zaciąga się tą mizerną resztką.
AGNIESZKA: Mam ojca kolejarza w niedużym miasteczku. Zresztą mały jest tam do
dziś.
WINKEL: I co? Stamtąd cię tu przywiezli?
AGNIESZKA: Nie. Stocznia jeszcze wtedy pracowała, ale już w Polsce było gorąco.
Jak się dowiedziałem o strajku, pomyślałam, że Maciek nie powinien być w takim momencie
sam. Wsiadłam do pociągu i wtedy mnie zwinęli.
WINKEL: Co ci grozi?
AGNIESZKA: Mnie? Nic. Oni już przegrali, to kwestia kilku dni.
WINKEL: A jak nie?
AGNIESZKA: No, to będziemy grać dalej. Wiesz co powiedział Birkut Maćkowi w
sześćdziesiątym ósmym? %7ładne kłamstwo nie utrzyma się wiecznie.
WINKEL (szeptem, oglądając się na drzwi): Biją cię tu?
AGNIESZKA: Nie, politycznych już nie biją. Teraz się oduczyli. Chyba że gdzieś w
ciemnej bramie niezidentyfikowani osobnicy, rozumiesz. Ale nie tu. A ty co, boisz się?
WINKEL (wzruszając bezradnie ramionami): Boję się, bo jak by to się nie skończyło,
to ja i tak dostanę po dupie.
AGNIESZKA (nadstawiając czujnie ucha): Cicho, zaczekaj&
Zza drzwi słychać jakieś przytłumione, ale wyrazne głosy, czasem zgiełk i odległe
oklaski. To strażnik na korytarzu słucha z tranzystora transmisji z przebiegu obrad w stoczni.
AGNIESZKA (cicho): Słuchaj, to Gwiazda& Andrzej Gwiazda mówi&
GAOS GWIAZDY: & Czy mamy zagwarantowane bezpieczeństwo za akcję
strajkową? %7łe uczestnicy i współpracownicy, ludzie wspomagający strajk, nie będą
represjonowani?
Nieduża salka obrad w stoczni. Po jednej stronie członkowie prezydium
Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z Lechem Wałęsą i Andrzejem Gwiazdą, po
drugiej wicepremier Jasielski w otoczeniu członków delegacji rządowej. Na środku stołu
liczne mikrofony i butelki z wodą mineralną.
GWIAZDA: Czy możemy być pewni, że nie znajdą się fałszywi świadkowie i
fałszywy proces i nie okaże się, że cały MKS to banda kryminalistów? Panie premierze i
wysoka komisjo, jest to sprawa uważam podstawowej wagi; jest to sprawa, czy ustrój
nasz będzie określany jako policyjny, czy jako demokratyczny. Nie chcemy żyć w kraju, w
którym jedność narodu jest wymuszana pałką policyjną!
JAGIELSKI: Proszę pana, to są bardzo dalekie sformułowania&
GWIAZDA: Dalekie i może demagogiczne. Niemniej zatrzymania na 48 godzin,
jeżeli ktoś ma poglądy różne od oficjalnych, są rzeczą nagminną. W tej chwili mam listę ludzi
zatrzymanych bez postawienia żadnych zarzutów, którzy prawdopodobnie siedzą dlatego, że
nie wiadomo, jakie mają poglądy i czy byłyby to poglądy zgodne z oczekiwanymi. Mogę tę
listę też panu premierowi wręczyć.
JAGIELSKI: Pan użył stwierdzenia, które ja panu powiem mnie ubodło. No bo jak
można powiedzieć, czy jaką mamy gwarancję, że strajkujący tutaj i prezydium nie będą, że
tak powiem, uznani za nie chcę nawet powtórzyć; pan użył słowa kryminaliści. Ja panu
powiem, że mnie to nawet osobiście ubodło. Przecież ja rozmawiam jak z uczciwymi& z jak
najbardziej uczciwymi ludzmi. Jak jest możliwe, żeby tak& ktoś tak traktował działaczy tutaj
zebranych?
WAASA: Panie premierze, przecież ja mam dziesiątki przykładów straszenia mnie
już, że jak tylko wyjdę, to będzie to i to. Ja & i nie tylko ja.
JAGIELSKI: Proszę pana, to i mnie trzeba wtedy przepędzić.
GWIAZDA: Panie premierze, to może jest dalekie& Ale jeżeli stara nauczycielka
jezdzi na drugi koniec Gdańska do kościoła bo się boi, żeby dyrektor o tym się nie
dowiedział, to jest sytuacja wyjątkowo niezdrowa&
Areszt w komendzie MO. Radio za drzwiami milknie. Winkel i Agnieszka patrzą na
siebie w zamyśleniu.
AGNIESZKA: Wyłączyli.
WINKEL: To się nie może udać.
AGNIESZKA: Musi.
WINKEL: No, przepraszam, ale na mnie już czas&
AGNIESZKA: Do zobaczenia w stoczni.
WINKEL: Trzymaj się.
Po chwili idzie już korytarzem w towarzystwie cywilnego funkcjonariusza, który go
tutaj przyprowadził.
FUNKCJONARIUSZ: No i co? Wycisnął coś pan z niej?
WINKEL (wykrętnie): Trochę&
FUNKCJONARIUSZ (wahająco): Pan myśli, że oni mogą wygrać?
WINKEL: Do widzenia.
Sala gimnastyczna. Kapitan Wirski uwija się wśród olbrzymich, skórzanych
manekinów, zawieszonych na drążku. Raz po raz bierze zamach i długą, bojową pałką
wymierza któremuś z manekinów morderczy cios w głowę, szyję, kark i podbrzusze.
Od drzwi niepewnie podchodzi Winkel i staje na skraju maty.
WIRSKI (nie oglądając się na niego): Zdejmijcie buty.
Winkel z pośpiechem wycofuje się poza matę i ściąga rozdeptane mokasyny,
zaczepiając jeden o drugi.
WIRSKI (nie przerywając treningu): Mieliście do mnie dzwonić.
WINKEL: Przepraszam; mogę zapalić papierosa?
WIRSKI: Tutaj?
Wymierza jeszcze jeden gwałtowny cios, wymierzony w to miejsce, gdzie manekin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]