[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kiedy się uspokoiła, spytała cicho:
- Czy nie chciałbyś przeprowadzić się do mnie? Mam dosyć miejsca.
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie wcześniej, niż gdy do końca załatwię wszystkie sprawy. Mam do rozwiązania dwa
zadania, jak wiesz.
- Wiem - szepnęła Martha. - Doszła jeszcze odpowiedzialność za bezpieczeństwo
Camilli. Och, ten okropny dom. Gdybym mogła przewidzieć, jakich okrutnych i
zdegenerowanych będziesz miał braci, nigdy bym... ale powinnam była to wiedzieć. Odrażający
cień ciążył już wtedy nad ich domem. Jednak Charlotta Franck sprawiała wrażenie takiej
sympatycznej i miłej, no i mogli ci zapewnić dobrobyt i pozycję społeczną.
Skrzywił się.
- Wolałbym raczej mieszkać z tobą w biedzie, Martho. Jesteś uczciwa. W tamtym domu
ta zaleta nie jest w cenie.
Skinęła głową.
- Musimy pomóc Camilli, ty i ja.
- Tak - zgodził się. - Ponieważ bracia planują zemstę. Wszyscy trzej, i każdy na swój
sposób.
Camilla pisała list, siedząc na brzegu łóżka. Czuła się samotna i oszołomiona. Ból
głowy nie był już taki dokuczliwy, ale tabletka okazała się silna i wszystko wokół wirowało.
Drogi Przyjacielu, pisała. Jestem osamotniona i boję się. Niczego nie rozumiem. Proszę
Cię, spotkajmy się w korytarzu o północy. Nie musisz się ujawniać ani mnie całować. Muszę
tylko się upewnić, że istniejesz.
Na drżących nogach wymknęła się z pokoju i położyła list w znajomym miejscu w
korytarzu.
ROZDZIAA XII
Kiedy Camilla wyszła do ogrodu, aby zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, spotkała
Michaela. Siedział na huśtawce. Ubrany w białą koszulę i jaskrawoniebieskie spodnie, wyglądał
zachwycająco. Przywołał ją gestem ręki. Camilla zdawała sobie sprawę, że do twarzy jej w
skromnej, lecz bardzo gustownej bawełnianej sukience, i to dodało jej odwagi.
- Siadaj, Camillo - kiwnął Michael zachęcająco i dziewczyna chętnie skorzystała z
zaproszenia.
Huśtawka kołysała się powoli, to Michael decydował o tempie, gdyż jego nogi były
dłuższe. Camilla miała ochotę odepchnąć się mocno i rozbujać do oporu, ponieważ dzień był
przepiękny, a Michael, najbardziej atrakcyjny mężczyzna, jakiego znała, siedział tuż obok.
- Długo już tu jesteś? - spytała.
- Nie, właśnie wróciłem do domu. Byłem w mieście.
I spojrzał na Camillę swymi zielonymi oczami.
- Camillo, czy masz stałego chłopaka?
- Nie - odparła szybko, a on się uśmiechnął.
- To dobrze - stwierdził i choć zawahał się przez chwilę, nie dodał nic więcej.
- Dlaczego to dobrze? - spytała Camilla, nie mogąc się doczekać wyjaśnienia.
- Nie rozumiesz? - zdziwił się, nie patrząc na nią.
Dziewczyna zadrżała.
- Nie.
- Czy nic nie pamiętasz z czasów, kiedy tu mieszkałaś?
- Przeciwnie, niczego nie zapomniałam. Jak na przykład tego, że ty pierwszy przestałeś
się ze mną bawić, ale to było całkiem naturalne. Pózniej jednak przestałeś także ze mną
rozmawiać. Unikałeś mnie.
- Tak, właśnie - potwierdził znacząco.
- Czy to także było naturalne?
Michael pochylił się do przodu, wpatrując się w ziemię.
- Czy nigdy nie zrozumiałaś, dlaczego?
- Nie, to było przykre, kiedy czułam, że mnie unikasz.
- Musiałem tak się zachowywać. Byłaś... niepełnoletnia, a ja...
Serce jej biło coraz szybciej.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Chciałem... nie, lepiej zapomnij o tym.
- Nie - zaprotestowała śmiało Camilla. - Dlaczego zacząłeś teraz o tym mówić?
Chłopak odchylił się do tyłu.
- Ponieważ nic się nie zmieniło, Camillo. Wtedy darzyłem cię silnym uczuciem. A kiedy
tu przyjechałaś, najpierw zrobiło mi się ciebie żal... i nagle wczoraj wróciłaś do domu jak
odmieniona. Camillo, ja...
Nagle Camilla, sama nie wiedząc, jak to się stało, znalazła się w jego ramionach.
Poczuła jego wargi na swoich. Boski, nieosiągalny Michael - oszołomiona przyjęła biernie jego
pocałunek, nie odwzajemniając go. Nie mogła zebrać myśli, opanować uczuć. Wszystko stało
siÄ™ zbyt szybko.
Przytulił swój policzek do jej policzka.
- Myślę poważnie, Camillo - szeptał. - Pozwól mi się tobą zaopiekować... na całe życie.
Jestem... jestem taki zagubiony, nie miałem pojęcia, że mogę odczuwać to w ten sposób, nie
wierzyłem, że kiedykolwiek zapragnę się ożenić, ale teraz tego chcę, Camillo!
Michael... jej młodzieńcze marzenie. Jakby stworzony do tego, aby o nim marzyć, lecz
Camilla nigdy nawet nie dopuszczała myśli, że te marzenia mogą się spełnić. Czy Michael był
jej przyjacielem spotkanym dawno temu w korytarzu? To chyba zbyt piękne, aby mogło być
prawdziwe. Camilla wiedziała, że potrzebuje czasu, żeby oswoić się z myślą o przyszłości z
Michaelem.
Ale potem... potem, kiedy już zaakceptuje takie rozwiązanie... To raj!
Po chwili odsunął ją od siebie. Michael, ten młody człowiek ze słonecznym blaskiem
we włosach, jasnymi zielonymi oczyma, białymi zębami i złocistobrązową skórą. Piękny aż do
bólu.
- Camillo, chcesz? Powiedz, że... do diabła, idzie Phillip. Co tu robi ta zimna ryba?
Zastanów się nad tym, Camillo!
Puścił ją i spiesznie ruszył do domu.
Camilla została sama na huśtawce, ciągle jeszcze czuła zawrót głowy. Kiedy Phillip
zbliżył się do niej, miała ochotę rzucić w niego czymś ciężkim.
- Dziękuję, że uratowałaś moje orchidee - zaczął powoli łagodnym głosem. - Zazwyczaj
o nich nie zapominam, ale wczoraj wszystko potoczyło się tak szybko.
Jeszcze oszołomiona po zaskakującym wyznaniu miłosnym Michaela, odrzekła:
- Ach, nie ma za co, nie było to takie trudne...
Przyglądał się jej zamyślony.
- Greger mówił, że miałaś dziś w nocy wypadek, że coś się stało ze starym piecem
kaflowym. Chyba ma rację, że to samoistne zapalenie. Och, ta Helena i jej całe to malarstwo...
Usiadł na huśtawce na miejscu Michaela i Camilli nie wypadało teraz odejść. Została na
swoim miejscu, lecz nie było to już to samo. Phillip to naprawdę zimna ryba. Camilla nigdy nie
potrafiła go rozgryzć.
- Tak, myślę, że to brzmi całkiem prawdopodobnie. Nigdy nie wierzyłam w tę szaloną
teorię o usiłowaniu morderstwa...
- Usiłowanie morderstwa? Tutaj?
- Powiedziałam, że w to nie wierzę.
Phillip przyglądał się Camilli w zamyśleniu. Nagle dziewczyna wyrzuciła z siebie to, co
nie dawało jej spokoju, od kiedy tu przyjechała.
- Czy możesz mi powiedzieć, ile osób wÅ‚aÅ›ciwie mieszka w Liljegården?
Jego zdziwienie wydawało się szczere:
- Chyba wiesz?
- Ty, twoi trzej bracia i Helena. Czy nie ma tu nikogo więcej?
- Nie, kto, na Boga, mógłby to być? Pani Johnsen? Ona tu nie mieszka.
- Nie, nie myślałam o pani Johnsen.
Opanowała przemożną potrzebę spojrzenia na małe okienko nad wejściem.
- Nie, już nic, Phillipie. Nie przejmuj się tym. O, widzę, że jabłoń nadal tu stoi.
- Pewnie. Helena jest histeryczką. Nie ma takiego pośpiechu z pozbyciem się tego
biednego drzewa.
Camilla roześmiała się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]