[ Pobierz całość w formacie PDF ]
blask zorzy przeSwieca³. Otto zobaczy³ Teresê le¿¹c¹ wzd³u¿ ca³ego nagrobka. Jak na ³o¿u.
Chcia³a, widaæ, obj¹æ zmar³ego ma³¿onka pieszczot¹ mi³osn¹, ogarn¹æ go barkami, osaczyæ
sob¹, pod plecy mu szpony przecudnych d³oni podes³aæ. Ale drapie¿ne szpony mi³oSci trafi³y
na szeroki - szeroki skrzy¿al polerowanego marmuru. Tote¿ siê te rêce rozpad³y krzy¿em,
a rozpalony policzek przypad³ do liter bez litoSci, bez mi³osierdzia wy¿³obionych w kamie-
niu. Tyle jeszcze by³o pó³Swiat³a od zorzy, ¿e Otto widzia³ zarys nóg ods³onionych spod krót-
kiej sukni, spod p³aszcza w upadku rozrzuconego, kszta³t niewymownego uroku goleni a¿ do
kolana widoczny. Teresa by³a tak bezw³adnie i bezsilnie rzucona na p³ytê, rêce jej i nogi by³y
tak bez wdziêku i SwiadomoSci poniechane, ¿e Otto powzi¹³ mySl, i¿ pewnie serce jej pêk³o
i umar³a.
I wtedy g³êboko zapragn¹³, ¿eby raczej by³a umar³a na sercu i w objêciach brata. Powzi¹w-
szy ten wybieg tchórzowski czeka³ spokojnie, oparty o p³otek z ga³êzi Swierkowych. Ciem-
noSæ schodzi³a zupe³na. Mrok siê rozpostar³ i wch³on¹³ w siebie Teresê. Tylko blady zarys
nogi w jedwabnej poñczosze jako jedyny Slad istnienia Teresy wynika³ jeszcze z ciemnoSci.
Dr¿¹c na ca³ym ciele jak w ataku konwulsji Otto von Arffberg min¹³ drzwiczki w ogrodzeniu
i usiad³ na krawêdzi p³yty marmurowej. Po³o¿y³ rêkê na d³oni Teresy i zamkn¹³ tê d³oñ w swej
rêce. Niestety! Nie umar³a. Wiêc wsta³ ze swego miejsca nachyli³ siê i podniós³ bezsiln¹ z tej
bezlitosnej p³aszczyzny. Lecia³a mu przez rêce. G³owa jej nie trzyma³a siê twardo na szyi.
Nogi by³y bezw³adne. Obj¹³ j¹ ramionami i postawi³ na ziemi. Westchnê³a. Wzi¹³ w swe rêce
jej g³owê czaruj¹c¹, owian¹ jasnymi w³osami. Nachyli³ sw¹ twarz do jej twarzy i zagl¹da³
w niewidz¹ce oczy. Ach, jak¹¿ poczu³ rozkosz sk³adaj¹c usta na cudnym licu i czuj¹c w war-
gach ostry, s³ony smak ³ez p³yn¹cych spomiêdzy rzês zmoczonych! Trzymaj¹c Teresê w objê-
ciu i przytulaj¹c j¹ do serca, nie cia³o ludzkie obejmowa³ rêkoma, lecz kszta³t widomy niepo-
jêtej mi³oSci, na któr¹ skazany jest ludzki gatunek. A poruszenia jej niewinne w swym Sle-
pym zaufaniu, oddaj¹ce ca³oSæ istnienia dla zdobycia ulgi, nie by³y to czucia cielesne, lecz
czaruj¹ce w swej tajemniczoSci, wznios³e w swym ¿yciu, nieskazitelne w swych objawach
odruchy przeczystej duszy. Rnili obydwoje sen ukojenia, gdy ciê¿ka, bezw³adna g³owa upa-
d³a na piersi brata, a rêce opar³y siê na jego ramionach. Gdyby Otto obna¿y³ j¹ albo nawet
fizycznie posiad³ w tej chwili, Teresa nie opiera³aby siê wcale. By³a jak ob³ok zmêczony d³ug¹
w wichrach podró¿¹ i temu innemu wichrowi, który z obcej strony nadlecia³, podw³adny. Gdy
osusza³ roz¿arzonymi ustami jej mokre policzki, nie czu³a tego, ¿e j¹ ca³uje. Te poca³unki
by³y jak gdyby czynnymi s³owami ukojenia i uciszenia, trzexwi¹cym potr¹ceniem w lodowa-
tej cierpieñ kostnicy. Dla niego có¿ mog³o byæ ponad tê rozkosz wy¿sze? Nic - zaiste.
Nie wiedzia³, gdzie s¹ oboje. Nie wiedzia³, kto on jest: - Rudolf czy Otto? Szli ku domowi
bezw³adnymi krokami, w milczeniu. A nim doszli do drzwi pa³acu, Scie¿k¹ zachylaj¹c¹ siê
w prawo i w lewo, dokona³o siê dzie³o straszliwe, defloracja duchowa Teresy, choæ nie zbli-
¿yli siê do siebie i nie dotknêli siê do siebie nawzajem ani nawet krajem szaty.
Otto von Arffberg siedz¹c w ma³ej kajutce oficerów ³odzi podwodnej rozpamiêtywa³ szereg
dni nastêpnych, tydzieñ up³yniony - jako jednê fugê szaleñstwa. Dnie i noce, sen i czuwanie
by³o to jedno pasmo bytowania w zaSwiatach uczucia. Nie umia³by powiedzieæ, ile chwil czy
ile tysiêcy lat trwa³y te dnie i jakie wiecznoSci zamknê³y siê w minutach têsknoty za wido-
133
kiem Teresy. Mia³ nieustaj¹ce widzenie jej postaci, je¿eli nawet by³a daleko, poza obrêbem
pa³acu lub w innych pokojach. Poznawa³ jej nadejScie po furii serca i po zamieraniu odde-
chu. Poznawa³ jej odejScie po pustym bólu w g³owie i po Smiertelnym ¿alu, który trupi¹ bla-
doSæ na jego twarz sprowadza³.
Wielokroæ chodzi³ sam na grób brata. Stoj¹c nad jego mogi³¹ usi³owa³ kajaæ siê, wydobyæ ze
siebie skruchê, wy³amaæ z g³êbi ¿al, wywa¿yæ wszystk¹ prac¹ ducha wyrzeczenie siê siebie.
Ale skrucha skamienia³a, ¿al nie ima³ siê serca, wyrzeczenie siê zgas³o jak p³omyczek bezsil-
ny. Wszystko poch³onê³a piêknoSæ Teresy. Wszystko zginê³o w niezwalczonym uroku spoj-
rzenia jej b³êkitnych oczu. To, co siê zdarzy³o w ci¹gu nastêpnych dni, by³o ju¿ tylko logicz-
nym nastêpstwem dokonañ wewnêtrznych.
Pa³ac od strony ogrodu mia³ kszta³t podkowy. Dwa jego boczne skrzyd³a sta³y naprzeciwko
siebie. W tych dwu skrzyd³ach mieSci³y siê sypialnie i pokoje goScinne, podczas gdy g³Ã³wny,
Srodkowy korpus pa³acu zawiera³ salony i jadalnie. Miejsce zawarte miêdzy skrzyd³ami i kor-
pusem gmachu wype³ni³y kwietniki i gazony z egzotycznymi krzewami. Otto mia³ z dawna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]