[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w swojej opiece.
- Musimy go zabrać! Będzie naszym kotem obronnym!
Saladin posłał mu spojrzenie mówiące: Załatw mi trochę lucjana czerwonego,
chłopcze, wtedy może się zastanowię.
Dan spodziewał się protestów ze strony Amy, lecz dziewczynka wyglądała na równie
zadowoloną.
- Masz rację, Dan. Dziękujemy, panie Mclntyre!
- Nie ma, hm, nie ma za co. A teraz muszę już iść. %7łyczę wam owocnych poszukiwań!
Zostawił na stoliku pięćdziesiąt euro i pospiesznie opuścił kafejkę, w dalszym ciągu
niemal obsesyjnie się rozglądając, jakby spodziewał się zasadzki.
Kelner przyniósł Saladinowi miseczkę mleka i świeżą rybę. Nikt w kafejce nie
wydawał się zaskoczony pomysłem jedzenia posiłku w towarzystwie egipskiego mau.
- Nie powiedziałaś panu Mclntyre owi o partyturze - zauważyła Nellie. - Myślałam, że
to wasz przyjaciel.
- Pan Mclntyre powiedział, żebyśmy nikomu nie ufali - wyjaśniła Amy.
- Właśnie - wtrącił Dan. - Włącznie z nim samym!
Nellie skrzyżowała ramiona.
- A co ze mną, mały? Co z naszą umową?
Dan spojrzał na nią oszołomiony. Zupełnie zapomniał o tym, że Nellie obiecała
wybrać się z nimi tylko w tę jedną podróż. Serce stanęło mu ze strachu. Przyzwyczaił się do
obecności Nellie i nie był pewien, czy poradzą sobie bez jej pomocy.
- Ja... ufam ci, Nellie - powiedział. - I nie chcę, żebyś odeszła.
Nellie upiła łyk kawy.
- Ale sami nie wybieracie się do Bostonu, a jeśli wrócę tam bez was, wpakuję się w
poważne tarapaty. - O tym również nie pomyślał. Amy wbiła wzrok w talerz, targana
poczuciem winy. Nellie wsunęła słuchawki do uszu i zaczęła obserwować parę
dwudziestoparolatków idących ulicą. - Właściwie to nie była zła praca - nie licząc tego, że
musiałam zajmować się dwójką irytujących dzieciaków. Może moglibyśmy zawrzeć nową
umowę?
Dan zaczął się wiercić na krześle.
- Co masz na myśli?
- Pewnego dnia, kiedy już znajdziecie swój skarb, zapłacicie mi zaległe
wynagrodzenie - powiedziała Nellie. - Do tego czasu będę pracowała za darmo. Bo jeśli
myślicie, że pozwolę wam rozbijać się po świecie i bawić beze mnie, to macie chyba
nierówno pod sufitem.
- Nie powiedziałaś panu Mclntyreowi o partyturze - zauważyła Nellie. - Myślałam, że
to wasz przyjaciel.
- Pan Mclntyre powiedział, żebyśmy nikomu nie ufali - wyjaśniła Amy.
- Właśnie - wtrącił Dan. - Włącznie z nim samym!
Nellie skrzyżowała ramiona.
- A co ze mną, mały? Co z naszą umową?
Dan spojrzał na nią oszołomiony. Zupełnie zapomniał o tym, że Nellie obiecała
wybrać się z nimi tylko w tę jedną podróż. Serce stanęło mu ze strachu. Przyzwyczaił się do
obecności Nellie i nie był pewien, czy poradzą sobie bez jej pomocy.
- Ja... ufam ci, Nellie - powiedział. - I nie chcę, żebyś odeszła.
Nellieupiła łyk kawy.
- Ale sami nie wybieracie się do Bostonu, a jeśli wrócę tam bez was, wpakuję się w
poważne tarapaty. - O tym również nie pomyślał. Amy wbiła wzrok w talerz, targana
poczuciem winy. Nellie wsunęła słuchawki do uszu i zaczęła obserwować parę
dwudziestoparolatków idących ulicą. - Właściwie to nie była zła praca - nie licząc tego, że
musiałam zajmować się dwójką irytujących dzieciaków. Może moglibyśmy zawrzeć nową
umowę?
Dan zaczął się wiercić na krześle.
- Co masz na myśli?
- Pewnego dnia, kiedy już znajdziecie swój skarb, zapłacicie mi zaległe
wynagrodzenie - powiedziała Nellie. - Do tego czasu będę pracowała za darmo. Bo jeśli
myślicie, że pozwolę wam rozbijać się po świecie i bawić beze mnie, to macie chyba
nierówno pod sufitem.
Amy zerwała się i zarzuciła jej ręce na szyję. Dan wyszczerzył zęby w promiennym
uśmiechu.
- Nellie, jesteś niezastąpiona!
- Wiem - odparła. - Daj już spokój, Amy, niszczysz moją reputację - ludzie patrzą!
- Przepraszam - powiedziała Amy, nie przestając się uśmiechać. Wróciła na swoje
miejsce i ponownie wyjęła partyturę. - Jak już mówiłam...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]