[ Pobierz całość w formacie PDF ]

łkanie. Marnie zamarła, gdy usłyszała znajomy męski głos.
_ Podpisz! - padła komenda. - Podpisz to natychmiast! Dziewczyna zbladła, zdając sobie sprawę ze
swojej bezradności i z tego, w czyich rękach znalazła się Ariana. Przełknęła ślinę przez zaciśnięte
gardło, gdy usłyszała wyrazny świst bata i kolejny żałosny krzyk. Odwróciła się na pięcie i pobiegła
do pokoju przyjaciółki. Podeszła do kominka i musiała się skupić, żeby opanować drżenie rąk.
Dopiero przy trzeciej próbie udało jej się zapalić świecę. Odruchowo zaczęła szeptać modlitwę
różańca, przesuwając jedną ręką paciorki, a drugą wzięła świecę i zaniosła ją na okno wychodzące
na plac.
Wiedziała, że nawet jeszcze nie było południa. Prawdopodobnie słaby płomyk świecy nie był
dostrzegalny przez szybę w blasku słońca, z tego też zdawała sobie sprawę. Jednak kiedy postawiła
na parapecie świecznik, dostrzegła wielkiego kudłatego psa, ciągnącego chłopca, który machnął jej
ręką na pozdrowienie, i Mamie zrozumiała, że stał się cud.
20
Ian wzdychał ciężko i co chwilę patrzył to na planszę do gry w trik-traka, to na zegar stojący w
kącie.
- Która godzina? - zapytał wpatrzony w planszę.
- Cztery minuty pózniej niż wtedy, kiedy pytałeś ostatnio - odparł ze złością Sean. - Piętnaście po
dwunastej.
- Twój rzut - powiedział lan.
Sean zaklął po celtycku i sięgnął po kostkę. Wiedział, że brat denerwuje się nie mniej niż on, gdyż
już dwie godziny czekali na wieści od chłopaka .. Pozorne opanowanie lana podczas tej
bezsensownej gry było tylko sposobem na koncenntrację. Sean wiedział, że sam powinien się
zdobyć na taki wysiłek, ale czuł się winny, że sprawy przybrały taki bieg, i nie mógł sobie z tym
poradzić.
Za każdym razem, gdy myślał o Arianie uwikłanej w brudne machinacje jej matki, miał ochotę
krzyczeć z wściekłości. Starał się nie myśleć o tej słodkiej, niewinnej dziewczynie i śliniącym się
Pritchardzie, gdyż nachodziła go chęć, żeby wyrwać gardło draniowi, a nie pora była na
poddawanie się takim emocjom.
Gdyby Arianie coś się stało, przyjdzie na to czas pózniej, obiecał sobie.
Kiedy brat odchrząknął, spojrzał na planszę i westchnął z niezadowoleniem. Ian wygrywał i ...
Nagłe pukanie do drzwi biblioteki poderwało braci na nogi.
- Wejść! - zawołał Sean.
W drzwiach stanął Jeffers, jak zwykle z godną postawą, ale zanim stateczny majordomus zdążył
otworzyć usta, Terrence Ryan wpadł do biblioteki, a tuż za nim Meave.
- W oknie jest świeca, psze panów - powiedział Terrence, ledwie łapiąc oddech. - Ale nie ma listu.
- Jesteś pewien, chłopcze? - zapytał Sean, podchodząc do biurka.
- Tak - odpar młody Ryan. - Sprawdziłem dwa razy. Kręęciłem się tam przez kilka minut, żeby się
upewnić. A potem prżybiegliśmy prosto tutaj ... - Ciężko oddychając, dodał::Całą drogę biegliśmy.
- Dobry chłopak - powiedział Ian, patrząc, jak brat wyjmuje pistolet z szuflady biurka.
- Jeffers! - zawołał Sean do majordomusa, który wciąż stał w drzwiach. - Czy Henry przygotował
nasze konie?
- Są osiodłane i czekają, sir. Powóz też czeka, tak jak pan kazał. Czy mam ...
- Dobrze - rzucił Sean i włożył kurtkę jezdziecką. - Jego też będziemy potrzebować. - Gdy Jeffers
ukłonił się i wyszedł, zwrócił się do Terrence'a: - Mój brat i ja jedziemy przodem i chcemy, żebyś
pojechał z Meave powozem i pokazał woznicy drogę. Dasz sobie radę?
- Tak, sir - odparł rudzielec, a jego zielone oczy zabłysły z dumą. Polubił i nabrał szacunku do tych
dwóch Irlandczyków, i fakt, że powierzali mu takie zadanie, był największym kommplementem.
Ian również włożył kurtkę jezdziecką. Podszedł do chłopca, położył rękę na jego chudym ramieniu i
powiedział poważnie: - Pamiętasz to miejsce, gdzie mają czekać, chłopcze? Ważne, żeby cię nikt
nie widział.
Terrence kiwnął głową" bo rozmawiali o tym rano, zanim poszedł na spacer z Meave o niezwykłej
porze. Wyglądało na to, że pan Ian postarał się o "przyjaciółkę", której ogród i stajnie wychodziły
na tyły posesji tych Sassenach, których dom obserwował. Pan Ian przekonał ją też, żeby w razie
potrzeby bez zadawania pytań wpuściła ich na podwórze stajni.
Terrence wyciągnął rękę po starą monetę z wizerunkiem świętego Jerzego, którą musiał dać
stajennemu, żeby go wpuścił. Zcisnęło go w gardle. To musiało znaczyć, że ta pani była prawdziwą
Sassenach i miał tylko nadzieję, że można jej zaufać.
Wreszcie wyruszyli. Sean schował pistolet do specjalnie do tego przeznaczonej kieszeni w kurtce. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl