[ Pobierz całość w formacie PDF ]

separacji, ale niewątpliwie spędzaliśmy razem coraz mniej
czasu. Nie protestowałem, gdy Clarissa wybierała się do
Londynu albo do naszego domu tutaj, w Brighton - ciągnął. -
Nawet ją do tego zachęcałem. Nie myślałem o tym, \e
pewnego dnia Clarissa mo\e zwrócić się ku innemu w
poszukiwaniu komplementów i uwagi. D\entelmen, którego
177
zainteresowała swoją osobą, nazywał się John Travers. Pan
Travers miał ciotkę, starą pannę, która mieszkała niedaleko
Courtney Place, co naturalnie okazało się bardzo korzystne dla
nich obojga. Wydajesz się wstrząśnięta - stwierdził, gdy nagle
na nią spojrzał. - Tak, moja \ona miała kochanka. I prawdę
mówiąc, najmilsza, długo podejrzewałem taki stan rzeczy, ale
nie zrobiłem niczego, by go zmienić. To chyba dostatecznie
świadczy o rozpadzie naszego związku. Któregoś dnia
wróciłem do naszego domu w Londynie i przekonałem się, \e
jest prawie pusty. Córka jednego z moich dzier\awców brała
tego dnia ślub i Clarissa pozwoliła słu\bie wziąć udział w
uroczystości. Został tylko kamerdyner, który poinformował
mnie, \e godzinę temu moja \ona w towarzystwie pana
Traversa wyjechała z wizytą do jego ciotki. -Uśmiech Daniela
był bardzo cyniczny. - Clarissa regularnie odwiedzała tę damę,
więc nie zrobiło to na mnie \adnego wra\enia, póki Kendall,
towarzyszący mi w woja\ach, nie powiedział, \e stajenny,
który normalnie woził moją \onę, jest razem ze wszystkimi na
weselu, a koń pana Traversa został w stajni. To mnie
zaintrygowało. Skąd taki pośpiech, \e Travers uznał za
stosowne samemu powozić, zamiast poczekać na powrót
stajennego?
- To znaczy, \e wcale nie jesteś odpowiedzialny za
śmierć \ony - szepnęła Robina.
- Nie powoziłem wtedy, to prawda. Na kozle siedział
Travers. Głupiec wybrał drogę zboczem wzgórza
prawdopodobnie po to, by uniknąć spotkania ze mną. Ale i tak
czuję się częściowo winny temu, co się stało.
- Dlaczego, Danielu? - Robina nie mogła tego zrozumieć.
- Przecie\ wtedy nawet cię tam nie było.
Odpowiedział jej smutnym uśmiechem.
- Ale gdybym był, najmilsza, Clarissa \yłaby do dziś.
Gdybym poświęcał jej więcej czasu i nie zajmował się
wyłącznie swoimi sprawami, nie szukałaby pocieszenia u pana
178
Johna Traversa. W ka\dym razie gdy pojechaliśmy z
Kendallem na miejsce wypadku i obejrzałem rozbity powóz,
natychmiast zrozumiałem, \e Clarissa postanowiła mnie
opuścić. Poleciłem Kendallowi wrócić do domu z baga\em
mojej \ony, by ludzie sądzili, \e planowała tylko wizytę u
ciotki Traversa, chocia\ sam ani przez chwilę nie miałem
wątpliwości co do jej rzeczywistych zamiarów. Poleciłem te\
Kendallowi mówić, \e wróciłem do domu jeszcze przed
wyjazdem Clarissy i \e to ja powoziłem.
- Nie chciałeś, \eby ludzie dowiedzieli się prawdy -
zgadła Robina, gdy znowu zamilkł. - Chyba mogę to
zrozumieć, Danielu.
- Nie chodziło mi tak bardzo o siebie, najmilsza, chocia\
przyznaję, \e moja duma bardzo ucierpiała, gdy przekonałem
się, \e Clarissa woli Traversa ni\ mnie. Podejmując decyzję,
myślałem przede wszystkim o córkach. Nie chciałem, \eby
dobre imię Clarissy ucierpiało ani by dzieci dowiedziały się, \e
mama zamierzała je opuścić. Wszyscy, nie wykluczając mojej
matki, uwa\ali, \e miałem bardzo udane mał\eństwo, a ja
podtrzymywałem to przekonanie. Prawdę znali tylko Kendall,
mój kamerdyner, i mój przyjaciel Merrell, który tego dnia
przyjechał ze mną z Londynu... A teraz znasz ją jeszcze ty.
- I nikt nigdy jej ode mnie nie pozna - zapewniła,
szczęśliwa, \e Daniel postanowił obdarzyć ją zaufaniem
- W to nie wątpię. - Znów spojrzał na Robinę z wielką
czułością i ją pocałował. - I pomyśleć, \e w końcu za namową
przyjaciół postanowiłem dla dobra córek o\enić się ponownie.
Pojechałem do Londynu i znalazłem tam uroczą, posłuszną
pannę, córkę pastora z Abbot Quincey. No, mo\e nie tak
bardzo posłuszną, skoro uwa\ała, \e o wyborze mę\a powinna
zdecydować ona sama, a nie jej matka - za\artował - ale w
ka\dym razie była to dla mnie wymarzona kandydatka.
179
- Tak bardzo się cieszę, \e mój przyszły mą\ jest gotów
przyjąć mnie ze wszystkimi moimi wadami -odrzekła, starając
się utrzymać pogodny nastrój.
- Czy chcesz powiedzieć, \e mnie poślubisz, i to
wkrótce?
- Tak szybko, jak tylko sobie \yczysz, najmilszy. -
Roześmiała się wesoło. - Zobaczysz, jaka umiem być
posłuszna, kiedy chcę.
- Miejmy nadzieję, \e po weselu te\ zechcesz mi tego
dowieść. - Nagle spowa\niał. - Wiesz, Clarissa i ja mieliśmy
olbrzymie wesele w Londynie. Wolałbym tego nie powtarzać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl