[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Loki skinął głową.
- Prawda? Trochę się bałem, że umieszczając domek nieco po lewej zachwieję
kompozycją, ale postanowiłem malować zgodnie z rzeczywistością. Musiałem jednak
zastosować barwę o dwa tony ciemniejszą, malując dach chaty, by stanowił kontrapunkt.
Inaczej zlewałby się z...
Archanioł nie krył zaskoczenia.
- Od kiedy interesujesz się malarstwem?
- Od jakiegoś miesiąca. - Kłamca wzruszył ramionami. - Uznałem, że powinienem sobie
znalezć jakieś relaksujące hobby. Jak myślisz, czy Johan Veritus będzie odpowiedni?
- Co proszę?
- Podpis. Obraz jest skończony, gdy autor strzeli parafkę - wyjaśnił niegdysiejszy
mieszkaniec Walhalli. - A przecież nie podpiszę się Loki, potomek Olbrzymów, prawda?
Na widok miny Gabriela pokręcił głową z dezaprobatą.
- Jak ty się nic nie znasz na sztuce - westchnął, sięgając po wąski pędzelek. Gdy podpis
był już gotowy, postarzył go tak jak wcześniej cały pejzaż.
Chwilę stali w milczeniu. Archanioł przyjrzał się uważniej ośnieżonym połaciom
otaczającego wzgórze lasu i mdłym światłom leżącej w dolinie wioski. Okolica była wręcz
wymarzona dla cudu Bożego narodzenia. Aż dziw, że znający przyszłość Chrystus nie wybrał
na początek swej misji takiej właśnie alpejskiej wioseczki. I tak święta prawie wszystkim
kojarzą się z zimą. I śniegiem...
- Myślę sobie - oznajmił, przerywając swoje rozmyślania - że zasłużyłeś na małą premię.
Sięgnął do kieszeni płaszcza i wyciągnął dwa pióra.
- Tak z okazji świąt - dodał, wręczając je Kłamcy. Ten przyjął podarek i sprawdziwszy
dokładnie jakość, ostrożnie schował do kieszeni.
- Dzięki! - Błękitne oczy Lokiego zaiskrzyły. - Właściwie to ja też mam coś dla ciebie.
W jego dłoni pojawiła się nagle elegancko zdobiona koperta. Gabriel uniósł ją ostrożnie i
delikatnie otworzył. W środku była jakaś tekturka.
- To zaproszenie - wyjaśnił Kłamca. Wyciągnął pudełko wykałaczek, wydobył jedną i
włożył do ust. - Na zabawę sylwestrową w kasynie w Monte Carlo.
Archanioł już pewniejszym ruchem wydobył tekturowy prostokącik.
- To miło z... - powiedział, zaczynając czytać, ale zaraz skrzywił się z niesmakiem. -
Bardzo śmieszne.
- Co takiego? - Loki zrobił zdziwioną minę.
- Dla szanownej pani Mary Ann Garrety - przeczytał Gabriel. - Przedni kawał. Ubawiłem
się jak nigdy.
Kłamca wzruszył ramionami.
- Po prostu zle zrozumiałeś - odparł.
- A co tu jest do rozumienia?
- Tylko to. - Palec nordyckiego boga powędrował ku zaproszeniu. Zatrzymał się przy
przeczytanym chwilę wcześniej nazwisku i, jakby po namyśle, zjechał jeszcze linijkę niżej. -
Z osobą towarzyszącą. Ta pierwsza część dotyczy mnie, nie ciebie.
- Sugerujesz, że ja i... - zaczął boży posłaniec podejrzliwym tonem.
Loki wszedł mu w zdanie.
- Ta zabawa to przede wszystkim wielka impreza charytatywna - wyjaśnił. - Odbędzie się
na niej aukcja, a od każdego sprzedanego obrazu aż czterdzieści procent idzie na głodujące
dzieci. A skoro nadarzyła się okazja i ta modelka sama wpadła mi w ręce, pomyślałem czemu
nie?
- Ale po co ci do tego ja? Bo nie uwierzę, że to tylko przyjacielski gest.
- I słusznie - przyznał Kłamca. - Doszedłem do wniosku, że taka ślicznotka nie może się
pokazać z byle łachmytą. Musiałem jej znalezć jakiegoś przystojniaka. No a któż prezentuje
się wspanialej niż archanioł i do tego boży posł...
- Loki!
- Poza tym wy, skrzydlaci, macie tę zdolność do przekonywania siłą woli, a to może się
przydać.
- Mogłem się domyślić - powiedział Gabriel. - A co się stało z tą Mary Ann?
Kłamca uśmiechnął się szelmowsko.
- Zostawiłem ją w dobrych rękach - odparł. - Na pewno nie będzie żałowała tej imprezy.
Ubierz się jakoś schludnie i wpadnij po mnie o ósmej.
* * *
Gdy archanioł w nieskazitelnym, dopasowanym fraku zapukał do drzwi hotelowego
pokoju, rozległo się wściekłe proszę. Nie znał tego głosu, jednak wszedł...
Na środku stała wysoka, szczupła kobieta o sięgających ramion blond włosach. Ubrana
była tylko w koronkową bieliznę.
- Loki? - zapytał.
- A kogo się spodziewałeś? - warknęła dziewczyna już tonem Kłamcy. - Zamknij drzwi i
poczekaj chwilę. Muszę się ubrać.
Gabriel opanował zdziwienie i uśmiechnął się z przekąsem.
- I pewnie nie za bardzo masz w co?- zadrwił.
Odpowiedziało mu piorunujące spojrzenie.
- Wiesz - odparł Loki - gdyby nie ten twój słynny anielski defekt, kazałbym ci się
pieprzyć. - Ręką wskazał na wypoczynkowy komplet w rogu pokoju. - Siądz gdzieś sobie i
poczekaj, aż będę gotów... to znaczy gotowa. Pięć minut.
Minęło jednak dobre pół godziny, zanim Kłamca wyszedł z łazienki.
Znudzony archanioł wstał z fotela i już miał postukać wymownie w tarczę zegarka, ale
zastygł z półotwartymi ustami. Nawet mimo daru odporności na kobiece wdzięki długo nie
mógł się napatrzyć na czerwoną suknię z sięgającym biodra rozcięciem, trójkąt głębokiego
dekoltu, doskonale opalone ramiona i... Stałby tak pewnie jeszcze długo, gdyby z zachwytu
nie wyrwało go gniewne chrząkanie.
- Mógłbyś przestać? - skrzywił się Loki. - Jesteś w końcu aniołem. A ja, wbrew pozorom,
facetem.
Gabriel zaczerwienił się i odwrócił wzrok.
- Chodzmy - powiedział. I poszli.
Monte Carlo
Przez całą drogę Loki milczał i tylko pilnował, aby odbicie jego dekoltu ani na chwilę nie
zniknęło z lusterka kierowcy. Na krętych, górskich drogach nie było to rozsądne, zwłaszcza
zimą. Siedzący obok na tylnym siedzeniu Gabriel wyobrażał sobie w różnych wariantach, jak
wóz wpada w poślizg i stacza się po zboczu. Co prawda on nie miał powodów do strachu, ale
szofera szkoda... Jednak ten, choć z pewnością nie był aniołem, najwyrazniej miał podzielną
uwagę.
- Zostało niewiele czasu - odezwał się wreszcie Kłamca, gdy weszli do kasyna, a
odzwierny zabrał ich wierzchnie okrycia. Loki prowadził archanioła przez ogromną,
wyłożoną marmurami salę przechodnią i cały czas szeptał: - Książę obiecał słodkiej Mary
Ann przewodnika po wystawie i nie dało się go już odwołać. Słuchaj więc teraz uważnie.
Przede wszystkim głupi uśmiech. Szczerz zęby... O właśnie! Tam po lewej, przy stole
bilardowym stoi sam książę Monako, organizator tej imprezy. Mieliśmy ostatnio okazję
poznać jego syna, który zapowiada się na znacznie lepszego władcę niż tatuś... Obok niego
Leon Negerblack, aktor, z którym...
- Kojarzę go - odszepnął Gabriel. - Do niego jeszcze kiedyś wrócimy.
- Zgadza się - potwierdziła uczepiona jego ramienia blond piękność. Ruchem głowy
wskazała przeciwny kraniec sali. - Przy barze, tam głębiej... Nie gap się tak, dyskretniej, to...
Ech, jakoś wyleciało mi jego nazwisko. Cóż, jestem przecież blondynką! - zachichotał
Kłamca. - Ale to też aktor. Zwykle grywa w głupawych komedyjkach lub zabawia się z
transwestytami w taksówkach. Właśnie rzuciła go dziewczyna, dlatego tak pije. A tam, przy
wejściu na główną salę stoi... Cholera!
- Co się stało? - spytał zaniepokojony archanioł.
- Idą tu moje koleżanki po fachu - wyjaśnił cicho Loki. - Miałem okazję poznać je na
podobnej imprezie, będąc w twojej obecnej roli. Uśmiechaj się i pod żadnym pozorem nic nie
mów. Ani słóweczka... Aaa, witam, kochane!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]