[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niem. - Twój akt.
- Bardzo mi to pochlebia, ale pozowanie na nagusa... Nie, to mi się nie podoba, i
wcale nie chodzi o to, jak dobrą jesteś malarką.
- Wymiękasz? - Złapała garść piany i osadziła mu ją na czubku nosa. - Przecież nie
zamierzam wystawiać tego obrazu w jakiejś londyńskiej galerii.
- Ani w londyńskiej, ani w żadnej innej galerii nie będzie wisiał goły Jakob An-
dersen - stwierdził z uśmiechem. - Poza tym to ty jesteś mi winna fanta.
Udzieliło się jej jego rozbawienie, poczuła się swobodna i radosna. Zdjęła koszulę i
założyła ramiona pod piersiami.
- To wystarczy?
- Nie całkiem, ale widok pierwsza klasa. - Uniósł ją i włożył do wanny.
Chciał coś jeszcze dodać, jednak tylko otworzył drzwi łazienki i zgasił górne świa-
tło. Dopiero wtedy się rozebrał.
W półmroku z zachwytem patrzyła na jego sylwetkę.
- Muszę cię namalować, Jake. Po prostu muszę!
- Już mówiłem, że nie jestem modelem. Trochę mi chłodno. Posuń się.
Wszedł do wanny, usiadł za plecami Lydii i przyciągnął ją do siebie. Rozkoszowali
się swoją bliskością, gdy nagle rozległo się pukanie.
Jake wyskoczył z wanny i otulony ręcznikiem, otworzył drzwi wejściowe. Po
chwili wrócił z jednym kieliszkiem i butelką szampana, który byłby drogi w Anglii, a ile
kosztował w Norwegii, nawet lepiej nie wspominać.
- Kompletna dekadencja - oświadczyła Lydia, gdy Jake przysunął jej do ust kieli-
szek.
- Brakuje jedynie świeczek. Zadbam o to następnym razem.
R
L
T
- Trzymam cię za słowo.
Popijali z jednego kieliszka szampana, pogadywali leniwie, doprawdy, czysta de-
kadencja.
Wreszcie Jake wyszedł z wody, owinął biodra ręcznikiem, pomógł Lydii wydostać
się z wanny okrył ją puszystym białym szlafrokiem. Poszli do salonu, gdzie stół był za-
stawiony serami, sałatkami, wędlinami, pieczywem, rakami.
Ucztowali z zapałem, wreszcie Jake powiedział:
- A teraz ja, ty i łóżko... Chyba że wolisz już wrócić do siebie?
- Nie wiem jak ty, ale nie wyobrażam sobie gorącego romansu w oddzielnych po-
kojach.
- Chyba że zabawilibyśmy się w seks przez telefon - odparł Jake. - Mógłbym skła-
dać ci masę bezwstydnych propozycji.
- Jednak wolę seks w realu. Poza tym wciąż jestem ci winna fanta. To będą gwiaz-
dy, cała masa gwiazd.
- Gwiazdy?
- Zobaczysz całą galaktykę, jak ja dzięki tobie zobaczyłam ją wcześniej...
R
L
T
ROZDZIAA PITY
- Lydia, pora wstawać.
Przewróciła się na plecy, leniwie ogarniając się od pocałunków Jake'a.
- Która godzina?
- Wpół do ósmej.
Zerknęła za okno.
- Jeszcze ciemno.
- Ciesz się, bo nie pada. Zaraz będzie piękny wschód słońca. Wstawaj. Czas na
prysznic.
- Wspólny?
Jake zawahał się, zaraz jednak odparł z luzackim uśmiechem:
- Niezły pomysł.
Nie pojmowała, dlaczego Jake chwilami stawał się dziwnie nieśmiały. Przecież
kochali się jak szaleni, potem nago spali wtuleni w siebie. Tyle że w ciemności, a kąpali
się w półmroku.
Poszedł pierwszy do łazienki. W kabinie prysznicowej Lydia zaczęła rozprowadzać
pianę po piersiach Jake'a. Czuła, jak narasta w nim podniecenie.
Jednak powstrzymał jej dłonie, gdy zaczęły schodzić niżej.
- Jesteś absolutnie zniewalająca - pocałował ją w usta - i kusi mnie, by podnieść cię
i oprzeć o ścianę, ale przez to straciłabyś wschód słońca. Musimy się pośpieszyć.
Po chwili wyszli z łazienki.
- Ile czasu będziesz się ubierać? Strój swobodny, przecież jesteśmy na wagarach.
- Pójdzie migiem. No, trochę czasu zabierze makijaż.
- Nie potrzebujesz go - oznajmił autorytatywnie. - Jesteś piękna bez niego, w ogóle
cudownie wyglądasz w lekkim nieładzie. Wyjątkowo seksownie.
Bardziej przywykła do krytyki niż do komplementów, ale zamiast zażenowania czy
skrępowania poczuła się cudownie dowartościowana. To, że ktoś tak niezwykły jak Jake
Andersen był dla niej serdeczny i miły, sprawiało, że jej dusza śpiewała.
R
L
T
Nie każdy przecież musiał być taki jak Robbie. Nadszedł wreszcie czas zapomnieć
o tamtym zdarzeniu.
- Wystarczy mi pięć minut. - Włożyła szlafrok i pognała do swojego pokoju.
Dokładnie po pięciu minutach Jake zapukał do jej drzwi.
Po raz pierwszy zobaczyła go w dżinsach i czarnym kaszmirowym swetrze z wy-
cięciem w serek. W garniturze Jake wyglądał przystojnie, ale niedostępnie, za to w co-
dziennym ubraniu wyglądał jak wiking, szczególnie że nie zdążył się ogolić.
- Idziemy na śniadanie. Masz aparat fotograficzny? Bo zobaczysz coś niezwykłego.
W restauracji Jake wybrał stolik przy oknie z widokiem na miasto.
- Czy dasz się skusić i zjesz to samo co ja?
- Jasne.
Kilka minut pózniej kelnerka przyniosła gorącą czekoladę i stos gofrów.
- W kształcie serc. Bardzo romantyczne - z uśmiechem skomentowała Lydia.
- To typowy kształt norweskich gofrów. Dodaje się powidła i zsiadłą śmietanę. -
Skosztował. - Niezłe, choć nie takie jak mojej babci.
Też jej smakowało.
- Z czego są te powidła?
- Z maliny moroszki występującej tylko w Skandynawii. Oczywiście teraz nie ma
świeżych, ale w sezonie są fantastyczne.
Wierzyła mu, ale gdy maliny dojrzeją latem, ona i Jake będą w zupełnie innych
miejscach, z pewnością nie razem.
Odsunęła od siebie te myśli. Mieli żyć chwilą, cieszyć się ze wspólnego tygodnia i
rozstać się bez żalu i pretensji.
Byli sami w restauracji, więc posadził sobie Lydię na kolanach.
- A teraz patrz.
Na horyzoncie niebo zaczęło się mienić różowymi, żółtymi i fioletowymi wstęga-
mi. Podświetlone słońcem chmury wyglądały, jakby ich krawędzie były ze szczerego
złota. A cała ta feeria barw odbijała się w wodach fiordu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl