[ Pobierz całość w formacie PDF ]

W południa najleniwsze
Dziękuję ci za wszystkie dni
Od innych dni szczęśliwsze
Dziękuję ci, napijmy się
Za wszystko, co cię spotka
Aby zły los ominął cię
I menancholii otchłań
Już nie zazdroszczę wcale tej
Która na ciebie czeka
Napijmy się, będzie nam lżej
Spójrz - wino się uśmiecha
Rozumiem
str. 70
Ja nie jestem tą
Potrzebną nade wszystko
Wiem
Ona czeka
Niech poczeka
Koniec wieczoru blisko
Rozumiem
Zdajesz się na wiatr
Do nowych portów płyniesz
Napijmy się do dna
Do dna
Niczemu nikt nie winien
Tak trudno nam powiedzieć - dość
I inną miłość przeczuć
Jest cisza jako trzeci gość
W nasz pożegnalny wieczór
Przebacz!
Ona: Przez moje noce zamieszkałe
Zawsze pragnącym czyimś ciałem
Nie miałem czasu
Nie wymyśliłam
Ciebie
Kochany
On: Nie trzeba
Ona: Przebacz
On: Przez moje drogi kołowate
Gdzie szukam dobrej zgody ze światem
Nie byłem święty
Niejeden kwiatek
Wgniotłem
W murawę
Ona: Nie trzeba
On: Przebacz
Ona: Sprzeniewierzyłam wiele twego
Dobra w mych oczach zamkniętego
Czas dla kobiety
Nie jest kolegą
Tylko odzwiernym
On: Nie trzeba
Ona: Przebacz
On: Niejedno we mnie już umarło
I nieraz głośno się zaparłem
Twego istnienia
Suchym gardłem
Moja
Miłości
Ona: Nie trzeba
On: Przebacz!
Przerwa
str. 71
Trzaskając dziobem bez przestanku
Bo przerwy ze swych mów wyplenił
Demostenes w słuchaczach manko
Odliczył z szkodą dla idei
Tak mówią stare nam kroniki
%7łe swej wymowy bezcenne perły
Przesławne, słuszne filipiki
Rzucał na wiatr nie robiąc przerwy
Po to jest przerwa
Aby coś przerwać
Przekąsić, zagryzć, przepłukać gardło
Wyjść na osobność, zmienić onuce
Z uwagą - ja tu jeszcze wrócę
Nie tracąc rajcu ani werwy
Trudno cokolwiek robić bez przerwy
Był jeden taki co próbował
Włoch, brunet - Jakub Casanova
Co stało w jego pamiętnikach
A księgę skrobnął on niemałą
Z kuluarowych plotek wynika
W rzeczywistości nie zawsze stało
Po to jest przerwa
Aby coś przerwać
Nabrać oddechu, odprężyć mięśnie
Rzekł Napoleon idąc do wu-ce
%7łołnierze! Ja tu jeszcze wrócę
Przydrożny rów
Wzdłuż wielkich dróg
Zwykle biegnie rów
Gdy zmylisz szlak
Podziękujesz mu
Wokół nas miejsca coraz mniej
Ale zawsze przygarnie cię
Przydrożny rów
Zatrzymaj się
Zamień kilka słów
Skąd idziesz, gdzie?
Usiądz tu i mów
Pachną zielska, miękka jest darń
Dużo ciepła dla ciebie ma
Przydrożny rów
Noc przyszła już
Księżyc wchodzi w nów
Użyczy snu
Obok drogi rów
Kiedy znuży przestrzeń i pęd
str. 72
Będziesz wiedział, jaki ma sens
Przydrożny rów
Siedzimy tak
Obok "wielkich dróg
Na drogach ruch
Nieśmiertelny kurz
Słońce pada prosto na twarz
Dobre miejsce na ziemi masz
Przydrożny rów
Przypadek
Największym artystą
Jest przypadek
Gdy rzeczywistość
Bije cię w zadek
Nim wyobraznia się w formę
Przyoblecze
Widzisz wyraznie
Jak mało wiesz człowiecze
Fakt taki stworzy
Nie dzieło czy eksponat
Bo sztuka może
Psu wypaść spod ogona
Gdy biorą w łeb
Teorie twe najrzadsze
Nie wściekaj się
%7łe życie jest bogatsze
Zarozumialcze
Najprostszą dam ci radę:
Największym artystą
Codziennym artystą
Złośliwym artystą
Jest przypadek
Ktoś rozlał atrament
To bukiet czarnych róż
Ta na suficie plama
To mapa ciepłych mórz
Na pianę piwa
Opada gradem
Kwiat z kasztanowca
Koło budki
Wielkim artystą jest przypadek
Człowiek artystą jest malutkim
Twoje paletko zrudziałe
W jesień tak pózny las
Za oknem tańczy gałąz
Wachlarz dalekich gwiazd
Twoja dziewczyna
Ma usta blade
Jak Primavera
Boticellego
Wielkim artystą jest przypadek
str. 73
Każe prawdziwym powstać piegom
Zarozumialcze
Najprostszą dam ci radę:
Największym artystą
Codziennym artystą
Złośliwym artystą
Jest przypadek
Rachunek aptekarski
Kochałem kiedyś kobietę
A reszta massa tabulettae
Wypiłem z przyjacielem setę
A reszta massa tabulettae
Fausta napisał J. W. Goethe
A reszta massa tabulettae
Raz bunt podniosłem jako petent
A reszta massa tabulettae
Minutę czułem w sobie poetę
A reszta massa tabulettae
Kiedy przepływać będę Letę
Zostawię massa tabulettae
Nie ja ostatni i nie pierwszy
Może tych kilka wierszy...?
Radość istnienia
Wiosennej burzy zielona grzywa
Horyzont smuży, bruki obmywa
A my naprzeciw
A my naprzeciw
Jak dzieci
Skaleczy serce bolesna drwina
Zwiat się nie kończy i nie zaczyna
A my naprzeciw
A my naprzeciw
Jak dzieci
Oby nam dane było najwięcej
Otwarte oczy i czułe serce
A my naprzeciw
A my naprzeciw
Jak dzieci
Jest frasobliwa radość istnienia
Kto nie przeżywa świata nie zmienia
str. 74
A my naprzeciw
A my z nadzieją
A my jak dzieci
Niech nas wyśmieją
My pomachamy do nich z daleka
Tak długa droga jeszcze nas czeka
Renoir
Na imię mi Gabriela
Jestem troszeczkę za duża
Pan mówi, gdy mnie rozbiera
%7łe jestem jesienna róża
Pan jest zepsuty
Pan jest artysta
Pana nic we mnie
Nie onieśmieli
Lecz Gabriela
Na tym skorzysta
Wejdzie do grona anielic
Będę dla pana dobra
Kochany monsieur Renoir
Podoba się panu linia
Moich dolinek i wzgórków
Pan mówi, że jestem brzoskwinia
A pan ma oczy jak turkus
Gdyby nie tyle ciepła
Co każe być pana bliżej
Pewnie bym i uciekła
Bo odrobinę się wstydzę
A pan ma taki czar
Kochany monsieur Renoir
Milczę i patrzę na pana
A pan mnie nie zauważa
Zamienił się pan w tyrana
Albo w wielkiego malarza
Cień jest błękitny
A dzień jest złoty
Kolor mi pana
Znowu zabiera
Czy pan w tej chwili
Pamięta o tym
Na imię mi Gabriela
str. 75
To będzie piękny obraz
Kochany monsieur Renoir
Pan lubi moje biodra
Kochany monsieur Renoir [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl