10. Daniels B.J. WąwĂłz śmierci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

niemowląt znalezionych na szczoteczce do włosów. Pochodziły od dwojga dzieci, ale dzieci
spokrewnionych ze sobÄ….
Chciał jeszcze sprawdzić datę urodzenia Bridgera Duvalla, ale domyślił się, jaka będzie, zanim
spojrzał na prawo jazdy: piąty lutego tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego piątego roku...
Zadzwoniła jego komórka.
WWÓZ ZMIERCI
197
- Mamy kłopoty, szeryfie - odezwała się dyspozytorka. - Chodzi o budynek biurowy, w którym
znajduje się gabinet doktora Hollowaya. Wybuchła w nim bomba. Sądzimy, że doktor został
uwięziony w środku.
W drzwiach chaty stanęła Wanda Wilson. Eve odetchnęła z ulgą, widząc, że nie jest to doktor
Hol-loway.
- Co tak długo? - Wanda odsunęła się na bok, żeby Errol mógł wprowadzić do domu swoich więz-
niów. Była krępa, niska, miała okrągłą twarz, blisko osadzone oczy i siwe włosy. Odkąd Eve tylko ją
pamiętała, Wanda miała zawsze skrzywioną twarz, jakby właśnie zjadła coś wyjątkowo kwaśnego.
Eve spojrzała na strumień i wodę rozbijającą się
o skały u stóp wodospadu. Zakręciło się jej w głowie
i potknęła się.
- A tobie co jest? - zapytała Wanda. - Pijana?
- Taśma na przegubach rąk utrudnia mi normalne krążenie. Trochę mi słabo...
- Słabo panience? - zadrwiła Wanda. - Nie martw się, niedługo już nic nie będziesz czuła...
Errol nagle zatrzymał się i nakazał wszystkim, żeby zamilkli.
Eve usłyszała odgłos samochodu jadącego drogą w stronę chaty. Jednak po chwili odgłos ten umilkł i
znowu słychać było tylko szum wiatru w koronach sosen.
- Przejechał - szepnęła Eve z żalem w głosie.
- Ja tam nic nie słyszałam - burknęła Wanda. - Errol, załatwmy to wszystko jak najszybciej i jedzmy
już stąd.
198
B. J. DANIELS
- Dlaczego wy to robicie? - zapytała Eve, patrząc Errolowi prosto w oczy. Była pewna, że słyszała
samochód. Modliła się, żeby to był Carter. Starała się teraz kupić czas sobie i Bridgerowi.
Errol wbił lufę pistoletu w żebra Bridgera i Eve przez moment myślała, że w odpowiedzi na jej pytanie
po prostu naciśnie spust.
- To przez twojego dziadunia - warknął Errol. - Udawał takiego uczciwego sukinsyna, że rzygać się
chciało...
- Przestań! Nic nie gadaj! - ostrzegła go Wanda.
- A niby dlaczego nie mam im tego powiedzieć? Chcecie wiedzieć, dlaczego musicie umrzeć? Bo
jesteście tacy sami jak wasz dziadek, Charley Cross. Nie potraficie nie wsadzać swojego nosa w cudze
sprawy. On i te jego rzekomo dobre uczynki bokiem mi wychodziły!
- Errol... - warknęła ostrzegawczo Wanda. Chyba jej nie słyszał, bo dalej ciągnął swoją tyradę.
- Charley myślał, że o niczym innym nie marzę, jak tylko o lataniu z tymi bękartami po całym stanie,
i że robię to z dobroci serca. Oczywiście, że płacił za wynajem samolotów i paliwo, ale potem wsuwał
mi do ręki zaledwie dwudziestkę, jakbym był jakimś sługą. Mógł przecież udać, że nie widzi tego
zioła, które przewoziłem... ale nie! Skąd! Ten niby uczciwy gnojek miał zamiar mnie wydać. Po tym
wszystkim, co zrobiłem dla niego i twojej babki...
- O mój Boże - wyszeptała Eve i dosłownie ugięły się pod nią kolana.
- Do licha, Errol, zamknij się wreszcie! - krzyknęła Wanda, podtrzymując Eve przed upadkiem.
WWÓZ ZMIERCI
199
- No i co się stanie, jeśli się dowie, że to ja zabiłem jej dziadka? Twoja matka myśli, że on zginął w
katastrofie samolotu. Charley stracił przytomność, a ja tylko czekałem, aż twoja babka wyjdzie z
jednym z tych dzieciaków i wtedy zamknąłem mu jadaczkę na zawsze.
Eve zaczęła płakać. Nigdy nie poznała dziadka. Znała go tylko z opowieści. Straszny los go spotkał.
Pomyślała też o wielkim poświęceniu babci, która rozpowiedziała światu, że mąż ją opuścił i uciekł do
Meksyku z inną kobietą. A przecież ona musiała zostawić Charleya w samolocie, żeby utrzymać w ta-
jemnicy nielegalną adopcję dzieci. By chronić Eve, Bridgera i wszystkie pozostałe dzieci... A także
ich biologiczne matki i te przybrane... musiała ich wszystkich chronić, bo gdyby się wydało,
konsekwencje byłyby dla nich straszne. Zledztwo, proces, więzienie, dzieci odebrane przybranym
rodzicom, oddane do domów dziecka... Babcia musiała wybierać... Mąż albo te biedne dzieci... A on,
ten morderca, wsadził nóż nie tylko w pierś dziadka, ale i babci. Jakby zabił ich oboje... ich miłość...
- Ty potworze! - krzyknęła Eve, z płaczem rzucając się na Errola. Wystraszona Wanda odskoczyła na
bok.
Errol złapał Eve za włosy i mocno szarpnął jej głowę do tyłu.
- Jeszcze raz tak zrobisz, a zabiję twojego braciszka tu i teraz - zagroził chrapliwym szeptem.
Bridger zachichotał nerwowo.
- Proszę, proszę... Kto by to pomyślał! - Bridger patrzył na Errola z podziwem i ze zdumieniem kręcił
200
B. J. DANIELS
głową. - Szmuglowałeś narkotyki, wykorzystując jako przykrywkę nielegalny przewóz dzieci. Ale
diabelski pomysł! To musiał być chyba niezły interes.
Eve nie nabrała się na te cyniczne słowa Bridgerą, ale Errol najwyrazniej tak, bo zadowolony z kom-
plementów też zachichotał
- Może powinienem zostawić sobie tego dzieciaka, co, Wanda? Zobacz, jaki spryciarz! Razem roz-
kręcilibyśmy niezły interesik. Moglibyśmy wtedy całkowicie odciąć doktorka.
- Doktor Holloway nie mógłby handlować narkotykami - oświadczyła Eve, choć nie była tego wcale
taka pewna, ale chciała w to wierzyć. A jeśli słyszała samochód doktora, a nie Cartera? A jeśli Errol
znał doktora o wiele lepiej niż ona?
- Zawsze byłaś taka naiwna - odezwała się Wanda, łapiąc Eve za ramię i ciągnąc w głąb domku.
W środku było ciemno. Wanda pociągnęła ją do otwartej pokrywy w podłodze i pchnęła w stronę
schodów, które prowadziły do mrocznej czeluści piwniczki.
- Nie róbcie tego. Nikt nie będzie w stanie wam udowodnić, że zabiliście mojego dziadka. Ale jeśli
mnie zabijecie, to Carter zrobi wszystko, żeby was dorwać. - To nie była wielka grozba, ale gdy ją
wypowiedziała, czuła, że byłaby to prawda. - On mnie kocha. Zawsze mnie kochał. I będzie was
ścigać aż na koniec świąta.
- Kocha! I dlatego ożenił się z Deeną Turner! - Wanda roześmiała się szyderczo. - Mniejsza o to.
Pamiętaj, że to, co Carter tu znajdzie, nigdy nie będzie zapisane na nasze konto. Przecież to chata
WWÓZ ZMIERCI
201
doktorka. A to on podpisywał sfałszowane świadectwa urodzin. Gdy szeryf odnajdzie jego pokazną
sumkę odłożoną z handelku narkotykami, nie będzie dalej szukał. Uwierzy, że to doktorek latał w
nocy samolotami. I nie będzie nikogo, kto mógłby opowiedzieć mu inną historię. No, koniec gadania!
WÅ‚az tam!
- rozkazała Wanda. - Albo cię tam wrzucę!
Eve nie widziała już żadnej drogi ucieczki. Errol trzymał lufę pistoletu skierowaną na Bridgera i Eve
była pewna, że gdyby pociągnął za spust, winę przypisano by doktorowi.
- Przynajmniej przetnij mi tę taśmę na nadgarstkach - zwróciła się do Erroia. - Nic nie zrobię, bo
wiem, że zastrzeliłbyś mojego brata.
- Przetnij jej tę cholerną taśmę - warknął Errol. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • stargazer.xlx.pl