Calloway Jo Roztańczone niebo 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pomysł, aby spacerować samotnie po ulicach Nowego Jorku
czy jakiegokolwiek wielkiego miasta.
- Czy możemy wejść, Jill? - spytał Harrison.
Spojrzała na niego.
- Oczywiście.
OdwróciÅ‚a siÄ™ i wprowadziÅ‚a mężczyzn do Å›rodka. Ze­
rknęła na zegarek. Pięć minut właśnie minęło. Patrzyła
niecierpliwie to na Paula to na Harrisona.
- O co chodzi? - spytała, wyobrażając sobie Jake'a, jak
chodzi po chodniku przed hotelem. Dotknęła brwi czubkami
palców, dziwiąc się ironii sytuacji.
- Czy nie masz nic przeciwko temu, żebyśmy usiedli, Jill?
- zapytał Harrison, patrząc na nią nieco podejrzliwie
piwnymi oczami. Zanim odpowiedziaÅ‚a, usiadÅ‚ na kwiecis­
tym krześle naprzeciwko sofy, nie odrywając oczu od Jill.
- Mamy kilka ważnych spraw dotyczących wieczornego
przyjęcia - powiedział Harrison, bębniąc bezgłośnie palcami
o oparcie krzesła. Kiedy uniosła pytająco brwi, mówił dalej.
- Dołączy do nas ambasador Narodów Zjednoczonych
i senatorowie Mclnn i Penamen - odchrzÄ…knÄ…Å‚. - Wiesz, Jill,
zdaję sobie sprawę z tego, że dajemy ci mało swobody, ale...
- Na pewno nie powiem nic niewłaściwego - przerwała
mu chłodno. - Rozmawiałam już o tym z Paulem.
Harrison potarł szyją o kołnierzyk koszuli. Jedna część
jego twarzy zmarszczyła się i zaraz rozpogodziła.
- Nie martwię się o to, co możesz powiedzieć, ale
zaczynam martwić się o ciebie, Jill.
Usiadła na oparciu sofy z daleka od Paula.
- Dlaczego, Harrison? Czy robię coś złego? - wzruszyła
ramionami. - Jeśli tak, to powiedz mi, spróbuję się poprawić.
121
Potrząsnął przecząco głową.
- Nie, myślę, że radzisz sobie doskonale. Jednak kiedy
patrzę na twoje uśmiechy i spokojne słowa, które publicznie
wypowiadasz, mam wrażenie, że nie cieszysz się naprawdę
z tego, co robisz.
Znowu zerknęła na zegarek. Minęło już piętnaście minut.
Skierowała oczy do góry i lekko potrząsnęła głową. Nie
zdziwiła się, kiedy w następnej chwili zadzwonił telefon.
Wstała z sofy, lecz Paul pierwszy sięgnął po słuchawkę
i powiedział:
- Ja odbiorÄ™.
Otwierała już usta, żeby zaprotestować, kiedy usłyszała
jak mówi:
- Apartament dr Danbury.
Patrzyła szeroko otwartymi oczami, jak Paul potrząsa
głową i odkłada słuchawkę.
- Przypuszczam, że komuÅ› odechciaÅ‚o siÄ™ z tobÄ… roz­
mawiać.
Jill patrzyła na telefon, a potem zwróciła się z powrotem
do Harrisona
- To nie jest tak, że nie podobają mi się te fanfary na
moją cześć - powiedziała cicho. - Chodzi po prostu o to, że
mam pewne trudności z przyzwyczajeniem się do tego. Nie
spodziewałam się aż takiego zainteresowania - roześmiała
siÄ™ nerwowo.
Harrison wstał gwałtownie z krzesła.
- Nie zmuszaj siÄ™ do niczego. Niech to przyjdzie natural­
nie - klasnął w dłonie. - Paul porozmawia jeszcze z tobą
o wieczornej uroczystości i spotkamy się na dole - zerknął na
zegarek - za godzinÄ™.
PatrzyÅ‚a za nim, jak wychodzi, potem zwróciÅ‚a podej­
rzliwe oczy na Paula.
- Czy mogę ci podziękować za to cholerne spotkanie?
- powiedziała zniechęcona.
- Jill, byłaś taka głupia - powiedział nagle porywczym
głosem. - Zupełnie głupia. Pozwoliłaś Jake'owi zniszczyć te
122
chwile swojego życia, które mogłyby być najszczęśliwsze,
najwspanialsze ze wszystkich, jakie kiedykolwiek przeżyłaś.
Widziałem, jak patrzyłaś na niego, kiedy obejmował
Helenę Anderson. Widziałem to, Jill i zabolał mnie ten
widok. Przysięgam, że tak było.
Jill zacisnęła dłoń w pięść i patrzyła na Paula ze
zdziwieniem.
- Nie wydaje mi się, żebyś mówił o tym, o czym
wspomniał Harrisom Proszę, nie wtrącaj się do moich
prywatnych spraw. Jeżeli chcesz powiedzieć coś na temat
wieczornego przyjęcia, to na Boga, powiedz. A jeśli nie, to
proszę cię, żebyś wyszedł, muszę zacząć się przygotowywać.
Skoczył na nogi i podszedł do niej. Jill odsunęła się,
chciała uniknąć jakiegokolwiek kontaktu.
- Uciekasz ode mnie, Jill. Dlaczego? - spytał, zbliżając
siÄ™ do niej.
Nie odpowiedziała, tylko odsunęła się jeszcze dalej.
Nagle pojawił się tuż przed nią, kiedy cofając się dotknęła
plecami ściany.
- Czy zamierzasz pozwolić mu zburzyć swoją szansę na
szczęście? - dopytywał się, wyciągając ręce i przyciskając jej
ramiona do ściany.
- Szczęście? - wydusiła z siebie. - To nie Jake, Paul. To
ty! Ty! Ty sprawiasz, że nie mam chwili spokoju. Już przed
lotem miałeś swój prywatny plan, aby unieszczęśliwić mnie
tak bardzo jak to tylko było możliwe. To nie Jake. Kocham
go i on mnie kocha.
- Głupia jesteś! - nie mógł ukryć wściekłości, która
w nim zawrzała. Widać ją było na jego twarzy i w oczach.
Nagle porwał ją w ramiona i zaczął ją całować w napadzie
wściekłości.
Oszalała Jill próbowała uwolnić się od niego, ale trzymał
jÄ… mocno.
- Paul! - wykrzyknęła.
Kiedy usłyszał swoje imię, zaczął całować ją jeszcze
gwałtowniej i bardziej nieustępliwie. Przyciskał ją do ściany
tak mocno, że aż sprawiło jej to ból.
123
Nagle w pokoju rozległ się jakiś dzwięk. Jill oswobodziła
usta od natarczywych pocałunków Paula, aby spojrzeć
prosto w twarz Jake'a, który stał bez ruchu w drzwiach z ręką
na klamce.
- Jake! - wykrzyknęła.
Popatrzył na nich bez słowa, potem zrobił krok do tyłu
i wycofał się, głośno zamykając drzwi. Jill znowu poczuła,
jak ramiona Paula obejmujÄ… jÄ….
- To nie ma znaczenia, Jill, kochanie - wymamrotał
niskim głosem. Jego usta zbliżyły się do niej, ale tym razem
udało się jej wyrwać.
- Jeżeli zaraz stąd nie wyjdziesz, Paul, to będziesz musiał
wytłumaczyć Harrisonowi, dlaczego nagle pojechałam do
Denver.
OdsunÄ…Å‚ siÄ™ od niej.
- Jill - nalegał drżącym głosem - czy nie widzisz?
Kocham cię. Nie chcę cię skrzywdzić. Dlaczego miałbym to
zrobić? Przecież cię kocham.
- Bardzo mi przykro - powiedziała ze spuszczoną głową,
opanowanym i stanowczym gÅ‚osem, cofajÄ…c siÄ™ kilka kro­
ków - ale proszę cię, odejdz. Proszę.
Wpatrywał się w nią oszołomiony.
- Ja... ja nie wiem, dlaczego nie możesz tego dostrzec,
Jill. Byliśmy przez te wszystkie lata o wiele bardziej sobie
bliżsi niż ty i Jake. Pomyśl o tych wszystkich godzinach,
które spędziliśmy razem. Z pewnością wiesz o tym, że cię
kocham. Czy musiałem ci to mówić? Czy nie wiedziałaś tego
wcześniej? Czy nie wiedziałaś tego już od miesięcy, od lat?
Podeszła do drzwi.
- Nie, Paul. Nie pomyślałam o tym ani przez chwilę.
Wyobraz sobie, że jedynie z trudem zmuszałam się do tego,
aby traktować cię jak przyjaciela. I nigdy nie przekonałam
się do końca, że nim jesteś.
Przeszedł dystans dzielący ich.
- I pewnie myślisz, że Jake jest twoim najlepszym
przyjacielem, co? MyÅ›lisz tak, ponieważ byÅ‚ twoim kochan­
kiem, co uczyniło z niego najlepszego przyjaciela - prychnął
124
prosto w jej twarz. - No więc powiem ci, że twój największy
przyjaciel i kochanek zamierza ożenić się z kobietą, która tak
namiętnie przywitała go przed hotelem - zakończył ostro. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl