[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Postanowiłam, że wrócę do kuchni i napełnię miskę bez
płukania. Kierowałam się już w stronę drzwi stodoły, kiedy zo-
baczyłam coś, co mi się nie spodobało... zdecydowanie nie
spodobało. Była to mianowicie kobieta w chustce, która pochylała
się nad Jimem Hendersonem i szeptała mu coś do ucha.
Zauważyłam, że Jim rozgląda się po sali, aż jego wzrok trafił na
mnie. Nie spuścił ze mnie przenikliwych niebieskich oczu, dopóki
kobieta w chustce nie skończyła swoich wynurzeń i nie
wyprostowała się.
Cóż, to mogło być cokolwiek. Mogło chodzić o tę bulkę. Mogła
widzieć, jak pozwalam Chiggerowi lizać miskę.
Ale nie jestem głupia. Wiedziałam, o co chodzi. Wiedziałam od
chwili, w której napotkałam spojrzenie Jima Hendersona.
Kobieta w chustce powiedziała mu, że przyłapała mnie, jak
kręciłam się po korytarzu w pobliżu miejsca, gdzie więzili Setha.
Byliśmy martwi.
To nie nastąpiło od razu. Henderson powiedział coś szeptem i
kobieta wyskoczyła ze stodoły jak wodny pająk. Przez chwilę
miałam nadzieję, że wszystko jest w porządku. No wiecie, że się
pomyliłam. Rob nawijał o wynaturzeniach i o tym, że Amerykanie
107
nigdy nie będą wielkim narodem, jeśli chrześcijanie nie staną ramię
w ramię, a Henderson wydawał się słuchać go z uwagą.
Potem zobaczyłam coś, co sprawiło, że serce mi zamarło.
Czerwona Kurtka z karabinem wycelowanym w kark Setha
Blumenthala szedł przez stodołę prosto do miejsca, gdzie siedzieli
Jim Henderson i Rob.
Rozmowy ucichły i znowu zapadła niesamowita cisza. Jedynym
dzwiękiem, jaki do mnie docierał, był szloch Setha, który rozglądał
się gorączkowo po stodole. Wiedziałam, że szuka mnie. Na
szczęście, stałam daleko, w cieniu, i nie mógł mnie zobaczyć.
Gdybym wiedziała, co i tak wydarzy się za chwilę, nie dbałabym
o to. Na razie jednak czułam ulgę, że Seth mnie nie zauważył.
Zanurzyłam palce w miękkiej sierści Chiggera i zmusiłam serce,
żeby znowu biło. Pośpieszcie. Chick! Pośpiesz się, Chick! Pośpiesz
się, Chick!
- Amerykanie - zwrócił się Jim Henderson do zgromadzonych.
Zorientowałam się od razu, że jako mówca nie ustępował Robowi.
Wszyscy wpatrywali się w niego z wyrazem najwyższej adoracji,
który pamiętałam z pewnego filmu. Henderson był dla tych ludzi
mesjaszem.
- Zyskaliśmy dzisiaj wspaniałych nowych przyjaciół - ciągnął
Henderson, klepiąc Roba po ramieniu. Udało mu się to tylko dzięki
temu, że Rob siedział, a on stał. -I jestem z tego powodu szczęśliwy.
Cieszę się, że Hank i Ginger trafili do naszej gromadki.
Ginger? Kto to, do diabła, jest Ginger? Dopiero, kiedy wiele
głów zwróciło się w moją stronę, zdałam sobie sprawę, że Rob
przedstawił mnie jako Ginger.
Takie już ma oryginalne pomysły.
- Niezależnie jednak od ich deklaracji oddania naszej sprawie -
mówił Henderson - jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać o
lojalności prawdziwego Amerykanina, prawda?
Rozległ się aprobujący szmer. Nie podobało mi się to wszystko.
Bardzo mi się nie podobało.
108
- Hank - powiedział Henderson, zwracając się do Roba.
-Widzisz przed sobą chłopca. Wygląda dość niewinnie, wiem. Ale
niewinny wygląd, jak wszyscy zdajemy sobie sprawę, może być
mylący. Diabeł często próbuje nas zwieść pozorną niewinnością
jakiegoś człowieka, podczas gdy tenże człowiek nosi w sobie
brzemię grzechu. Ten chłopiec jest przesiąknięty grzechem. To %7łyd.
Wbiłam palce w futro Chiggera tak mocno, że mniejszy pies by
zawył. Chigger jednak tylko zamachał ogonem, mając nadzieję na
kolejny skok na miskę, którą trzymałam w ręku. Chyba nikt nie
zawracał sobie głowy karmieniem Chiggera. Jak inaczej wyjaśnić, że
tak łatwo przekabaciłam go na swoją stronę?
- Hank - odezwał się ponownie Henderson. - Ponieważ
zdążyłeś już wywrzeć na mnie głębokie wrażenie swoją szczerością i
oddaniem sprawie, zamierzam udzielić ci przywileju, jakiego tym
samym odmawiam sobie i moim ludziom. Zamierzam pozwolić ci
zabić %7łyda.
Z tymi słowy podał Robowi nóż, który wyjął zza cholewy buta.
Przez głowę przemknęły mi tysiące myśli. Pomyślałam, że
bardzo kocham mamę, mimo że czasami bywa męcząca z tymi
swoimi pomysłami, jak powinnam się ubierać i z kim się spotykać.
Pomyślałam, jaka będę wściekła, jeśli nie zobaczę, czy Douglas
zrobił coś w związku ze swoją sympatią do Tashy Thompkins.
Pomyślałam o mistrzostwach stanowych dla orkiestr i o tym, że po
raz pierwszy od lat nie przyniosę do domu niebieskiej wstążki
wyciętej w kształcie stanu Indiana.
Dziwne, o jakich rzeczach myśli się tuż przed śmiercią. Nie
wiem nawet, skąd to przekonanie, że umrę. Po prostu wiedziałam,
tak jak nie miałam wątpliwości, że w końcu cały śnieg na zewnątrz
stopnieje i znowu będzie wiosna. Rob i ja mieliśmy umrzeć i jedyna
rzecz, jaką jeszcze powinniśmy zrobić, to sprawić, aby Setha nie
zabito razem z nami.
- No - mówił Henderson do mojego chłopaka - wez nóż. Tak
będzie w porządku. To tylko %7łyd.
109
Muszę przyznać, że Seth Blumenthal zachowywał się dzielnie.
Płakał, ale cicho, trzymając wysoko głowę. Pewnie po tym, co
przeszedł, śmierć nie wydawała mu się taka straszna. Nie umiem
inaczej tego wyjaśnić. Czułam się podobnie. Nie bałam się,
poważnie. Nie chciałam, żeby bolało, ale nie bałam się śmierci.
Pragnęłam tylko zabrać ze sobą tylu Prawdziwych Amerykanów,
ile się da.
Rob wziął nóż.
- Dzielny chłopak - powiedział Henderson, uśmiechając się pod
wąsem. - A teraz zrób to. Pokaż, że jesteś prawdziwym wyznawcą.
Rob zrobił jedyną sensowną rzecz w tej sytuacji. Na jego
miejscu zrobiłabym to samo.
Zarzucił Jimowi Hendersonowi rękę na szyję, przytknął nóż do
tętnicy i powiedział:
- Jeden ruch i będzie po nim.
14
zy zdarzyło wam się być na meczu piłkarskim, kiedy jedna
C
drużyna jest niekwestionowanym faworytem i jej kibicom
nawet do głowy nie przyjdzie, że może przegrać, a potem, na skutek
jakiegoś fatalnego błędu, wygrywa słabszy?
Twarze Prawdziwych Amerykanów miały taki wyraz, jak twarze
kibiców silniejszej drużyny w sekundę potem, jak ich drużyna
sknociła coś tak koszmarnie, że przeciwnik wyszedł na prowadzenie.
110
Byli zaszokowani. Po prostu zaszokowani. - Dzięki - zwróciłam się
do Czerwonej Kurtki, uwalniając go od karabinu. - Wezmę to.
Nigdy przedtem nie trzymałam karabinu, ale miałam niezłe
pojęcie, jak to działa. Celowało się po prostu do tego, w co się
chciało trafić, i naciskało cyngiel. %7ładna filozofia.
Oczywiście, jak się tak bliżej zastanowić, nie mieliśmy naj-
mniejszego powodu, żeby czuć się pewnie. W porządku, zgadza się,
Rob trzymał facetowi nóż na gardle, a ja miałam karabin. I co z
tego? Nadal było jakieś pięćdziesiąt do dwóch. No, może trzech, jeśli
liczyć Setha. Czterech, jeśli wziąć pod uwagę Chiggera, który mnie
nie odstępował, mając nadzieję na ziemniaki, mimo że odstawiłam
miskę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]