[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak przedstawiła sprawę, \eby nie stawiać trenera Forestera w
niezręcznej sytuacji.
- Mój Bo\e, nie... - Amanda była wstrząśnięta historią Bethany i
bez trudu wyobraziła sobie, co musiał wówczas czuć Matt.
- Mama nigdy nie pogodziła się z jej śmiercią - westchnął
smutno. - A ja spędziłem w domu jeszcze kolejny rok. Dłu\ej nie
mogłem \yć pod jednym dachem z ojcem. W wakacje, po których
miałem rozpocząć naukę w ostatniej klasie szkoły średniej, uciekłem i
zaciągnąłem się do wojska. Musiałem, rzecz jasna, dodać sobie parę
lat. Nigdy więcej nie wróciłem do Tarentem. Co więcej, moja noga
nigdy ju\ nie przekroczyła granicy stanu Georgia.
- Matt... - Amanda nie wiedziała, co powiedzieć, w jaki sposób
go pocieszyć. Jedyne, co mogła teraz zrobić, to przytulić go i
zapewnić, \e w tym, co się stało, nie było jego winy.
Został w jej objęciach przez chwilę, po czym odsunął się
stanowczo. Zauwa\yła, \e jego oczy się zaszkliły, choć usilnie starał
się powstrzymać łzy. Widocznie ojciec wbił mu do głowy, \e
prawdziwi mę\czyzni nie płaczą. I \e rodzinnych brudów nie wolno
prać publicznie.
Utwierdziła się w tym przekonaniu, kiedy odwrócił się i bez
słowa wybiegł z domku, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Widziała,
jak wbiegł pomiędzy gęste zarośla, ale nie zawołała go. Wiedziała, \e
chce zostać sam. Patrzyła za nim smutno, a potem odwróciła się i
poszła w przeciwnym kierunku. Wkrótce natknęła się na górski potok,
którego szmer usłyszała zaraz po przyjezdzie. Pochyliła się nad nim,
zanurzyła obie dłonie w lodowatej wodzie i starannie przemyła nią
twarz.
Jeszcze niedawno koniecznie chciała wiedzieć, co kierowało
Mattem, \e tak desperacko zmusił ją do ucieczki. Teraz wszystko stało
się jasne. W tej sprawie wcale nie chodziło o nią. Po prostu, kiedy
usłyszał rozmowę Logana z Hewittem, przed oczyma stanęła mu
tamta scena sprzed lat. Samotna kobieta w cią\y, której nie potrafił
pomóc... Tym razem postanowił podjąć właściwą decyzję i w ten
sposób naprawić swój błąd sprzed łat.
Poczuła ukłucie w sercu. Có\, dobrze, \e przynajmniej w porę
dowiedziała się całej prawdy. Dzięki temu będzie jej łatwiej pogodzić
się z myślą, \e jego działaniem nie kierowały jednak \adne uczucia do
niej.
Odwróciła się i powolnym krokiem ruszyła do ukrytego między
drzewami samochodu. Otworzyła baga\nik i wyjęła z niego niewielki
plecaczek. Od czasu kiedy w drodze zaskoczyła ją powódz, zawsze
woziła ze sobą ubranie na zmianę i niewielki zapas \ywności.
W drodze do domku zjadła garść suszonych owoców, a kiedy
tylko znalazła się w środku, szybko zrzuciła z siebie koszulę nocną i
nało\yła koszulę w kratę i d\insy.
Matt gdzieś zniknął, co jednak wcale jej nie zmartwiło. Do tej
pory \yła w odrealnionym świecie marzeń, w którym nader często się
pojawiał. A teraz nadszedł czas, by wrócić do rzeczywistości.
Poło\yła pistolet na blacie kuchennym i zabrała się do
przeszukiwania kredensu. Okazało się, \e jest zupełnie niezle
zaopatrzony. Z mleka w proszku, wody i płatków owsianych na
kuchence gazowej ugotowała owsiankę, do której dosypała tak\e
trochę suszonych owoców.
Kiedy usłyszała zbli\ające się kroki, odruchowo poło\yła dłoń na
pistolecie i odwróciła głowę. W progu stanął Matt. Przez dłu\szą
chwilę przyglądał jej się uwa\nie.
- Byłabyś świetnym \ołnierzem - przyznał.
- Ojciec nauczył mnie, \e na pustkowiu trzeba być bardzo
ostro\nym.
- Cieszę się - odparł i wymownie pociągnął nosem. Zwabiony
smakowitym zapachem podszedł do stojącego na kuchence garnka. -
Jak to zrobiłaś? - w jego głosie zabrzmiał szczery podziw.
- Znalazłam co nieco w kredensie, a resztę miałam w
samochodzie.
- Widzę, \e ubranie tak\e.
- Owszem. - Sięgnęła do plecaka i wyjęła z niego plastikowe
ły\eczki. - Niestety, nie mam kawy. Kofeina szkodzi dziecku.
- W porządku. Dla mnie te\ na razie kawa chyba raczej nie jest
wskazana.
Amanda znowu poczuła, \e się rumieni.
- Nawet nie zapytałam cię, jak się dziś czujesz - wyszeptała
zawstydzona.
- Mieliśmy inny temat do rozmowy.
- A więc jak twoja głowa?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]