[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Chciałam to wyjaśnić panu Honeywellowi, kiedy pan się wmieszał.
Niepewny wyraz twarzy Harry'ego i zmieszanie widoczne w jego oczach
podziałały na Lucindę jak balsam. Bezzwłocznie wykorzystała przewagę.
- Chciałam tylko sprawdzić, czy goście działają w dobrej wierze, korzystając z
mojej gospody. Nawet pan musi przyznać, że mam do tego prawo. Ani pan, ani pan
Honeywell nie powinniście traktować mnie jak dziecko, które nie wie, co jest
właściwe, a co nie! A poza tym, drogi panie, nie na leżało mi grozić. - Podniosła
dumnie głowę. - Chcę usłyszeć słowo przepraszam" za pańskie zachowanie
niegodne dżentelmena.
Reakcją na jej żądanie było milczenie. Harry przyglądał się jej przez dłuższą
chwilę.
- Proponuję, droga pani, by opanowała pani wzburzenie. Moje zachowanie
przez cały dzisiejszy ranek było jak najbardziej godne dżentelmena.
- Tak pan uważa?
- Przyznaję, że zarówno ja, jak i Honeywell wyciągnęliśmy pochopne wnioski.
Za to panią przepraszam. Jednak co do reszty... Obawiam się, że musi pani
zrozumieć, że były nader ważkie powody...
- Powody? Jakie, jeśli wolno spytać?
Ano takie, że on, wiedziony nieodpartym impulsem pragnął ją chronić, zadbać
o jej bezpieczeństwo. Zwiadomy tej prawdy Harry spojrzał w błękitne oczy, a potem
na usta -czerwone, pełne i z lekka rozchylone. Wiedziony wewnętrznym przymusem i
świadomy tego, że Lucinda oddycha bardzo szybko, a jemu samemu serce wali jak
młotem, Harry wyciągnął rękę i jednym palcem delikatnie przeciągnął po jej dolnej
wardze.
Dreszcz, który wstrząsnął Lucindą, poruszył go do głębi.
Wezbrało w nim pożądanie. Usiłował je opanować. Próbował odetchnąć,
próbował się cofnąć, lecz nie był w stanie tego uczynić.
Za drzwiami rozległy się kroki, skrzypnęła deska w podłodze.
Harry błyskawicznie pochylił się i dotknął ustami jej warg w pieszczocie tak
krótkiej, że zaledwie zdołał zarejestrować delikatne poruszenie jej warg pod swoimi.
Gdy drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Honeywell, Harry stał przy
kominku, w odległości kilku jardów od Lucindy. Oberżysta nie zauważył niczego
niezwykłego. Położył ciężkie księgi na stole i spojrzał na Lucindę wzrokiem pełnym
nadziei.
Wahała się przez chwilę, starając się opanować emocje, a następnie ruszyła w
kierunku stołu z miną tak wyniosłą, że pan Honeywell zamrugał oczyma.
- Tylko liczby dotyczące bieżącego roku, proszę.
Oberżysta pospieszył spełnić jej żądanie.
Pochylając się nad księgami, Lucinda starała się uspokoić nerwy wzburzone
tym zbyt krótkotrwałym pocałunkiem, a także bliskością Harry'ego. Przez moment
wydawało jej się, że świat naokoło niej wiruje jak szalony, odsunęła więc od siebie
wspomnienia i skupiła się na liczbach. Po półgodzinie podniosła znad nich głowę z
zadowoleniem. W tej chwili panowała już nad sobą całkowicie i czuła się na siłach,
by prowadzić niezobowiązującą rozmowę podczas drogi powrotnej na Audley Street.
Harry odpowiadał na jej pytania, ale poza tym nie angażował się w tę
rozmowę, pozwalając jej mówić. Gdy znalezli się przed domem Em, Lucinda czuła,
że poszło jej bardzo dobrze.
Harry pomógł jej wysiąść, a ona, stojąc już obok kariolki, powiedziała:
- Bardzo jestem panu wdzięczna za opiekę, panie Lester.
I z czymś, co uważała za chwalebny hart ducha, powstrzymała się od
wszelkich dalszych komentarzy.
- Naprawdę?
Harry popatrzył na nią pytająco.
- Naprawdę.
- W takim razie proszę powiedzieć Fergusowi, żeby mnie poinformował,
kiedy pani życzy sobie skontrolować kolejną gospodę - rzekł, obejmując jej kibić.
Lucinda czuła ciepło jego dłoni i pomyślała, że tamten króciutki pocałunek był
pierwszą oznaką, że zwycięstwo jest możliwe. Postanowiła wytrwale do niego dążyć.
Jeżeli raz przełamała jego opór, uda jej się to ponownie.
- Nie mogę zabierać panu tyle czasu - powiedziała, spuszczając oczy.
Harry zmarszczył brwi.
- Nie mam nic przeciwko temu, żeby mi go pani zabierała - odrzekł, a potem
dodał, przypomniawszy sobie o ostrożności: - Mówiłem już przedtem, że skoro jest
pani gościem mojej ciotki, i to wskutek mojej namowy, to jestem pani winien opiekę.
Wydawało mu się, że słyszy zniecierpliwione hm!". Powstrzymując uśmiech,
odwrócił głowę i napotkał współczujące spojrzenie Dawlisha.
Następnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy puścił kibić Lucindy, cofnął
się o krok i podał jej ramię, a potem, ignorując przeczucia swego wiernego giermka,
poprowadził ją rycersko po schodach.
Czekając, aż Fergus otworzy drzwi, Lucinda uniosła wzrok i dostrzegła
wymianę spojrzeń między Harrym a Dawlishem.
- Dawlish wydaje się bardzo przygnębiony. Czy coś się stało?
- Nie, nie jest przyzwyczajony do tak wczesnego wstawania.
- O! - zdziwiła się Lucinda.
- Au revoir, droga pani.
Przekraczając próg, Lucinda obejrzała się i posłała Harry'emu uśmiech -
łagodny, kuszący uśmiech uwodzicielki. A potem powoli ruszyła w stronę schodów.
Całkowicie zahipnotyzowany Harry stał i patrzył za nią, a ona szła, kołysząc lekko
biodrami.
- Proszę pana?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]