[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Tak.
- Ryan, nie myślę, żeby...
L R
T
- Powiedziałem, że tylko przyjemność i żadnych nacisków. Nie pamiętasz? Zwykłem do-
trzymywać słowa.
Kiedy wysiedli z metra i wyszli na świeże powietrze, Lucy poczuła, że po tym pocałunku
nadal uginają się pod nią kolana. Zapadał wczesny wieczór. Byli teraz w dzielnicy małych
sklepików, przed których wystawami przystawali niespieszni przechodnie. Lucy była w Bro-
oklynie po raz pierwszy, więc zachwycił ją panujący tu klimat prowincjonalnego miasteczka,
leżącego przecież w obrębie ogromnej nowojorskiej metropolii.
- Mieszkam jakiś kilometr stąd. Czy chcesz pójść pieszo, czy wolisz, żebym wezwał
taksówkę?
- Spacer dobrze nam zrobi. Chciałabym zobaczyć miejsca, w których dorastałeś.
Kiedy szli, trzymając się za ręce, Ryan przystanął, by porozmawiać z właścicielem skle-
pu, a potem przedstawił Lucy swojej byłej nauczycielce ze szkoły i jej mężowi. Inni machali do
niego lub wołali go po imieniu. Społeczność lokalna była dumna ze swojego chłopca, któremu
się powiodło.
- Lubisz tu mieszkać, prawda?
- Pewnie, że tak. Poza tym nie znam żadnego innego miejsca, które byłoby tak przyjazne.
- Nigdy nie myślałeś, żeby się stąd wyprowadzić?
- Nie, ta dzielnica bardzo mi odpowiada.
Gdy dotarli do budynku położonego blisko East River, Ryan zatrzymał się przed poma-
lowanymi na ciemny kolor drzwiami i wyciągnął z kieszeni klucze.
- Tutaj mieszkasz? - spytała, nie kryjąc zdumienia. - Cóż za piękne miejsce.
- Wejdz, proszę - powiedział, otwierając przed nią drzwi. - Zamówiłem przez telefon
chińskie potrawy, które powinny niebawem tu dotrzeć. Zjemy je na tarasie.
Lucy była oszołomiona. Ryan poprowadził ją przez salon, zatrzymując się na chwilę, by
zapalić światło w kuchni, a potem wyszli przez szklane drzwi na taras, na którym był płotek
odgradzający go od części użytkowanej przez sąsiada. Stał tam niewielki stół z dwoma krze-
słami i szeroka ogrodowa kanapa, z której można było podziwiać miasto.
- Myślę, że jest to odpowiednia pora na kolację, no i na widowisko - oznajmił Ryan.
Lucy wzięła się pod boki i posłała mu sceptyczne spojrzenie.
- Więc podtrzymujesz swoją propozycję, tak?
- Tak.
- Zatem po kolacji zacznie się pokaz świateł. Rozległ się dzwięk dzwonka.
L R
T
- Pewnie przynieśli jedzenie.
Kiedy poszedł otworzyć drzwi, Lucy spojrzała na drugą stronę rzeki i zobaczyła, że cie-
nie zaczynają padać na budynki, a kolor pomarańczowy nieba stanowi dla nich tło. Ryan
mieszka w cudownym miejscu!
Po chwili wrócił, niosąc dwie torby papierowe, w których znajdowały się wspaniale
pachnące potrawy.
- Może urządzimy sobie piknik? Będziemy jedli z pudełek. Oczywiście, dzieląc się spra-
wiedliwie.
Zniknął z powrotem w mieszkaniu i przyniósł dwa kieliszki oraz butelkę. Bez wysiłku ją
otworzył i nalał im wina. Potem wyjął z toreb pudełka i położył je na stole.
- Usiądz, proszę.
Lucy posłuchała jego polecenia.
- Czy masz widelec?
- Widelec! Do chińskiego jedzenia nie używa się widelców. - Z uśmiechem wyciągnął
pałeczki. - Czy umiesz się nimi posługiwać?
- Nie bardzo.
- Pomogę ci. - Otworzył pudełko z ryżem i pchnął je w jej stronę, a potem wziął drugie
dla siebie. Położył duży pojemnik z kurczakiem i brokułami na środku stołu, a następnie chwy-
cił w palce pałeczki i zaczął nimi sprawnie poruszać. Lucy radziła sobie z nimi znacznie gorzej.
- Umrzesz z głodu, a ja wyjdę na kiepskiego gospodarza. Pozwól, że ci pomogę. - Przy-
sunął się do niej bliżej i podał jej swoimi pałeczkami kawałek kurczaka.
Gdy skończyli jeść, Ryan wstał i wyciągnął do niej rękę.
- Chodz, bo przegapimy widowisko.
Lucy ujęła jego dłoń i podniosła się z krzesła. Usiadł na kanapie i wyciągnął przed siebie
nogi.
- Przyłącz się do mnie.
- Nie zmieścimy się razem. Przysunę sobie krzesło.
- Ale stąd znacznie lepiej widać - stwierdził, przesuwając się, by zrobić jej miejsce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl