[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spojrzenie.
 ... już trzy cale. Seb mówi, żeby jutro pojechać na północ stanu...
 Kupiłam pierwszy. Jest bardziej egzotyczny. On już nie jest teraz
taki egzotyczny...
 To jest ładny zielony, ładny zielony...
 Pociąg R to piekło, człowieku. Prawie jak w czasach pionierów.
Jeżdżę tym gównem po drodze do domu, już od tygodni...
Monty pokonuje drogę do aksamitnych linek. Filar, który okazuje się
być człowiekiem, i to ubranym w płaszcz z wielbłądziej wełny, dokładnie
taki sam jaki ma Monty, sprawdza nazwiska na liście.
 Niezły płaszcz, skubańcu  mówi Monty. Ochroniarz marszczy
brwi, podnosi oczy i rozpromienia się w uśmiechu.
 Oto ten człowiek. Oto on. Przybył. W moim płaszczu.
 Nie, nie, nie  mówi Monty. Płaszcz jest mój. Kupiłem oba dwa
lata temu.
 Co to jest? Najlepszy z Woolwortha? Kupiłeś na przecenie?
 Khari, mój młody, czarny przyjacielu, to jest płaszcz od Paula
Stuarta. Słyszałeś może o Paulu Stuarcie? To ten sklep, do którego nie
możesz wejść, ponieważ tam wzięliby cię za ten twój poliestrowy, czarny
tyłek i wywaliliby cię z powrotem do Queens.
 Mam nadzieje, że masz do tego płaszcza jakieś naftalinowe kulki
na mole o siedmioletnim działaniu  śmieje się Khari.
Monty waha się i za chwilę śmieje, stwierdziwszy, ze tak będzie
lepiej. Jest już chory od tego przebywania wśród ludzi, którzy zachowują
się wobec niego tak, jakby miał umrzeć jutro rano.
 O co chodzi z tymi dzieciakami?
 Oglądałem serie podrabianych dowodów tożsamości  mówi
Khari.  Ten punk, tutaj miał świetnie zrobione prawo jazdy stanu Nowy
Jork. Wszystko grało, z wyjątkiem jednej rzeczy. Rok urodzenia 1947.
Spojrzałem na niego i mówię:  Chłopie, nie możesz mieć pięćdziesięciu
lat." A on tylko:  O kurwa, znowu. Fałszerz przekręcił cyfry." Miało być
1974.
 Co się dzieje dziś wieczorem?
 Legendarny DJ Dusk miksuje muzę. Mój krajan z Hollis. Chłopak
ma siedemnaście lat. Trochę dziewczęce ruchy. Ale, ale, zarezerwowali dla
was wszystkich salę VIP.
 Moi ludzie czekają na ulicy. Mam ich tu przyprowadzić?
 Nieee  mówi Khari.  Przyprowadz ich do tego drugiego
wejścia, od alei. Wiesz, o którym mówię?  Podrzuca krótkofalówkę i
łapie ją w swoją wielką dłoń.  Powiem im, że idziecie.
 Dzięki, Khari.
 Nie ma za co. Kiedy tam jedziesz?
 W południe.
 Do Otisville, tak? Monty potwierdza kiwnięciem.
 Wujek nie ma tam żadnych ludzi?
 Nikogo wartego zachodu  mówi Monty.
 Jeden z moich chłopaków, Etienne, tam jest. Zapamiętaj to imię:
Etienne Michaux. On tam rządzi. Zapamiętasz to imię?
 Etienne Michaux. Kim on jest, Haitańczykiem?
 Niee, jest z Paryża. Powiedz mu, że jesteś przyjacielem Khari. On
cię ustawi. Jest blisko z klawiszami.
 Klawiszami?
 Ze strażnikami, człowieku, ze strażnikami. Federalni prowadzą
milszy zakład. Dużo milszy niż stanowi.
 Jestem zatem szczęściarzem  uśmiecha się Monty.
 Szczęście Irlandczyka, co?
 Szczęście Irlandczyka. Khari ściska ramię Montiego.
 Posłuchaj, nie trać panowania nad sobą, chyba że nadejdzie czas,
by to panowanie nad sobą stracić. Słyszysz?
 Dobra  mówi Monty.  Zobaczymy się w środku.  Monty
prześlizguje się z powrotem przez tłum i sygnalizuje przyjaciołom, żeby
szli za nim.
Jakob wchodzi na chodnik i planuje swoją drogę. Patrzy z pogardą
na Slattery'ego, który opuszcza głowę i prze do przodu, taranując i
zmuszając młodzież do ustąpienia mu miejsca i zejścia z drogi. Nie ma
stylu, myśli Jakob. Tragiczne jest w tym wszystkim to, że nikt nie docenia
mojego wielkiego talentu. Nie przypomina sobie, żeby kiedykolwiek
dostał komplement dotyczący jego pieszych manewrów. Dziś stopień
trudności jest znaczny: cztery drinki (sześć, jeśli liczyć te dwa z
LoBianco), zapełniony ludzmi chodnik, śliski śnieg, który utrudnia kroki
w bok. Monty jest dobrym piechurem; Jakob to docenia. Monty jest
elegancki, mimo że nigdy tak naprawdę nie myśli o tym, jak idzie; robi to
instynktownie. Naturelle wzoruje się na Slatterym. Pozwala mu przebijać
się przez mottach i podąża za nim utorowaną ścieżką, podczas gdy młodzi
chłopcy odwracają się, by się jej przyjrzeć. Jakob idzie ostrożnie za nimi,
omijając skamieniałą dziewczynę, która podniosła głowę do góry i
otwartymi ustami próbuje łapać spadające płatki śniegu.
 Hej, Elinski! Panie Elinski! Hej!
Jakob zamiera na sekundę. Nic dobrego nie może z tego wyniknąć.
Idzie dalej.
 Elinski! Hej, to jest Elinski!
Jakaś ręka chwyta jego rękaw i Jakob zmuszony jest się odwrócić i
spojrzeć w nienaturalnie błyszczące oczy Mary D'Annunzio.
 Oh  mówi Jakob. Jest bardzo bliski powiedzenia:  oh, nie", ale
zamyka usta, zanim wymyka mu się  nie."
 Co pan robi? Boże, nie wiedziałam, że pan w ogóle opuszcza
szkołę. Myślałam, że pan ma łóżko w kotłowni albo gdzieś...
Umysł Jakoba przerzuca możliwe plany ewentualnej ucieczki.
Rozważa użycie:  Nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz; jestem bratem
blizniakiem Jakoba Elinskiego"  ale ostatnio, gdy próbował tej linii
obrony, nikt mu nie uwierzył i znalazł się w jeszcze większych tarapatach.
 Mary D'Annunzio  mówi, by zyskać na czasie. Dziewczyna ma
na sobie niemodne, ciemne dżinsy z odwiniętymi na czarnych butach
mankietami i kurtkę ze sztucznego futra szopów. Nie ma czapki, a jej
czarne, wilgotne włosy przyklejają się do czoła i szyi. Na policzkach
widać ciemne smugi rozmazanego cienia do powiek.
 Mary Czwórka z Plusem D'Annunzio to ja.  Błędnie odczytuje
wyraz panicznego strachu na jego twarzy i dodaje  %7łartuję. To nie ma
znaczenia. To było właściwie tylko gówniane opowiadanie.
 Muszę iść  mówi Jakob.  Jestem tu z przyjaciółmi.
 Taak, ten facet, co poszedł porozmawiać z ochroniarzem, zgadza
się? Zna ludzi, co? Jak pan myśli, mógłby nas wprowadzić?
 Hm, nie sądzę...
 Nie wpuszczają teraz nikogo. Mówią, że jest już za dużo ludzi. Ja
muszę tam wejść. Jest pan fanem Duska?
 Pewnie.
 Jest absolutnie wspaniały, prawda? Jest taki prawdziwy. Nie mogę
uwierzyć, że zna pan Duska! Bez obrazy, ale wydawało mi się, że słucha
pan fletów czy...
 Sądzę, że Dusk jest bardzo dobry  mówi Jakob  ale wolę jego
wcześniejsze rzeczy.
 Wcześniejsze rzeczy?
 Jake, co ty robisz?  Monty zawrócił i daje Jakobowi znaki, żeby
się pośpieszył.  Mam chłopaka, który trzyma dla nas drzwi.
 Jestem Mary D'Annunzio  mówi dziewczyna, nie puszczając
rękawa płaszcza Jakoba.
 Zwietnie  mówi Monty.  No chodz, chłopie, idziemy.
 Jestem z nim  mówi Mary, kładąc głowę na piersi Jakoba. 
Jesteśmy kochankami.
Jakob zamyka oczy.
 Czy to prawda?  szczerzy się Monty w uśmiechu.  Nie
uświadamiałem sobie, że wy dwoje jesteście kochankami. Dobra, chodz.
W środku jest mnóstwo miejsca.
 Poczekaj  mówi Mary.  Jestem z trójką przyjaciół.
 Jesteś z trójką przyjaciół?  przygląda się jej Monty.  Czy ty
jesteś psychiczna? Chcesz wejść czy nie?
 Dobra  mówi.  Lepiej jedna niż żadna. Jakob wciąż ma
zamknięte oczy.
 Chodzmy  mówi Monty do Mary.  Bierz swego kochanka i
chodzcie za mną.
 Dogonią nas  mówi Naturelle, prowadząc Slattery'ego na piętro.
 Wiesz, dokąd idziemy?  Slattery niesie płaszcze ich obojga,
przewieszone przez ramię. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl