[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Gdyby jej uległ, nigdzie by już nie poszedł. Obudzi-
ła w nim tęsknoty, które tłumił przez całe lata,
nauczony gorzkimi doświadczeniami młodości. Po-
stanowił zwalczyć je jak najprędzej, żeby uniknąć
komplikacji w przyszłości.
PARYSKA PRZYGODA 99
 Przykro mi, Emmo, muszę już iść. Jestem
spózniony prawie dwadzieścia minut.
 Nie będę cię zatrzymywać  powiedziała
z uśmiechem, chociaż serce zamierało jej z roz-
paczy. Już za nim tęskniła. Podniosła walizkę z zie-
mi.  Dziękuję, że zabrałeś mnie do Paryża. Zapa-
miętam tę wyprawę do końca życia.
Piers patrzył, jak zmierza ku wyjściu wraz z ca-
łym tłumem pasażerów. W tym momencie powinien
poczuć ulgę. Nic takiego nie nastąpiło. Ogarnęło go
zupełnie inne, zgoła niepożądane uczucie.
ROZDZIAL DZIEWITY
Emma siedziała na ławce przed salą reanimacyj-
ną. Za zamkniętymi drzwiami lekarze i pielęgniarki
walczyli o życie jej babci. Obawiała się najgor-
szego. Zapach środków dezynfekcyjnych i widok
pustego, cichego korytarza przyprawiały ją o za-
wroty głowy. Wyłamywała palce z nerwów i po-
wtarzała sobie, że musi być silna i zachować spokój.
Jeszcze dwa dni temu cierpiała męki po chłodnym,
bezosobowym rozstaniu z Piersem. Nie pozostało
jej nic innego jak tylko pogodzić się z myślą, że
prawdopodobnie nigdy więcej go nie zobaczy. Wró-
ciła do pracy i wykonywała swoje codzienne obo-
wiązki najlepiej, jak potrafiła. Tylko świadomość,
że ma przy sobie dobrą, kochającą babunię trzymała
ją przy życiu. Dzięki jej miłości uczucie osamot-
nienia nie doskwierało aż tak bardzo. Mogła liczyć
na jej zrozumienie i wsparcie w najtrudniejszych
chwilach. Teraz wyglądało na to, że i ją utraci.
Dwie godziny wcześniej odebrała w pracy telefo-
niczną wiadomość, że Helen Robards dostała zawa-
łu serca. Liz przywiozła ją na oddział intensywnej
terapii. Zostawiła półprzytomną z przerażenia pra-
PARYSKA PRZYGODA 101
cownicę pod drzwiami i poszła po kawę, żeby ją
trochę wzmocnić. Emma na próżno próbowała ode-
gnać złe przeczucia. Usłyszała stukanie obcasów.
Wstała i spojrzała w głąb długiego, zimnego koryta-
rza. Liz podeszła do niej z dwoma plastikowymi
kubkami w rękach. Wręczyła jej jeden z nich.
 Masz jakieś wiadomości?  Upiła łyk i z nie-
pokojem spojrzała na szklane, wahadłowe drzwi.
 Jeszcze nie  wyszeptała Emma w poczuciu
bezradności. Nie pozostało jej nic innego, jak tylko
modlić się o zachowanie najukochańszej osoby przy
życiu.
 Nie traćmy nadziei  pocieszała Liz.  Pamię-
taj, że twoja babcia to wyjątkowo silna osoba.
 Za długo czekałyśmy. Serce nie wytrzymało.
Nie stać mnie było na sfinansowanie operacji w pry-
watnej klinice. Gdybym mogła sobie pozwolić na
opłacenie kosztów, nie zwlekałabym ani minuty.
 Tylko przypadkiem nie zacznij sobie robić
jakichś wyrzutów  zaprotestowała Liz.  Nie znam
drugiej młodej osoby, która zrezygnowałaby z życia
prywatnego i poświęciła każdą chwilę na opiekę nad
schorowaną staruszką. Podziwiam twoje poświęce-
nie i nie chcę, żebyś dokładała sobie zmartwień.
Emma nadludzkim wysiłkiem powstrzymywała
łzy. Pamiętała z dzieciństwa, jak ojciec zarzucał
matce brak odporności psychicznej. Emma postano-
wiła, że przetrzyma wszelkie trudności. Musi być
silna. Jeżeli Helen Robards przeżyje, będzie po-
trzebowała opieki. Do tej pory Emma radziła sobie
102 MAGGIE COX
sama. Teraz też podoła obowiązkom. I nie popadnie
w zależność od żadnego mężczyzny. Za nic w świe-
cie nie poprosi Piersa Redfielda o pomoc, nawet
jeżeli nosi w łonie jego dziecko.
 Planowałam remont w czasie operacji babci.
Kupiłam już nawet farby i pędzle...  przerwała
i popatrzyła w głąb sterylnego, szpitalnego koryta-
rza. Przemknęło jej przez głowę, że Helen Robards
może już nigdy nie zobaczy swojego odnowionego
domku, a ona zostanie zupełnie sama na świecie.
Strach powrócił.
Zaskrzypiały drzwi. Obydwie kobiety zwróciły
głowy w tamtym kierunku. Podszedł do nich doktor
Lau, który przyjmował panią Robards na oddział.
Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, lecz Emma
przeczuła, że przynosi najgorszą z możliwych wia-
domości.
 Bardzo mi przykro, panno Robards. Nie zdoła-
liśmy uratować pacjentki. Serce nie wytrzymało.
 Dziękuję za wasze starania  zdołała wyszep-
tać wyschniętymi wargami. Kręciło jej się w głowie.
Liz zaprowadziła ją z powrotem na ławkę. Drżą-
cymi dłońmi przyłożyła jej kubek z kawą do ust.
 Proszę tu zaczekać kilka minut. Przyślę do
pani pielęgniarkę. Poinformuje panią, jakie formal-
ności należy załatwić  powiedział doktor Lau.
 Zostanę z nią  zapewniła Liz. Pomyślała, że
odetchnął z ulgą, że Emma nie zemdlała po otrzy-
maniu tragicznej wiadomości. Współczesny świat
nie toleruje słabości. Zasady współżycia społecz-
PARYSKA PRZYGODA 103
nego wymagają ukrywania uczuć niezależnie od
tego, jak ciężko los doświadczy człowieka. Położyła
Emmie rękę na ramieniu.  Nie powstrzymuj łez,
masz prawo do płaczu.
 Nie czas teraz rozpaczać, muszę załatwić wie-
le spraw. Zaraz przyjdzie pielęgniarka  odrzekła
bezbarwnym głosem. Wstała i zaczęła chodzić w tę
i z powrotem po korytarzu.
Liz pozostała na miejscu. Westchnęła ciężko.
Mogła tylko bezradnie patrzeć na cierpienie przyja-
ciółki.
 Pamiętaj, że jeśli zechcesz porozmawiać, za-
wsze cię wysłucham.
Trzy dni po pogrzebie przyszedł do niej Law-
rence. Obejrzał stertę rzeczy do prasowania na sofie
i nieotwartą korespondencję na nocnym stoliku.
W końcu zajrzał do dzbanka z zimną kawą.
 Jadłaś coś dzisiaj?
 Czy coś jadłam?  powtórzyła i potarła obolałe
skronie. Wzięła do ręki pogniecioną bluzkę.  Tak,
płatki śniadaniowe na mleku i grzanki. Chyba wczo-
raj, nie pamiętam...
 Zostaw to!  Lawrence wyrwał jej z ręki
bluzkę i rzucił z powrotem na sofę.  Pójdziesz do
mnie na kolację.
Emma popatrzyła ze zdziwieniem w błękitne oczy
sąsiada. Dopiero teraz zauważyła, jak bardzo przypo-
mina Piersa, zwłaszcza gdy jest zdenerwowany. I jak
łatwo przychodzi mu wydawanie poleceń. Wzruszyła
104 MAGGIE COX
ją jego troska. Była mu wdzięczna, że o niej pomyś-
lał, ale zdecydowanie nie mogła uniknąć prasowania.
Zawsze starała się wyglądać schludnie. Po śmierci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl